– Dlaczego? – spytał ponuro Jack.
– Och, daj spokój. Obraziłabym ją, gdybym jej przysłała któregoś z tych bezmózgich pięknisiów, żeby ją pozbawił dziewictwa. Myślałam nad tym wszystkim, zastanawiałam się, skąd wziąć odpowiedniego dla niej mężczyznę, a wtedy zjawiłeś się ty. – Wzruszyła z wdziękiem ramionami, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. – Bez trudu wszystko obmyśliłam. Postanowiłam wysłać tam ciebie. A ponieważ nie usłyszałam od panny Briars słowa skargi, domyślam się, że spisałeś się, jak należy, i była z ciebie zadowolona.
Być może z powodu niezwykłości tej sytuacji, lub zafascynowania Amandą Briars, Jackowi dotychczas na myśl nie przyszło, że ma wobec Gemmy dług wdzięczności. Mogła przecież wysłać jakiegoś aroganckiego gówniarza, który nie doceniłby urody i klasy Amandy. Odebrałby jej niewinność bez najmniejszego zastanowienia, tak jak się zrywa jabłko z jabłoni. Na samą myśl o tym czuł, że dzieje się z nim coś niepokojącego.
– Mogłaś mnie powiadomić o swoim planie – warknął. Czuł złość, ale i coś w rodzaju ulgi. Dobry Boże, a gdyby tamtego wieczoru na progu domu Amandy niespodziewanie zjawił się jakiś inny mężczyzna, a nie on?
– Nie chciałam ryzykować. Bałam się, że odmówisz. I wiedziałam, że kiedy już poznasz pannę Briars, nie będziesz w stanie się jej oprzeć.
Jack nie miał zamiaru dawać jej satysfakcji i nie przyznał, że się ani trochę nie pomyliła.
– Gemmo, skąd ci przyszło do głowy, że trzydziestoletnie stare panny to coś w moim guście?
– Jak to skąd? Przecież jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody! – zawołała. – To od razu widać.
Ze zdziwienia uniósł wysoko brwi.
– Podobni? Pod jakim względem?
– Zacznijmy od tego, że oboje uważacie swoje serce za rodzaj mechanizmu, który wymaga naprawy. – Prychnęła rozbawiona i mówiła dalej nieco łagodniejszym tonem. – Amanda Briars potrzebuje kogoś, kto by ją pokochał, a jednak wydaje jej się, że łatwo rozwiąże ten problem, jeśli zapłaci za jedną noc w towarzystwie męskiej prostytutki. A ty, mój drogi, od dawna robisz wszystko, żeby nie zdobyć tego, czego ci najbardziej potrzeba -towarzyszki życia. Ożeniłeś się ze swoją firmą, z której chyba nie masz wiele pożytku w pustym łóżku w środku nocy.
– Mam tyle towarzystwa, ile tylko zapragnę. Przecież nie jestem mnichem.
– Nie mówię o stosunkach cielesnych, osiołku. Nigdy nie brakowało ci prawdziwej towarzyszki życia, kogoś, komu mógłbyś zaufać, zwierzyć się… kogo mógłbyś pokochać?
Jack z irytacją zdał sobie sprawę, że nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Miał niemal nieograniczony wybór znajomych, przyjaciółek, nawet kochanek. Nigdy jednak nie spotkał kobiety, która umiałaby zaspokoić jego potrzeby fizyczne i uczuciowe, a wina leżała po jego stronie, a nie którejkolwiek ze znanych mu dam. Czegoś mu brakowało… nie potrafił się otworzyć i dlatego jego stosunki z kobietami były bardzo powierzchowne.
– Trudno nazwać Amandę Briars idealną partnerką dla takiego samolubnego łajdaka jak ja – powiedział.
– Doprawdy? – Gemma uśmiechnęła się prowokacyjnie. -A może byś spróbował? Rezultaty mogłyby cię zaskoczyć.
– Nigdy bym się nie spodziewał, że zechcesz odgrywać rolę swatki.
– Od czasu do czasu lubię eksperymentować – odparła lekkim tonem. – A ten eksperyment będę obserwowała z wielkim zainteresowaniem. Bardzo jestem ciekawa, czy się uda.
– Nie uda się – zapewnił ją. – A nawet gdyby się udał, to prędzej się powieszę, niż ci o tym powiem.
– Kochanie – zamruczała. – Tak okrutnie pozbawiłbyś mnie odrobiny rozrywki? Przecież miałam dobre intencje. A teraz opowiedz mi, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Umieram z ciekawości.
Devlin starał się, żeby jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
– Nic się nie wydarzyło.
Gemma wybuchnęła perlistym śmiechem.
– Mogłeś wymyślić jakąś sprytniejszą odpowiedź. Być może bym ci uwierzyła, gdybyś twierdził, że trochę poflirtowaliście lub nawet pokłóciliście się… Ale to, że nic się nie wydarzyło, jest zupełnie niemożliwe.
