Выбрать главу

Wszystko, co o tobie pamiętam i wiem o tobie, wszystko, co czuję, pozostanie we mnie jak wieczny płód w moim łonie. Nie da się go usunąć w żaden sposób. Wołam cię. Obejrzyj się.

Ojcze Łujanie, zmiłuj się nad nami. Przyjdź z otchłani, gdzie strzeżesz Moru… Przyjdź spod stalowego skrzydła, osłaniającego cię przed słońcem… Przyjdź ratować swego wnuka. Wnuka…

EGERT

Zawróć. Ty, który stoisz między mną a moją śmiercią. Ty, w którym nie ma mojej krwi. Mój syn. Wiele razy umierałem za ciebie, mogę jeszcze raz. Zdradziłem ciebie, lecz jest jedna rzecz, wobec której bezsilna jest nawet zdrada. Gotów jestem wziąć na siebie wszystkie twoje blizny, tylko zawróć, synku…

TUŁACZ

Ogromna czara goryczy. Nie szkodzi, gorszą już spijał… Niewiele miał w życiu szczęścia. Jakieś przebłyski na rozświetlonej wodzie rzeki, bitwy mrówek na rozgrzanym, białym piachu, czyjeś dłonie na oczach, czyjeś usta…

Ona czyha za progiem.

Całe życie nagradzali i karali go za nic. Oczekiwali odeń czegoś innego, niż okazywało się później. Po dawnych wstrząsach dni płynęły mu monotonnie, przelewając jeden w drugi, bez niespodzianek, równo niczym ubita droga. Wydaje się, że przeżył kilka żyć, których nie umiał już zliczyć. Teraz, być może, nadchodzi kres…

Jestem tylko robakiem. Stonogą. Larcie, dopomóż…

Teraz tamten chłopak o podobnym imieniu stoi u kresu drogi. Dokończy swej wędrówki i odmieni świat albo zginie.

Och, jak ma dosyć tych wszystkich patetycznych stów. Zagłada świata… Zagłada…

Także próbowałam przerwać niewidzialną zasłonę, jak wszyscy tutaj, usiłując dotrzeć do miejsca, gdzie był on. Nasze umysły obijały się o ścianki czaszki jak muchy o szybę.

Był z nami Tułacz, który widział więcej, stał jednak do nas plecami i dochodziły ku nam tylko urywki…

„I wejdzie, gdy Odźwierny jej otworzy, i stanie się jej sługą i namiestnikiem…

Mglista pętla na martwej szyi. Pęka zasłona niebios… Woda gęstnieje jak skrzepła krew…

I ona wejdzie!

I ona…

W tej chwili kłębek bólu w moim wnętrzu rozplatał się.

To, za co warto umrzeć z radością, nawet w tej chwili, tylko…

Za jedną istotę.

Cztery inne istoty…

I za tego Tułacza z wyjałowioną duszą, majaczącego jakieś imię… którego nigdy nie słyszała.

Jaszczurki. Małe złociste zwierzątka na podłodze, na stole, na moich kolanach…

Jaszczurki z cudzej wizji.

Im ich więcej, tym mocniej splatają się palce.

Skazani na ten wieczny ból…

I dobrze, że tak.

Pramatka wszystkich drzwi.

Granica między światem a tym, co jest Tam.

Praobraz progu. Drzwi za progiem. Wrota.

Na progu stoi Odźwierny.

Ja, Odźwierny, chcę usłyszeć zgrzyt twoich zawiasów.

Chcę zobaczyć, co się stanie ze światem i co powstanie zamiast niego.

Chce…

Nie obracaj się, tam już tylko zgliszcza. Już późno.

Zwęglony park ze spalonymi trupkami słowików. Żyjemy niczym pajączki w szklanej bańce, której górna powierzchnia zdaje się nam nieboskłonem. Dłoń wyciąga się, pragnąc dotknąć lub może pogładzić, lecz zostaje przypalona żelazem. Na wieki… Może nigdy nie zdołam pojąć kogoś, kto nie jest mną. Każdy z nas jest bolesną drzazgą w duszy drugiego człowieka…

Poduszeczka do igieł z roześmianą gębą. Igły w policzkach i oczach…

Zagubiłem się od tamtego czasu. Zgubiłem. Część ze mnie tam pozostała, w pokoju zalanym słońcem, gdzie można śpiewać, śmiać się i płakać, wiedząc, że wszyscy cię słyszą…

Jak ciężko przesuwa się sztaba. Jak ciężko oddychasz, tam, za Wrotami. Zmęczyło cię czekanie? Czy się niecierpliwisz? Ty, który żyjesz wiecznie?

Wieczność jest jak pusta komnata. Nudno chodzić wciąż z kąta w kąt.

