Выбрать главу

Kiedyś znów weźmie ją w ramiona, tym razem nie uciekając się do podstępu. A wtedy żadna siła na niebie ani na ziemi go nie powstrzyma.

Kiedy Amanda szorstko zadała następne pytanie, jej głos brzmiał dość niepewnie:

– Jak to się stało, że zjawiłeś się dokładnie o tej samej porze, o której się spodziewałam… hmmm… innego gościa?

– Zdaje się, że zostałem celowo wprowadzony w błąd przez naszą wspólną znajomą, panią Bradshaw.

– A skąd się znacie? – Szare oczy Amandy zwęziły się oskarżycielsko. – Jesteś jednym z jej klientów?

– Nie, Brzoskwinko – mruknął Jack. – W przeciwieństwie do ciebie, w tych sprawach nigdy nie uciekałem się do usług profesjonalistek. – Zobaczył, że twarz jej poczerwieniała jak burak i nie zdołał powstrzymać uśmiechu. Uwielbiał wyprowadzać ją z równowagi. Nie chciał jednak dokuczyć jej za bardzo, więc mówił dalej łagodnym tonem: – Znam panią Bradshaw, ponieważ właśnie wydałem jej pierwszą książkę, Grzechy pani B.

– Spodziewam się, że to nieprzyzwoita powieść – wymamrotała pod nosem Amanda.

– O, tak – przytaknął radośnie. – Zagraża moralności i wszelkim wartościom. Nie mówiąc już o tym, że to przebój sezonu.

– Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że to dla ciebie powód do dumy, a nie do wstydu.

Uniósł brwi, słysząc jej świętoszkowaty ton.

– Czy mam się wstydzić, że dopisało mi szczęście i udało mi się wydać książkę, która cieszy się uznaniem czytelników?

– Czytelnicy nie zawsze wiedzą, co jest dla nich dobre.

Uśmiechnął się leniwie.

– Pewnie chodzi ci o to, że czytanie twoich książek przyniosłoby im większy pożytek?

Amanda zaczerwieniała się z zażenowania i złości.

– Nie możesz porównywać moich powieści z wulgarnymi wspominkami osławionej właścicielki domu publicznego!

– Jasne, że nie – przytaknął szybko i zgodnie. – Od razu widać, że pani Bradshaw nie jest pisarką… Czytanie jej wspomnień przypomina słuchanie kuchennych plotek. Ty natomiast masz talent, który szczerze podziwiam.

Na pełnej wyrazu twarzy Amandy malowały się sprzeczne uczucia. Jak większość pisarzy, łaknęła pochwał, więc w głębi duszy musiała niechętnie przyznać, że ten komplement sprawił jej przyjemność. Nie chciała jednak wierzyć, że Jack mówi szczerze. Spojrzała na niego ironicznie i nieufnie.

– To zbyteczne pochlebstwo i nic dzięki niemu nie zyskasz – oznajmiła. – Proszę, oszczędź sobie trudu i wyjaśnij mi wszystko do końca.

Jack posłusznie wrócił do tematu.

– Podczas niedawnej rozmowy z panią Bradshaw wspomniałem jej, że nabyłem twoją powieść i chciałbym cię poznać osobiście. Zaskoczyła mnie wiadomością, że jesteś jej znajomą. Zasugerowała mi, że powinienem cię odwiedzić dokładnie o ósmej w czwartek wieczorem. Zapewniła, że zostanę miło przyjęty. – Nie potrafił się opanować i dodał: – Jak się zresztą potem okazało, miała rację.

Amanda zerknęła na niego z ukosa.

– Ale dlaczego chciała doprowadzić do takiej sytuacji? Jaki miała w tym cel?

Jack tylko wzruszył ramionami. Nie chciał się przyznać, że jego także od kilku dni dręczyło to samo pytanie.

– Wydaje mi się, że nie było w tym żadnej logicznej przyczyny. Jak większość kobiet, pani Bradshaw zapewne podejmuje decyzje, które nie podlegają prawom logiki.

– Pani Bradshaw chciała się zabawić moim kosztem – stwierdziła Amanda ponuro. – A może miał to być żart z nas obojga?

Potrząsnął głową.

– Wątpię, żeby miała taki zamiar.

– A o cóż innego mogło jej chodzić?

– Może powinnaś sama ją o to zapytać.

– Z pewnością to zrobię – oznajmiła z determinacją, która bardzo go rozśmieszyła.

– Daj spokój – powiedział łagodnie. – Przecież nie było tak źle, prawda? Nikt nie ucierpiał… i muszę podkreślić, że w takich okolicznościach większość mężczyzn nie zachowałaby się z taką dżentelmeńską powściągliwością.

