Выбрать главу

– No, dalej. Słyszałeś mnie, kochany. Podejdź tutaj. Czujesz przecież jedzenie. Już wcześniej czułeś zapach mleka na swoich szczeniakach, prawda? Ale skoro sam nie potrafisz się domyślić, że jestem przyjacielem, musisz po prostu podejść i mnie powąchać. Przestań wygłupiać się z warczeniem i chodź tu, malutki. No już, kochasiu…

Biały Wilk warknął i zaczął grzebać łapami w śniegu, wyraźnie zaniepokojony nieoczekiwanym zachowaniem człowieka. Wielki samiec nie był jedyny. Po karku Steve'a spłynęła lodowata strużka potu. Jego żołądek przeszył gwałtowny ból, palec tkwił nieruchomo na spuście broni.

Zobaczył, jak wilk przechyla głowę, po czym niespokojnym krokiem zbliża się do kobiety. Nie wierząc własnym oczom patrzył, jak długi pysk zwierzęcia z wahaniem wącha smukłą, białą zupełnie bezbronną dłoń. Ręce Steve'a były tak mokre od potu, że palec ześliznął mu się z cyngla. A może był to szok? Na własne oczy ujrzał bowiem, jak język Białego Wilka wysuwa się spomiędzy zębów i oblizuje rękę Mary Ellen.

– Grzeczny chłopczyk, mądry chłopczyk. Prawdziwy z ciebie skarb. Prędzej bym umarła, niż skrzywdziła ciebie albo twoje dzieci. Musiałeś tylko sam do tego dojść, prawda? Chcesz popatrzeć, jak karmię twoje maleństwa?

Dochodziło południe, kiedy Mary Ellen dotarła w końcu do przyczepy. Zawahała się w progu, nie chcąc wpadać nie zapowiedziana, ale wolałaby też nie budzić Steve'a pukaniem, gdyby przypadkiem udało mu się zasnąć.

Kiedy jednak ostrożnie uchyliła drzwi, odkryła że Steve nie tylko nie śpi, ale przechadza się po pokoju. Z początku nie dostrzegła wyrazu jego twarzy.

– Jak się czujesz?

– Szczerze mówiąc, jakby ktoś zwalił mnie z nóg.

– To normalne przy gorączce. – Postawiła na stole wszystkie butelki i akcesoria po czym uwolniła się z ciężkiego okrycia.

– Gorączka spadła. Nic mi nie jest.

Przecież nie mogła mu uwierzyć na słowo! Wspięła się na palce i przytknęła dłoń do jego czoła.

– A niech mnie…! Rzeczywiście masz chłodną skórę. Więcej nawet, niemal zimną. – Zakołysała się w przód i w tył, próbując dokładnie go obejrzeć. Nie było to łatwe. Bez wątpienia z rozczochranymi włosami i zarostem na twarzy wyglądał inaczej, lecz blask w jego oczach nie osłabł ani na moment.

Steve całkowicie zlekceważył kwestię własnego zdrowia.

– Jak ci poszło? – spytał niecierpliwie.

– Chodzi ci o wilki? Świetnie. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo szczeniaki urosły w ciągu tych kilku dni, kiedy ich nie widziałam. Są takie aktywne i tak uroczo niezgrabne. Zaczynają już chodzić. Dwa z nich wywędrowały nawet na zewnątrz gniazda.

– Nie miałaś żadnych kłopotów z Białym Wilkiem albo którymś innym dorosłym osobnikiem?

– Na Boga nie! – Ruszyła w stronę kuchenki z zamiarem odgrzania przyniesionego wcześniej rosołu. Skoro Steve czuje się lepiej, potrzeba mu teraz jedzenia dla odzyskania sił. Nie zamierzała opowiadać mu o tych kilku przerażających chwilach, kiedy stanęła naprzeciw Białego Wilka.

Steve szanował jej inteligencję i fachowość. Przyjął, że potrafi znakomicie sobie poradzić z jego maleństwami, w przeciwnym razie nigdy nie poprosiłby jej o pomoc. Jak mogła mu powiedzieć, że o mały włos nie uciekła i nie zawiodła go w chwili, kiedy najbardziej jej potrzebował?

– Więc nie wydarzyło się nic szczególnego? Nie przestraszyłaś się?

– Przestraszyłam? Ja? A teraz siądź przy stole, a ja przygotuję rosół. Wierz mi, jak spróbujesz makaronu, umrzesz z wrażenia. Moja mama zawsze przygotowywała taki własnoręcznie; twierdziła że to zupełnie co innego niż kluski z paczki. Czemu się śmiejesz?

– Może dlatego, że wciąż robisz rzeczy, które zmuszają mnie do śmiechu.

Na przykład co, chciała zapytać, ale zanadto lękała się jego odpowiedzi. Szło im świetnie, od początku radzili sobie znakomicie, dopóki potrafiła utrzymać swoje hormony i emocje na wodzy i odgrywać rolę, na jakiej najbardziej jej zależało – przyjaciółki. Szczerej, naturalnej, prawdziwej przyjaciółki.