Jack nie miał zwyczaju zwierzać się ze swoich prawdziwych uczuć. Już dawno nauczył się, jak gawędzić niezobowiązująco, nie ujawniając nic o sobie. Zawsze twierdził, że nie warto nikomu powierzać swoich sekretów, ponieważ ludzie nie potrafią dochować tajemnicy.
Amanda Briars to piękna kobieta, która udawała brzydką. Była dowcipna, inteligentna, odważna, rozsądna i przede wszystkim interesująca. Dręczyło go jednak to, że nie wiedział, czego od niej chce. W jego świecie każda kobieta spełniała jasno określoną rolę. Jedne były partnerkami do interesującej rozmowy, inne służącymi rozrywce kochankami, z niektórymi prowadził interesy, a większość była tak nudna lub tak otwarcie polowała na męża, że należało za wszelką cenę ich unikać. Amanda nie pasowała do żadnej z tych kategorii.
– Pocałowałem ją – przyznał nagle Jack. – Jej dłonie pachniały cytryną. Czułem… – Nie znajdując słów na wyrażenie tego, co chciał powiedzieć, zamilkł. Ku swemu narastającemu zdumieniu coraz wyraźniej widział, że spotkanie z Amandą mocno nim wstrząsnęło.
– Tylko tyle powiesz? – zapytała z żalem Gemma, zirytowana jego milczeniem. – Cóż, skoro nie potrafisz się zdobyć na lepszy opis, nie dziwię się, że nigdy nie napisałeś powieści.
– Pragnę jej, Gemmo – powiedział cicho. – Ale to nie jest dobrze. Ani dla mnie, ani dla niej. – Urwał i uśmiechnął się ponuro. – Gdybyśmy nawiązali romans, źle by się to skończyło dla obu stron. Wkrótce zapragnęłaby rzeczy, których nie mógłbym jej dać.
– A skąd to wiesz? – zapytała z dobroduszną kpiną.
– Bo nie jestem głupcem. Amanda Briars to kobieta, która potrzebuje czegoś więcej niż namiastki mężczyzny. I w pełni na kogoś takiego zasługuje.
– Namiastka mężczyzny – powtórzyła rozbawiona tym wyrażeniem Gemma. – Dlaczego tak mówisz? Z tego, co słyszałam o twojej anatomii, kochany, jako mężczyzna jesteś bardzo dobrze wyposażony.
Jack postanowił nie wdawać się w dalsze tłumaczenia, wiedząc, że Gemma nie lubi ani nie potrafi rozmawiać o problemach, które nie znajdują konkretnego rozwiązania. On sam też nie widział rozwiązania tej sytuacji. Uśmiechnął się do pokojówki, która weszła do saloniku, niosąc kawę, śmietankę i cukier.
– Cóż – wymamrotał pod nosem. – Dzięki Bogu, na świecie są też inne kobiety, nie tylko Amanda Briars.
Gemma litościwie pozwoliła mu zmienić niewygodny dla niego temat.
– Powiedz tylko słowo, jeśli kiedyś zapragniesz towarzystwa którejś z moich dziewcząt. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla swojego drogiego wydawcy.
– To mi o czymś przypomniało… – Jack urwał, wypił łyk gorącej kawy, a po chwili mówił dalej, rozmyślnie zachowując obojętny wyraz twarzy. – Dziś rano w biurze złożył mi wizytę lord Tirwitt. Był niezadowolony z opisu własnej osoby w twojej książce.
– Doprawdy? – spytała Gemma bez większego zainteresowania. – Co ten stary piernik miał do powiedzenia?
– Chciał mnie nadziać na swoją laskę z ostrzem.
Gemma wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
– Coś podobnego! – Z trudem chwytała oddech. – A ja potraktowałam go tak łagodnie. Nie uwierzyłbyś, o ilu jego wyczynach nie napisałam. Były po prostu zbyt niesmaczne, żeby wydać je drukiem.
– No tak, a przecież trudno ci zarzucić przesadnie dobry smak. Na twoim miejscu nakazałbym personelowi zwiększyć czujność, na wypadek gdyby nasz lord zechciał cię odwiedzić, kiedy już opuści areszt przy Bow Street.
– Nie przyjdzie tu – powiedziała Gemma, ocierając łzę śmiechu, która spłynęła z jej podkreślonego henną oka. – To by tylko potwierdziło te nieprzyjemne plotki. Ale dziękuję ci za ostrzeżenie, kochany.
Jeszcze przez chwilę gawędzili przyjaźnie o interesach, inwestycjach i polityce. Jack lubił ironiczne poczucie humoru Gemmy i jej daleko posunięty pragmatyzm. Oboje zgadzali się, że nie należy w sobie pielęgnować przywiązania do jakiejkolwiek osoby, partii czy ideału. Popierali liberałów lub konserwatystów w zależności od tego, co było korzystniejsze dla ich własnych interesów. Gdyby znaleźli się na tonącym okręcie, byliby pierwszą parą szczurów, która by z niego uciekła, a po drodze ukradliby jeszcze łódź ratunkową.