Выбрать главу

– Chyba się nie boisz?

– Kto? Ja? – Naprawdę chciała odbyć z nim poważną szczerą rozmowę, jednakże chwilowo była po prostu nie była w stanie tego zrobić. Jej spojrzenie przywarło do Białego Wilka. Mogłaby przysiąc, że wpatrywał się prosto w jej twarz, zupełnie jakby szacował ją wzrokiem.

Mógł się sam przekonać, ile jest warta. To że ją zachwycał, nie powstrzymywało wzrostu poziomu adrenaliny w jej krwi. Nie była w stanie odetchnąć. Nieważne, jak bardzo był piękny, jak fascynujący… gdyby tylko postanowił zaatakować, w jednej chwili stałaby się jego przekąską. To samo dotyczyło reszty stada.

– Ta szara wilczyca z ciemnym pasem na grzbiecie to Scarlett – objaśniał Steve jak gdyby nigdy nic. – To imię znakomicie do niej pasuje. Jest zadziorna i rozpuszczona. Oczko w głowie całej grupy. Wszyscy chłopcy znoszą jej smakołyki. Zdołała ich przekonać, że jest najładniejszą panienką w okolicy. Nie było to zbyt trudne, zważywszy, że w tej chwili nie ma tu żadnych innych dorosłych samic. A tamten jasnoszary z krzywym ogonem to Grom.

– Ładne imię.

Grom to osobnik stojący najniżej w hierarchii grupy. Ostatni, który zabiera się do jedzenia; wyżywają się na nim wszystkie inne samce. W każdym stadzie znajdzie się jeden szczególnie potulny zwierzak, bo ktoś musi być kozłem ofiarnym, ale Grom ma dość sił, by zająć lepszą pozycję. Brakuje mu jedynie charakteru. Robi dużo hałasu, ale w rzeczywistości to mięczak. – To miło.

– Widzisz tamtego, stojącego najbliżej Białego Wilka? Zwróć uwagę na jego niebieskie oczy i biały pysk. Nazywa się Hamlet. Zawsze musi dramatyzować, stale sprzeciwia się innym, wszystko dokładnie planuje. Nie potrafi działać tak po prostu. Mary? – Słucham?

– Świetnie ci idzie – stwierdził łagodnie Steve. – Postępowanie z drapieżnikami wymaga pewnej metody. Najprawdopodobniej wiesz o tym lepiej ode mnie, ponieważ jesteś kobietą i musisz sobie radzić z facetami w barze. Jeśli okażesz strach, staniesz się zdobyczą. Pojedynczy wilk zazwyczaj nie okazuje wrogości. Jest ciekawy, inteligentny i z natury bardzo towarzyski. Jednakże w grupie ich zachowanie się zmienia, stają się wtedy bardziej agresywne. Potrafią wywęszyć strach i kiedy wyczują go u innego zwierzęcia, ów zapach budzi w nich agresję.

– A tego zdecydowanie nie chcemy – zdołała wykrztusić Mary Ellen.

Steve uśmiechnął się do niej zachęcająco, powoli odginając jej palce, które ściskały rękaw jego kurtki.

– Poza tym jesteś ze mną więc nie musisz się bać. Wiesz, że nie pozwolę, aby cokolwiek ci się stało. – Jakby te słowa załatwiały sprawę, wcisnął jej brezentowy worek.

– Kości łosia. Ich przysmak. Wierz mi, doskonale wiedzą, co tam masz. Od razu wyczuły te kości. Po prostu rzuć im je, dobrze?

Wysłuchała spokojnie tego, co powiedział, sama jednak miała znacznie lepszy pomysł.

– Szczeniaki pewnie są bardzo głodne. Co powiesz na to, żebyś to ty załatwił sprawę z kośćmi, a ja cichutko podejdę do sań i przygotuję pokarm…

– Nie. Chcę, żeby wilki dostały te kości od ciebie. To pomoże im uznać cię za przyjaciółkę.

– Aha.

Woń wydobywająca się z brezentowego worka żadną miarą nie mogła pretendować do miana aromatu. Jednakże dłoń Mary Ellen wsunęła się do środka. Jeśli nie może się od tego wykręcić – a do diabła, naprawdę nie chciała by Steve dowiedział się, jak wielkim jest tchórzem – potrzebny jest jej nowy pomysł na przeżycie. Po prostu ciśnie te kości na odległość jakichś dziesięciu kilometrów. Daleko. Bardzo daleko.

Jednakże, choć mocno się zamachnęła pierwsza kość wylądowała jakieś trzy metry od niej.

Nie więcej niż trzy metry. Nie dotarła nawet na szczyt zbocza. Mary Ellen sądziła, że Biały Wilk, przywódca grupy, zgarnie dla siebie pierwsze kęsy, lecz wielki zwierzak, nie spuszczając z niej wzroku, trwał w bezruchu. Ciemnoszara wilczyca imieniem Scarlett skoczyła naprzód i głośno warcząc pochwyciła kość.