Opróżniła talerz, po czym oparła się o stół, obserwując, jak Steve bierze sobie dolewkę, a potem następną.

– Najwyraźniej czujesz się lepiej – stwierdziła z ulgą.

– Mówiłem ci przecież.

– Wiem. Ale mężczyźni nigdy nie mówią prawdy, kiedy są chorzy. Zazwyczaj zachowujecie się gorzej niż małe dzieci. Nie można wierzyć ani jednemu waszemu słowu.

– Hej! – Zachichotał, słysząc szyderczy ton w jej głosie i sięgnął po następny kawałek chrupiącej bagietki. – Wciąż jestem słaby i potrzebuję towarzystwa.

– Ha! Chcesz po prostu, żebym została i pozmywała naczynia. A skoro jesteś chory, powinieneś był zadzwonić do mnie wcześniej. Zawsze chętnie pomogę ci w karmieniu szczeniaków.

– Ciągle nie powiedziałaś mi, jak tam było. Naprawdę wszystko poszło aż tak gładko? Jesteś pewna, że nie stało się nic, o czym chciałabyś pomówić?

Co właściwie miałaby mu opowiedzieć? Że przerażający, ogromny wilk szturmem zdobył jej serce? Że ten wilk był odważny i silny, zupełnie jak Steve, a ona wiedziała – wiedziała! – że może ją skrzywdzić. U obu wyczuwała samotniczy charakter, a jednocześnie przemożne pragnienie miłości. To właśnie nieustannie podważało jej postanowienie, by trzymać się od nich z daleka i unikać niebezpieczeństwa.

– Co będzie dalej ze szczeniętami? – spytała. – Chodzi mi o to, że one tak szybko rosną. Jak zamierzasz je karmić, kiedy przekroczą etap butelki?

– Już w tej chwili wchodzą w fazę przejściową. Mają ochotę na coś więcej niż mleko, ale nie są jeszcze gotowe na twarde pożywienie. Nie chcę ci ich obrzydzać, ale gdyby żyła ich mama, to najadałaby się przesadnie, po czym zwracała dla nich przeżuty posiłek.

– A fe! – Skrzywiła się, przywołując w myśli stosowny obraz. – Poddaję się. Jak zamierzasz zrobić coś takiego?

– Niedokładnie tak, jak ich mamusia – odparł Steve. – Po prostu użyję miksera który łaskawie dla mnie naprawiłaś, i zacznę stopniowo dodawać surowego mięsa do mieszanki mlecznej. W pewnym momencie przestanie to być problemem, ponieważ zacznie im pomagać cała grupa. Są przecież rodziną. A w rodzinie zwierząt każdy po kolei zajmuje się karmieniem młodych.

– Chcesz powiedzieć, że każdy dla nich wymiotuje? Uśmiechnął się szeroko.

– Jasne, nie brzmi to zbyt uprzejmie, ale biorąc pod uwagę fakt, jak wiele opieki wymagają szczeniaki, to zapewne szczęśliwy traf, że stado musi wykarmić tylko jeden miot. Choć nie jestem pewien, czy panowie wilki zgodziliby się z moim ostatnim stwierdzeniem. Wspominałem ci, dlaczego jest tylko jeden miot, prawda? Tylko samiec alfa znajduje sobie partnerkę.

– Tak, ale sądziłam, że żartujesz. Chcesz powiedzieć, że żaden z pozostałych nie może mieć swojej samicy? Tylko Biały Wilk dostaje panienkę?

– Zgadza się. Wybiera swoją panią – najlepszą najsilniejszą, najładniejszą i najseksowniejszą wilczycę w okolicy. A kiedy raz się zdecyduje, to koniec. Wilczyca należy do niego i lepiej niech nikt nie waży się jej dotknąć.

Już otwierała usta, by zadać następne pytanie – cała ta rozmowa sprawiała jej dziwną przyjemność – nagle jednak z jej głowy wyparowały wszelkie logiczne myśli. Steve obserwował ją. W jego głębokich ciemnokobaltowych oczach dostrzegła coś, co wzbudziło jej niepokój. Tego ranka Biały Wilk przyglądał jej się dokładnie w ten sam sposób… zanim wykonał swój ruch.

Steve jednak nie robił żadnych ruchów. Nie istniał żaden powód, dla którego miałaby nagle odnieść wrażenie, iż coś jest nie w porządku, że tkwi po szyję w kłopotach i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Jej wyobraźnię poruszyły po prostu podobieństwa pomiędzy nimi dwoma. Wyczuła, że – podobnie jak Biały Wilk – gdy Steve znajdzie sobie towarzyszkę, to zostanie z nią do końca życia. Będzie należała do niego. Ze śmiertelną powagą traktował wszystkie tradycyjne wartości, takie jak honor czy lojalność. Był z natury opiekuńczy. Mary Ellen nie wątpiła że Steve zareaguje natychmiast, jeśli tylko ktoś ośmieli się dotknąć albo skrzywdzić jego ukochaną.