Выбрать главу

Wyszeptał tylko jej imię, lecz natychmiast otworzyła oczy. Jej uśmiech był pełen ciepła, a w zaspanych oczach nie było cienia wyrzutu czy gniewu. Powinna była solidnie mu przyłożyć za to, że się spóźnił i nie zatelefonował. Zrobiłaby to każda inna kobieta – ale czy ona kiedykolwiek zachowywała się jak którakolwiek ze znanych mu kobiet?

– Chyba w życiu nie widziałam bardziej zaniedbanego włóczęgi – mruknęła z rozbawieniem.

– Włóczęgi? – Spojrzał na siebie, zdając sobie trochę zbyt późno sprawę, że ma rozdartą kurtkę i ubłocone buty. Nie zdążył przyczesać włosów ani w inny sposób zadbać o wygląd. Cholera, czy wszystko dzisiaj musi robić źle?

– Nie chciałem nanieść ci błota. Przepraszam.

– Nikt nie umrze z powodu zabrudzonej podłogi. Siadaj. Chciałam cię nakarmić od razu, jak przyjdziesz, ale po twoich oczach widzę, że najpierw powinnam ci czegoś nalać. Wielkie nieba. Po drodze do kuchni rzuciła okiem na zegar.

On też. W ustach poczuł gorycz.

– Mary, nie spóźniłem się celowo.

– Oczywiście, że nie.

– Zepsułem ci kolację. Kurczak wygląda tak apetycznie. Zadałaś sobie wiele trudu… – Zanim mógł zebrać myśli, trzymał już w ręku szklaneczkę z bursztynowym płynem. Domyślił się, że to whisky.

– Wypij – rozkazała. – Co ci się stało w czoło? – Dotknęła koniuszkami palców jego skroni. – Wygląda na potężnego siniaka. Masz jeszcze jakieś inne obrażenia?

– Nic mi nie jest – odparł niecierpliwie.

– Wypij – łagodnie powtórzyła rozkaz.

Whisky spłynęła mu do żołądka niczym płynny ogień i uderzyła jak błyskawica, popychając do gorączkowych wyjaśnień.

– Kiedy skończyłem karmić szczenięta było jeszcze wcześnie. Wszedłem do lasu i znalazłem jeszcze dwa po trzaski. Dopiero co założone. Tego samego typu jak ten, który zranił Białego Wilka. Unieszkodliwiłem je, zaniosłem do półciężarówki, ale nie mogłem tak po prostu odjechać. Miałem nadzieję, że ten, kto je założył, wróci. Będzie chciał sprawdzić, czy coś się złapało, a wtedy miałbym szansę go nakryć. Nie mogłem do ciebie zadzwonić i powiedzieć, że się spóźnię. Zwykle wrzucam do półciężarówki telefon komórkowy, ale tym razem zostawiłem go w przyczepie. Słowo honoru, nie sądziłem, że minie więcej niż dwie godziny…

– Rozumiem. Nie ma sprawy, Steve. Wiem, że wykonując taką prace, nie zawsze masz dostęp do telefonu. Złapałeś go?

– Nie. – Potarł niespokojnie kark, nie wiedząc, dlaczego jest taki wzburzony, skoro Mary Ellen nie mogłaby być spokojniejsza. – Zobaczyłem światła samochodu. Myślałem, że to kłusownik, ale to był miejscowy policjant, Wooley Harris. Znasz go?

– Jasne. Jest po naszej stronie.

– Tak. Dałem mu potrzaski i powiedziałem, gdzie je znalazłem. Oświadczył, że nie ma nic do roboty, bo w mieście jest spokojniej niż w grobie, i że z chęcią pokręci się po bocznych drogach przez resztę nocy. Wrócimy tam jutro za dnia, żeby zobaczyć, czy da się zidentyfikować jakieś ślady.

– Wiedziałam, że musi być jakaś korzyść z tego wiosennego michigańskiego błota. Chyba łatwiej w nim znaleźć wyraźny ślad opony czy buta, nie? Nalać ci jeszcze trochę?

Nie, nie chciał więcej alkoholu. Ujął ją za przegub dłoni, nie wiedząc, dlaczego – może pragnął jej bliskości i chciał wyraźniej zobaczyć jej oczy. Nie wydawała się wściekła, mimo zmarnowania wspaniałej kolacji. Po prostu przyjęła do wiadomości fakt, że miał uzasadniony powód spóźnienia i to wszystko. Która kobieta potrafiłaby być tak tolerancyjna?

Właśnie Mary Ellen, pomyślał. Porzuciła temat jego spóźnienia, jakby nic się nie stało.

