Serce przestało jej bić, po czym wypełniło się po brzegi radością.
– Kiedyś bałabym się powiedzieć „tak” – szepnęła. – Po prostu nie sądziłam, że jestem dla ciebie odpowiednia. Ale ty masz niedobry zwyczaj wplątywania się w kłopoty, Steve. Mogę przysiąc, że za to, w co wierzysz, byłbyś gotów rzucić się w przepaść. Może lepiej się tobą zajmę. Nie mogę powierzyć twego bezpieczeństwa nikomu innemu.
– Co to znaczy „może”?
Jeszcze się nie uśmiechał, ale zobaczyła w jego oczach cień radości.
– Jesteśmy w miejscu publicznym. Nie chciałam cię zawstydzać, krzycząc na całe gardło, że kocham cię nad życie.
No, wreszcie ujrzała na jego twarzy uśmiech. Szeroki, promienny uśmiech, który był przeznaczony tylko dla niej. Steve przytulił policzek do jej czoła.
– Ludzie w ogóle mnie nie obchodzą ale muszę przyznać, że bardzo chciałbym usłyszeć taki okrzyk, kiedy będziemy sami.
– No to co my tu jeszcze robimy? – szepnęła. – Zabierz mnie do domu.
Jennifer Greene