Odwróciła głowę w bok, senna i osłabiona. Oczy same jej się zamykały, kiedy poczuła, że Jack rozpina guziki jej sukni. Jeden, drugi, trzeci… Materiał rozchylił się, obnażając nagą skórę. Wodził usta po wrażliwych miejscach na jej szyi, aż cicho jęknęła.
– Jack… Jestem taka zmęczona… Chyba nie…
– Nie musisz nic robić – wyszeptał. – Tylko pozwól mi się dotykać. Już tyle czasu minęło, najdroższa.
Amanda wzięła głęboki oddech i nie próbowała nic więcej mówić. Odchyliła głowę i niczym w sennym marzeniu pozwoliła mu coraz śmielej pieścić dłońmi i językiem każdy zakamarek swojego ciała. Gdy myślała, że już dłużej nie wytrzyma tych tortur, rozkosz eksplodowała w niej niczym ognista kula.
Kiedy po dłuższej chwili szaleńcze bicie jej serca wreszcie się uspokoiło, wyciągnęła ramiona do Jacka, a ten wziął ją na ręce i ułożył w pościeli.
– Chodź ze mną do łóżka – wyszeptała.
– Musisz odpocząć – odrzekł, stając obok.
Chwyciła go za spodnie i szarpnęła do siebie tak energiczne, że jeden guzik sam się rozpiął.
– Zdejmij to – poleciła, pomagając mu rozpiąć resztę guzików.
Błysnął zębami w uśmiechu i posłusznie się rozebrał. Kiedy się do niej przytulił, zadrżała i uspokoiła się.
– A co teraz? – zapytał.
– Nie skończyłam jeszcze deseru – powiedziała, a potem już nie było żadnych słów ani myśli, tylko oni dwoje i łącząca ich namiętność.
Gdy zupełnie wyczerpani leżeli wtuleni w siebie, Jack nagle wybuchnął śmiechem.
– Z czego się śmiejesz? – zaciekawiła się Amanda.
– Wspominałem tamten wieczór, kiedy się poznaliśmy… Chciałaś mi wtedy za to zapłacić. Próbowałem obliczyć, ile mi jesteś winna teraz, kiedy już tyle razy byliśmy w łóżku.
Roześmiała się.
– Jak możesz w takiej chwili myśleć o pieniądzach?
– Bardzo mi odpowiada, że jesteś u mnie zadłużona po uszy. Dzięki temu nigdy się ode mnie nie uwolnisz.
Uśmiechnęła się i przyciągnęła go do siebie.
– Jestem twoja – wyszeptała z ustami przy jego ustach. – Teraz i zawsze. Jesteś zadowolony?
– O, tak. – I przez resztę nocy niestrudzenie dowodził, jak bardzo jest z tego zadowolony.
Epilog
Tato, miałeś mnie złapać! – zawołał mały chłopczyk i przy-dreptał do wyciągniętego na trawie ojca.
Jack uśmiechnął się leniwie do ciemnowłosego malca. Synek nazywał się Edward, po ojcu Amandy. Nieustannie rozpierała go energia, a słownictwo miał o wiele bogatsze niż przeciętny trzylatek. Mały Edward lubił mówić, co nie było niczym dziwnym, zważywszy na to, kim byli jego rodzice.
– Synu, bawiłem się z tobą w berka prawie godzinę -tłumaczył cierpliwie Jack. – Daj swojemu staruszkowi kilka minut wytchnienia.
– Ale jeszcze nie skończyliśmy!
Jack ze śmiechem chwycił malca, pociągnął go na ziemię i połaskotał.
Amanda uniosła wzrok znad papierów i popatrzyła na nich z radością. Najgorętszą część lata spędzali w odziedziczonym przez Jacka wiejskim majątku. Posiadłość była tak pięknie położona, że zasługiwała na uwiecznienie przez Rubensa. Brakowało tylko amorków i obłoków na niebie.
Za siedemnastowiecznym domem rozciągał się piękny ogród, który tuż przy domu był starannie utrzymany, a dalej przekształcał się w dziki park, pełen bujnej zieleni. W oddali połyskiwał niewielki staw. Rodzina często urządzała sobie pikniki pod majestatycznym starym jaworem, wokół którego rosły hortensje. W stawie, otoczonym soczyście zieloną trawą i kwitnącymi żółtymi irysami, można było dla ochłody moczyć nogi.
