– Pomóż mi zsunąć w dół tę koszulkę – wyszeptał chrapliwie. – Proszę, Amando.
Zawahała się. Przez chwilę słychać było tylko pośpieszne, urywane oddechy ich obojga. Potem zsunęła cienką halkę aż do talii, zupełnie obnażając piersi. Wydawało jej się niemożliwe, że leży wyciągnięta na kanapie z nieznajomym mężczyzną, półnaga, rzuciwszy gorset na podłogę.
– Nie powinnam tego robić – powiedziała drżącym głosem, na próżno starając się zakryć rękami pulchne piersi. – Nie powinnam była w ogóle wpuścić cię do domu.
– To prawda. – Z uśmiechem zdjął koszulę, ukazując niewiarygodnie piękny, imponująco umięśniony tors. Kiedy się pochylił, Amanda poczuła, że rośnie w niej napięcie. Próbowała nie zważać na swoje zahamowania i poczucie skromności. -Czy mam przestać? – zapytał, przyciągając ją do siebie. – Nie chciałbym cię przestraszyć.
Przycisnęła policzek do ramienia Jacka i przez moment napawała się dotykiem nagiej męskiej skóry. Nigdy jeszcze nie czuła się tak bezbronna, ale bardzo jej się to uczucie podobało.
– Nie boję się – powiedziała, oszołomiona i zdziwiona własną śmiałością. Nie osłaniając się już ramionami, przywarła nagim ciałem do piersi Jacka.
Z jego gardła wydobył się bolesny jęk. Ukrył głowę w zagłębieniu jej ramienia i całując ją, zaczął zsuwać się coraz niżej. Dotykał językiem jej piersi, zataczając leniwe kręgi, a ciepło jego oddechu parzyło ją jak ogień. Wolno, spokojnie przesunął się ku drugiej piersi, a ona załkała cicho, ponaglając go w ten sposób. Jack nie śpieszył się, jakby czas przestał istnieć i jakby miał całą wieczność, żeby cieszyć się ciałem Amandy.
Uniósł spódnicę i przywarł biodrami do jej ciała. Wciągnęła głęboko powietrze, czując jego nacisk dokładnie tam, gdzie najbardziej tego pragnęła. To nieprzyzwoite, że on tak dobrze zna kobiece ciało. Jego ruchy sprawiały, że przepływały przez nią fale rozkoszy. Czuła, że przepełnia ją jakaś pulsująca energia.
Wciąż oddzielały ich od siebie warstwy ubrania, spodnie, buty, bielizna, nie mówiąc już o uciążliwych fałdach materiału sukni Amandy. Nagle ogarnęło ją szokujące dla niej samej pragnienie, żeby się tego wszystkiego pozbyć i poczuć na sobie całkiem nagie ciało Jacka. Jakby czytając w jej myślach, roześmiał się niepewnie i chwycił ją za rękę.
– Nie, Amando… Dzisiaj nie stracisz dziewictwa.
– Dlaczego?
Położył jej dłoń na piersi i przywarł ustami do jej szyi.
– Ponieważ najpierw powinnaś się o mnie dowiedzieć kilku rzeczy.
Teraz, kiedy wyglądało na to, że Jack jednak nie uwiedzie jej do końca, Amanda strasznie tego zapragnęła.
– Ale przecież my się już nigdy nie spotkamy – odparła rozżalona. – No i dziś są moje urodziny.
Jack roześmiał się. Pocałował ją w usta i mocno przytulił, szepcząc do ucha czułe słówka. Jeszcze nikt do niej tak nie mówił. Mężczyzn onieśmielało jej opanowanie i zasadniczy sposób bycia. Żaden dżentelmen nie ośmielił się nazwać jej swoim kochaniem, ślicznotką, słodkim skarbem… i przy żadnym nie czuła, że te określenia naprawdę do niej pasują. Była wdzięczna Jackowi, że wprawił ją w taki nastrój, ale zarazem miała to sobie za złe. Teraz już dokładnie wiedziała, dlaczego nie powinna była sprowadzać tego tajemniczego osobnika do swojego domu. Lepiej było w ogóle nie zaznać takich wrażeń, skoro nigdy więcej nie miały być jej udziałem.
– Amando – wyszeptał, źle sobie tłumacząc przyczynę jej nagłego smutku. – Zaraz poczujesz się lepiej. Zaczekaj chwilę… Pozwól mi… – I wprawnie wsunął rękę pod spódnicę.
Amandzie kręciło się w głowie. Leżała nieruchomo, obejmując Jacka ramionami, kiedy dotykał aksamitnej skóry jej brzucha, a potem tam, gdzie nawet sama nigdy się nie dotykała. Nie mogąc się opanować, konwulsyjnie poruszała biodrami. Irlandzki akcent Jacka był teraz dużo wyraźniejszy.