Po karku Mary Ellen spłynęła chłodna strużka potu. Jej ręce poruszały się jak błyskawice, gdy próbowała jak najszybciej pozbyć się kości, rozrzucając je zręczniej, niż krupier w Las Vegas rozdaje karty.

Ku jej przerażeniu, Steve nie stał już u jej boku. Uświadomiła to sobie w chwili, gdy zaryzykowała i na ułamek sekundy oderwała wzrok od wilków. Odkryła wtedy, że, jak na łajdaka bez serca przystało, cofnął się o krok – całe pół metra! – przez cały czas przemawiając cicho i spokojnie.

– Dobra dziewczynka. Wiem, że ich warczenie brzmi groźnie, ale musisz pamiętać, że wilki nie potrafią mówić. Komunikują się ze sobą wyłącznie za pośrednictwem pewnych dźwięków i zachowań. Dominacja, oto kluczowa reguła stada. Biały Wilk to główny szef. Pozostałe robią to, co im każe, więc można by sądzić, że jest najtwardszy z całej grupy, nieprawdaż? Tak właśnie uważali kiedyś ludzie badający zachowanie wilków. Przypuszczali, że samiec alfa – a jest nim Biały Wilk – zdobywa swą pozycję w walce. Ale prawda jest bardziej skomplikowana. W rzeczywistości reszta stada go kocha.

– Kocha go?

Powoli oddech Mary Ellen uspokajał się. Bóg jeden wie, co się stanie, kiedy zabraknie jej kości, na razie jednak wilki kompletnie przestały się nią interesować. Mimo wszystko skojarzenie słowa „miłość” z ich zachowaniem wymagało ogromnego wysiłku wyobraźni.

– Tak, kochają – powtórzył Steve. – Gdyby tak nie było, nie słuchałyby go. Siła nie wystarczy, aby zostać królem stada. Musi jeszcze udowodnić innym, że potrafi o nie zadbać, iż mogą mu zaufać. Wilki nigdy nie posłuchają dyktatora. Wprawdzie boją się go odrobinę, ale lęk przed dominującym samcem to rzecz naturalna w przypadku każdego gatunku. Żaden samiec alfa nie zdobył swej pozycji, tyranizując pozostałe osobniki. Muszą go pokochać. Czy zaczyna brakować ci kości?

– Owszem. To już ostatnia.

– Doskonale, Słoneczko, świetnie się spisałaś.

Nie tylko znów do niej podszedł, ale zachowywał się tak, jakby dokonała czegoś niezwykłego – na przykład rozwiązała problem głodu w Afryce. Chwycił ją za ramiona i uścisnął z entuzjazmem.

Nawet jej nie pocałował, tylko przyjacielsko uścisnął. A jednak to znowu się zdarzyło, pomyślała z rozpaczą. Gdy tylko znalazła się blisko niego, zapominała o wszystkim, czego, logicznie rzecz biorąc, powinna się obawiać.

To przecież czyste szaleństwo. Steve nie był mężczyzną dla niej. Nie miała żadnych złudzeń. Odpowiednia dla niego kobieta musiałaby mu dorównywać. Powinna to być prawdziwa ryzykantka, o mocnym charakterze i niezłomnej pewności siebie – a nie ktoś, kto tylko udawał taką osobę. Może potrafiła oszukać jego, ale nie samą siebie. Niemniej jej uczucie do tego człowieka wzrastało z każdą chwilą – wbrew jej woli, chyłkiem, jak skradający się kot.

Niewątpliwie część problemu stanowiła więź łącząca go z potężnym przywódcą stada. Za każdym razem, gdy wspominał o Białym Wilku, uderzały ją liczne podobieństwa. Obaj byli samcami alfa. Mieli w sobie siłę i dumę, a także to niewidzialne coś, co różniło ich od pozostałych przedstawicieli własnego gatunku. Umiłowanie życia w samotności i lojalność stanowiły integralną część ich osobowości, a kiedy Steve wspomniał o lęku przed dominującym samcem, od razu zrozumiała, o co mu chodzi.

Ale przecież Steve nie dał jej absolutnie żadnych powodów, dla których miałaby się go bać. Przebywając w jego obecności człowiek czuł się zupełnie naturalnie. Na przykład tak jak teraz.

– I co – zapytał – gotowa jesteś zająć się tymi małymi piekielnikami?

– Hej, uważaj, jak nazywasz moje ukochane maleństwa, frajerze.

Te słowa dały jej wyczekiwany pretekst, by uwolnić się z niebezpiecznego uścisku i podbiec do sanek, które Steve przyciągnął za sobą. Na sankach przywiązane były pojemniki z jedzeniem dla dorosłych wilków oraz osobna skrzynka zawierająca obiad dla szczeniąt. Uniosła jedną z butelek i zaczęła nią potrząsać.