Drżą mi ręce. Też się niecierpliwię. Wciąż ten sam robak w sercu. Myszka przywiązana do nogi stołowej. Jej ból daje mi władzę. Oprawca, syn oprawcy…

Dlaczego do tej pory nie wszedłeś? Ile razy się zjawiałeś? I nikt ci nie otworzył?

Mgnienia jak przesypujące się drobinki piasku. Nie mogłem wejść, zanim się urodziłeś. Szare cienie wędrują, jedne w górę, inne w dół, jeszcze inne krążą dokoła.

Nikt nie chciał władać światem? Razem z tobą? „I Odźwierny stanie się jej sługą i namiestnikiem… „. Gdzie są twoi namiestnicy, Trzecia Siło?

Tylko dwaj. Teraz trzecia, czarodziejska próba.

Żartujesz… Nie lubisz magów. Są twoimi wrogami. A ja nie stałem się magiem do końca. Jestem i nie jestem magiem. Jak Raul Ilmarranien…

Zamienił ognistą lawę na marne łzy.

Co wiesz o łzach, Ty, Który Przychodzisz Stamtąd?

A co to znaczy wiedzieć? Ty wiesz?

Jeśli nie wpuszczę cię… znowu przyjdziesz?

Wpuścisz. Po to się zrodziłeś. Nie masz innego wyjścia. Szybciej.

Nie złość się. Oczywiście, że otworzę. Oczywiście. Tylko zasuwa…

Czarna krew na białych dłoniach. Trudno poradzić sobie bez krwi… Wiesz przecież, że się nie boję.

Obejrzeć się tylko jeszcze jeden raz.

Nie oglądaj się. Tam nic nie ma.

Jedno spojrzenie w owej pustce, która kiedyś zwała się życiem.

Nie.

Jedno spojrzenie…

Nie!

Tam…

Nie ma niczego, tylko zgliszcza… Nie!!!

Wybuch.

Zasłona pękła i zwinęła się na boki, aż znikła.

Do nóg Tantali spadł zębaty lustrzany odłamek.

Nieustępliwe wezwanie. Ostatnimi siłami. Luarze…

Obejrzał się.

Widmo dłoni na zamarzniętej szybie. Nitka dymu nad zgaszoną świeczką. Wilgotny piasek, nogi zapadają się po kostki, książkowy kurz, brzękanie kling… Wąska trumna płynąca nad schodami, baszty odbijające się w rzece, mokra flaga, oblepiająca twarz chorążego…

Śnieżnobiała poduszka. Fałdka…

Zmarszczka na jej twarzy. Drobne kostki białych palców.

Ręce wyciągnięte ostatkiem sił. Sięgają…

Zdeptana trawa. Gałązka w potoku.

Luarze!!!

– Ratuj go! – wołałam do Tułacza.

Usta starca poruszały się bezdźwięcznie, lecz odczytywałam słowa. Dwie drogi. Tylko dwie… Wpuścić lub umrzeć. Jeśli on zginie…

Każdego promiennego poranka, gdy ciepłe są wargi, gdy dłoń odsuwa zasłonę… Każdego wieczoru, gdy płonie ogień we dworze, lampa świeci nad książką, słychać głosy, żółty poblask twoich okien… Wszystko to…

Dwie drogi.

Zatrzymaj się!

Zasuwa zatrzymała się, potem zgrzytnęła ostatni raz…

Wejście zostało otwarte.

Tułacz cofnął się, zakrywając oczy rękami. Wydało mi się, że zatargał nim bezdźwięczny krzyk. Fala przerażenia, stalowoszary nóż wbity w serce. Dziecięca rączka w mej dłoni zrobiła się lodowata. Szpada na podłodze wiła się jak przyduszona żmija.

„I drzewa będą oplecione lepką pajęczyną gałęzi… I ziemia zawyje otwartymi ustami mogił… „.

Daleki, nieznośnie ostry dźwięk. Zatkaj uszy.

Wrota się otwarły.

Wrota.

Teraz dorosłeś, powiedział Fagirra. Doszedłeś, dokąd całe życie chciałem dotrzeć. Teraz jesteś moim następcą. Chciałem zostać Odźwiernym i dlatego czyniłem wszystkie te krwawe okropieństwa, lecz Przychodzący Stamtąd nie stał wtedy za progiem, a ja przegrałem. Ty jesteś przedłużeniem moich czynów, zrobiłeś to, ku czemu zmierzałem i za co umarłem, stałeś się tym, kim ja nie zdołałem. Jestem z ciebie dumny, synu. Jesteś godzien mocy…

Sztaba zazgrzytała i spadła, otwierając wejście.

Drzwi uchyliły się.