– Czy właśnie tutaj cię boli, mhuirninl
Wtulona w jego szyję, wydała stłumiony okrzyk. Palce Jacka błądziły po najwrażliwszym miejscu jej ciała, a ona miała wrażenie, że zaczyna w niej płonąć ogień. Zniewolona, chętnie poddawała się jego pieszczotom. Odchyliła głowę do tyłu i wpatrzyła się w niego półprzytomnym wzrokiem. Jego oczy przybrały kolor, którego nigdy dotąd nie widziała, może jedynie w snach… Były jasne, jaskrawoniebieskie. Krzyknęła cicho i wygięła się w łuk, poddając się zalewającej ją fali rozkoszy.
Dała się unosić ekstazie, gdy wtem Jack z jękiem odsunął się od niej, usiadł i odwrócił głowę. Tak nagle przerwał pieszczoty, że czuła niemal fizyczny ból. Zrozumiała, że chociaż doprowadził ją do szczytu rozkoszy, sam nie mógł tego osiągnąć. Niepewnie położyła rękę na jego udzie, dając mu znać, że pragnie dostarczyć mu takiej samej przyjemności, jaką on dał jej. Nadal na nią nie patrząc, uniósł jej dłoń do ust i ucałował wnętrze.
– Amando – powiedział szorstkim głosem. – Nie mogę już dłużej sobie ufać. Muszę wyjść, dopóki jestem w stanie to zrobić.
– Zostań ze mną. Zostań na całą noc. – Zdziwiła się, słysząc w swoim głosie rozmarzony, tęskny ton.
Jack spojrzał na nią z ukosa i zobaczył rumieniec, który nie znikał z jej policzków. Pogładził jej dłoń, jakby chciał wetrzeć w skórę odcisk pocałunku, który przed chwilą tam złożył.
– Nie mogę.
– Czy… czy chodzi o to… że masz dziś jeszcze jedną wizytę? – zapytała z wahaniem. Na myśl o tym, że z jej ramion pójdzie prosto do innej kobiety, poczuła się okropnie.
Roześmiał się krótko.
– Dobry Boże, nie. Tylko że… – Urwał i spojrzał na nią przeciągle. – Wkrótce to zrozumiesz. – Pochylił się i pocałował ją lekko w podbródek, policzki i powieki.
– Już więcej… po ciebie nie poślę – oznajmiła zażenowana. Sięgnął po leżący obok pled i okrył ją starannie.
– Tak, wiem – odrzekł, wyraźnie rozbawiony.
Nie otwierając oczu, słuchała szelestu lnianej tkaniny, kiedy Jack ubierał się przy kominku. Ze wstydem, ale i z przyjemnością, rozmyślała o tym, co jej się przydarzyło tego wieczora.
– Dobranoc, Amando – powiedział cicho i odszedł, a ona została sama, półnaga, w pomiętej sukni, oświetlona tylko blaskiem ognia. Miękki, kaszmirowy pled otulał jej nagie ramiona. Rozpuszczone, wijące się włosy spływały na oparcie kanapy.
Przychodziły jej do głowy bezsensowne myśli… Miała ochotę odwiedzić Gemmę Bradshaw i wypytać ją o mężczyznę, którego tu dziś przysłała. Chciała dowiedzieć się o Jacku czegoś więcej. Ale czemu miałoby to służyć? On żył w zupełnie innym świecie – podejrzanym i zagadkowym. Nie mogłaby się z nim zaprzyjaźnić i choć dziś nie wziął od niej pieniędzy, następnym razem na pewno by to zrobił. Nie spodziewała się, że ogarną ją takie uczucia. Miała wyrzuty sumienia, ale czuła też jakąś tęsknotę. W całym ciele nadal rozpływało się rozkoszne ciepło, a po skórze przebiegały lekkie dreszcze, jakby ktoś lekko dotykał jej piórkiem. Przypomniała sobie jego śmiałe dłonie, usta na swoich piersiach i z jękiem wstydu zakryła pledem twarz.
Jutro rozpocznie resztę swojego życia, tak jak to sobie obiecała. Ale tej nocy pozwoli sobie na fantazje o mężczyźnie, który już w tej chwili wydawał jej się bardziej postacią ze snu niż człowiekiem z krwi i kości.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wyszeptała sama do siebie i uśmiechnęła się.
3
Po śmierci ojca Amanda bez wahania podjęła decyzję o przeprowadzce do Londynu. Mogła zostać w Windsorze. W tym mieście, oddalonym zaledwie około czterdziestu kilometrów od Londynu, znalazłaby również kilku zasługujących na uwagę wydawców. Mieszkała tam od urodzenia. Siostry wraz z rodzinami osiedliły się w najbliższej okolicy, jej natomiast ojciec zapisał w testamencie mały, ale wygodny rodzinny dom Briarsów.