Czując miłą sytość po obfitym posiłku, który przyrządziła i zapakowała dla nich kucharka, Amanda starała się skupić na pracy. Od czterech lat była redaktorem naczelnym „Coventry Quarterly Review" i pod jej rządami pismo to stało się jednym z najbardziej poczytnych periodyków w Anglii. Amanda była dumna ze swojego sukcesu, a zwłaszcza z tego, że udało jej się dowieść, iż kobieta na kierowniczym stanowisku może być równie śmiała, mądra i wolnomyślna jak mężczyzna. Kiedy czytelnicy wreszcie się dowiedzieli, że siłą napędową kwartalnika jest kobieta, szum wywołany tym faktem tylko pomógł zwiększyć jego sprzedaż. Jack zgodnie z obietnicą wspierał żonę i bronił jej, ostro zaprzeczając wszelkim sugestiom, jakoby to on, a nie ona, w rzeczywistości o wszystkim decydował.
– Moja żona nie potrzebuje pomocy do wyrażania własnych opinii – ironicznie oznajmił krytykom. – Jest zdolniejsza i bardziej profesjonalna niż wielu znanych mi mężczyzn. – Zachęcał Amandę, żeby cieszyła się świeżo zdobytą popularnością i korzystała z każdego zaproszenia na przyjęcie czy bal. Jej „przenikliwy umysł" i „oryginalne poczucie humoru" budziły zachwyt w najwyższych kręgach literackich i rządowych.
– Wszyscy chcą mnie oglądać jak żyrafę w menażerii -pożaliła się pewnego razu Jackowi po jakimś przyjęciu, na którym każda jej wypowiedź była skrupulatnie analizowana. -Dlaczego niektórym tak trudno uwierzyć, że ktoś, kto nosi suknię, może samodzielnie myśleć?
– Nikt nie lubi, kiedy kobieta jest zbyt mądra – odparł Jack i uśmiechnął się, widząc jej irytację. – My, mężczyźni, chcemy utrzymać swoją uprzywilejowaną pozycję.
– A dlaczego ty nie czujesz się zagrożony kobiecą inteligencją? – zapytała, marszcząc czoło.
– Bo wiem, jak cię utrzymać tam, gdzie twoje miejsce -odparł z szerokim uśmiechem i musiał szybko się cofnąć, kiedy rzuciła się na niego, żeby go ukarać za to bezczelne stwierdzenie.
Uśmiechając się do swych wspomnień, Amanda słuchała, jak Jack opowiada synowi bajkę o smokach, tęczy i magicznych zaklęciach. Znużony malec w końcu zasnął na ojcowskich kolanach, a Jack ostrożnie ułożył go na rozłożonym na trawie kocu.
Amanda udawała, że nie zauważa męża, kiedy usiadł obok niej.
– Odłóż to – polecił i ukrył twarz w jej rozpuszczonych włosach.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Mam wymagającego pracodawcę, który strasznie gdera, kiedy się spóźniam z nowym wydaniem.
– Wiesz, jak przerwać jego gderanie.
– Nie mam na to teraz czasu – oznajmiła rzeczowo. -Proszę cię, pozwól mi pracować w spokoju. – Nie zaprotestowała jednak, kiedy otoczył ją ramieniem. Pocałował ją w szyję, przyprawiając ją o słodki dreszczyk.
– Wiesz, jak bardzo cię pragnę? – Położył rękę na brzuchu żony, gdzie delikatnie poruszało się w niej ich drugie dziecko. Potem powiódł dłonią w dół i wsunął ją pod suknię. Papiery wysunęły się z rąk Amandy i spadły na trawę.
– Jack – szepnęła zdyszanym głosem i przysunęła się do niego. – Nie przy Edwardzie.
– Przecież śpi.
Amanda odwróciła się do męża i pocałowała go wolno i namiętnie.
– Musisz zaczekać, aż zapadnie wieczór – powiedziała, kiedy ich usta się rozłączyły. – Niepoprawny z ciebie drań. Jesteśmy małżeństwem od czterech lat. Dawno powinieneś się mną znudzić jak każdy przyzwoity mąż.
– Na tym właśnie polega twój problem – zauważył rozsądnie, gładząc ją pod kolanem. – Nigdy nie byłem przyzwoity. Sama powiedziałaś, że jestem draniem.
Amanda z uśmiechem osunęła się na rozgrzaną trawę i pociągnęła go za sobą. Zarys jego szerokich ramion przesłonił jej słoneczne błyski, przedzierające się przez gęste listowie nad głową.
– Na szczęście już się przekonałam, że o wiele zabawniej jest być żoną drania niż dżentelmena.
Jack uśmiechnął się, ale w jego spojrzeniu widać było cień zadumy.
– Gdybyś mogła cofnąć się w czasie i coś zmienić… – powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy.
– Za żadne skarby świata nic bym nie zmieniła – odparła Amanda. – Mam wszystko, o czym kiedykolwiek śmiałam marzyć.
– A więc nie bój się marzyć dalej – wyszeptał i przywarł ustami do jej ust.