– Jesteś głodny? Nie wiem, co się da uratować z pierwotnego jadłospisu, ale mogę błyskawicznie zrobić zupę i kanapki…

– Nie jestem głodny. – Przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie. Nie uwolniła przegubu. Czuł jej przyśpieszone tętno. Tak jak przyjęła jego wyjaśnienie dotyczące spóźnienia, przyjęła też fakt, że jest wykończony i że trzeba się nim zająć.

– Bałem się, że pomyślisz, iż wystawiłem cię do wiatru – powiedział otwarcie.

Uniosła w zdumieniu brwi.

– To mi wcale nie przyszło do głowy. Powiedziałeś, że przyjdziesz, założyłam więc, że coś cię zatrzymało. Myślałeś, iż nie zrozumiem, że możesz mieć ważniejsze sprawy?

No właśnie. Tego się spodziewał. Tej pewności w jej oczach, że ona nie jest dla niego najważniejsza. Nigdy nie zrobił niczego, co przekonałoby tę bezrozumną kobietę, że jest dla niego kimś wyjątkowym. Pociągającym, niezapomnianym, najważniejszym.

Delikatnie chwycił ją za przegub. Prędzej by się zastrzelił, niż skrzywdziłby Mary Ellen, lecz uchwyt był na tyle mocny, że postąpiła krok w jego kierunku. Uniosła twarz. Aż do tej chwili nie wiedział, że ją pocałuje, ale gdy to zrobił, poczuł oblewającą go falę gorąca.

Z westchnieniem przyjęła niezręczną pieszczotę jego ust, jakby wyczuła, że Steve nie sprawuje nad sobą pełnej kontroli. Kiedy jego usta dotknęły warg Mary Ellen po raz drugi, niezręczność gdzieś się ulotniła Była słodka, delikatna i uległa. Jeśli istniał ideał kochanki, była nim ta dziewczyna. Budziła tęsknotę. Wyzwalała ogień i pożądanie, gromadzące się w nim od trzeciej sekundy po jej poznaniu. I oddawała mu pocałunki, jakby czuła to samo.

Oboje zaczerpnęli powietrza. Co prawda, nie musiał oddychać, żeby ją całować. Denerwującą potrzebę tlenu można było po prostu pogodzić z innym rodzajem pocałunków. Z dotykiem języka na muszelce jej ucha. Z wędrówką warg po jej szyi. Do tej chwili Mary była spokojna. Teraz chwyciła go za ramiona.

– Byłeś taki zmęczony. Nie chcesz odpocząć? – Poszukała wzrokiem jego oczu, a potem mruknęła odpowiadając na własne pytanie: – Nie. Nie jesteś w nastroju do odpoczynku.

– Chcę się z tobą kochać.

Takiemu otwartemu stwierdzeniu brakowało subtelności, ale był to pewny sposób wywołania spontanicznej reakcji. Zobaczył, że niemal przestała oddychać, dostrzegł w jej oczach błysk pożądania… Ujrzał też jej nagłe wahanie. Jego wilczyca zaryzykowała taniec z nim, ale teraz prosił ją o coś więcej.

Spojrzała na niego tak, jakby nie była pewna, czego naprawdę od niej chce. Z łatwością mógłby ją uspokoić. Chciał ją posiąść nieodwołalnie i na zawsze. Pragnął mieć ją w swoim łóżku dzisiaj i przez wszystkie inne noce. Marzył, aby była naga i aby znalazła się pod nim, tak rozpalona i szalona, żeby nie mogła tego znieść. To wszystko. W jego pragnieniach nie było nic skomplikowanego czy niejasnego. Nic podstępnego.

– Kocham cię – powiedział. Znów wstrzymała oddech.

– Steve… wszedłeś tu z nerwami napiętymi jak postronki. Miałeś okropny wieczór. Byłeś napompowany adrenaliną…

– Kocham cię – powtórzył.

Zapadła cisza, podczas której Mary Ellen miała szansę powiedzieć „nie”. Mógłby zachować się inaczej, gdyby dostrzegł w wyrazie jej twarzy choćby najmniejszy cień odmowy. Nie zobaczył tego, jedynie przerażenie.

Pochylił się, biorąc ją w ramiona i miażdżąc jej usta swoimi wargami. Nie wierzyła że mu na niej zależy. To nic nowego. Jego wybranka uwielbiała podejmować się rzeczy, które ją przerażały, więc reakcja na jego gwałtowny pocałunek też właściwie go nie zaskoczyła.

Serce biło mu głośniej niż tam – tamy w dżungli. Mary Ellen przytuliła się do niego, a jej miękkie piersi stwardniały w zetknięciu z jego torsem. Oplotła rękami szyję Steve'a, jakby była spragniona jego dotyku. Przerabiali już te kroki, ale to nie było wzajemne drażnienie się w pierwszym walcu. Jego wybranka postanowiła zaryzykować. I w żadnym wypadku nie mówiła „nie”.