– Dżentelmeńską? – wyszeptała, wrząc z oburzenia. – Gdybyś miał choć odrobinę uczciwości i zasad moralnych, przedstawiłbyś się, kiedy tylko zdałeś sobie sprawę z mojej pomyłki.

– Miałbym ci zepsuć urodziny? – zapytał z udawaną troską i uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy zobaczył, jak Amanda zaciska drobne piąstki. – Nie złość się, Amando. Jestem tym samym mężczyzną co tamtej nocy…

– Panno Briars – poprawiła go, przypominając sobie o etykiecie.

– Panno Briars. Jestem tym samym mężczyzną i wtedy się pani spodobałem. Czy jest jakiś powód, dla którego nie możemy zawrzeć pokoju?

– Owszem, jest. Bardziej mi się pan podobał jako męska prostytutka niż jako nieuczciwy, sprytny wydawca. Nie mogę też zaprzyjaźnić się z kimś, kto zamierza mnie szantażować. Co więcej, nigdy panu nie pozwolę na wydanie Historii damy. Wolałabym raczej spalić rękopis, niż zobaczyć go w pańskim posiadaniu.

– Obawiam się, że w tej sprawie nic już pani nie może zrobić. Zapraszam jednak panią jutro do mojego biura. Omówimy plany, jakie mam względem pani książki.

– Jeśli się panu wydaje, że choć przez chwilę dopuszczam możliwość… – zaczęła z gniewem, ale na widok zbliżającego się Talbota natychmiast zamilkła.

Na twarzy prawnika malowała się nieskrywana ciekawość. Patrzył na nich z uspokajającym uśmiechem, który wydymał jego krągłe policzki.

– Przysłano mnie tutaj, żebym was pogodził – oznajmił wesoło. – Bardzo proszę, żadnych kłótni między moimi gośćmi. Niech mi będzie wolno zauważyć, że ledwo się poznaliście, więc chyba nie ma powodu, żebyście patrzyli na siebie z taką wrogością.

Ta próba obrócenia ich sporu w żart zirytowała Amandę. Nie odrywając wzroku od twarzy Jacka, powiedziała:

– Właśnie się przekonałam, że wystarczy zaledwie pięć minut znajomości z panem Devlinem, żeby nawet święty stracił cierpliwość.

– Chce pani powiedzieć, że jest pani święta? – zapytał cicho Jack, patrząc na nią z rozbawieniem.

Zaczerwieniła się, zacisnęła usta i już miała wyrzucić z siebie potok gniewnych słów, ale Talbot pośpiesznie ją ubiegł.

– Och, panno Briars! – zawołał z przesadnie radosnym śmiechem. – Widzę, że przybyli pani przyjaciele, państwo Eastmanowie. Błagam, żeby zechciała pani odegrać rolę gospodyni przyjęcia. Proszę ich powitać razem ze mną. – Rzucił Jackowi ostrzegawcze spojrzenie, ujął Amandę pod ramię i pociągnął ją w stronę drzwi.

Zanim się oddalili, Jack pochylił się ku niej i wyszeptał jej do ucha:

– Przyślę powóz jutro o dziesiątej.

– Nie przyjadę – odrzekła cicho, zesztywniała z oburzenia. Tylko jej piersi pod czarnym, naszywanym dżetami jedwabiem unosiły się miarowo. Ten widok przyprawił Jacka o gorący dreszcz. Czuł, że jego ciało zaczyna niebezpiecznie reagować na bliskość Amandy. Obudziło się w nim nieznane dotychczas uczucie, coś na kształt chęci posiadania, jakieś dziwne, wewnętrzne ożywienie… może nawet czułość. Chciał jej pokazać swoje najlepsze cechy, nawet jeśli nie miał ich zbyt wiele; pragnął ją skusić i przekonać do siebie.

– Ależ przyjedziesz – powiedział. Miał niejasną świadomość, że ona tak samo nie potrafi się mu oprzeć, jak on jej.

Goście przeszli do jadalni o wykładanych mahoniem ścianach, w której stały dwa długie stoły, każdy nakryty na czternaście osób. Czterech lokajów w rękawiczkach i liberiach uwijało się cicho, usadzając gości, nalewając wino i wnosząc wielkie posrebrzane półmiski pełne ostryg. Później do kieliszków nalano sherry, a na stole pojawiła się gorąca zupa żółwiowa. Po pewnym czasie wniesiono turbota z sosem holenderskim.