Jej mąż? Jej mąż! Wydarzenia poprzedniego dnia i wieczoru wróciły z całą mocą.
– Przynieś mi ciepłej wody – powiedziała, przewracając się na plecy i nakrywając kołdrą.
– Już to zrobiłam – odparła Aggie. – I wyłożyłam dla ciebie czyste ubranie, pani.
Flanna wstała i Aggie zarumieniła się, widząc ją nagą. Ignorując służącą, Flanna powiedziała:
– Zanieś prześcieradło mojemu ojcu i powiedz, iż małżeństwo zostało skonsumowane jak należy. A potem przynieś mi coś do jedzenia. Nie zejdę do wielkiej sali, by wszyscy się na mnie gapili. Wyjdę z tego pokoju jedynie po to, aby wyjechać od razu z Killiecairn. Powiedz mojemu mężowi, by zjadł na dole, Aggie.
Pokojówka, której źrenice rozszerzyły się na widok wielkiej plamy krwi, skinęła jedynie głową, zabrała prześcieradło i czym prędzej wyszła.
Flanna rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic nie wskazywało, że Patrick spał z nią tej nocy. A przecież był tutaj. Uśmiechnęła się do siebie. Fizyczna strona małżeństwa z pewnością się jej spodoba, uznała, zwłaszcza kiedy już się nauczy sprawiać przyjemność mężowi. Dziwny człowiek z tego jej księcia. Dumny tak, że niemal arogancki, a mimo to uprzejmy. Flanna zdawała sobie sprawę, że był wobec niej delikatny. Mógł pchnąć ją na plecy i odebrać jej dziewictwo, nie zadając sobie trudu, by ukoić jej lęk i dostarczyć choć trochę przyjemności. Była wdzięczna i nie zamierzała tego przed nim ukrywać. Nie sądziła, że kiedykolwiek dane jej będzie zostać żoną. I prawdę mówiąc, wcale tego nie chciała, a proszę, oto jest już poślubiona i pozbawiona cnoty. Patrick obiecał, że nie będzie u niego, jak żony jej braci, niewolnicą.
– Muszę być dobrą żoną – powiedziała cicho do siebie. – Ailis ma rację. Wiem, jak prowadzić dom, a w Glenkirk będę miała do pomocy służbę.
Wzięła myjkę, zostawioną przez Aggie, obmyła szybko ręce i twarz i wypłukała usta wodą. Dopiero gdy odwróciła się, by włożyć koszulę, zauważyła na udach plamy zaschniętej krwi. Spłonęła rumieńcem, po czym wzięła raz jeszcze szmatkę i zmyła krew. Intymne części jej ciała wydawały się dziwnie obolałe, mimo to umyła je, wpatrując się z przerażeniem w brązowiejącą wodę w misce.
Skończywszy toaletę, założyła robione na drutach pończochy, zielone wełniane bryczesy, białą bawełnianą koszulę i na koniec skórzany kaftan. Wsunęła stopy w znoszone, wysokie buty, a potem chwyciła szczotkę i zaczęła energicznie szczotkować długie włosy. Gdy były już gładkie i lśniące, splotła je w pojedynczy warkocz. Wepchnęła szczotkę do kieszeni i założyła na głowę błękitną czapeczkę z piórem. Rozejrzała się po pokoju, który przez większą część życia należał do niej, a potem, nie oglądając się za siebie, wyszła i podążyła do wielkiej sali. Aggie nie wróciła z jedzeniem, co znaczyło, że ojciec chce się z nią zobaczyć, zanim opuści pośpiesznie Killiecairn. Zaniepokojona i więcej niż trochę głodna, weszła pośpiesznie do sali.
Było dokładnie tak, jak się spodziewała. Wszyscy już na nią czekali. Kobiety uśmiechały się z zadowoleniem, pewne, że dumna Flanna została wreszcie okiełznana. Mężczyźni starali się nie patrzeć jej w oczy, wszyscy poza ojcem, który obrzucił córkę uważnym, szacującym spojrzeniem, a potem wskazał jej miejsce obok siebie. Flanna usiadła, pozwalając, by szwagierki ją obsługiwały. Przyniesiono talerz gęstej, dymiącej owsianki. Polała ją śmietaną z dzbanka i zaczęła jeść. Sięgnęła po chleb, odłamała kawałek i rozsmarowała na nim kciukiem masło. Ktoś podał jej na ostrzu sztyletu kawałek twardego, żółtego sera. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie męża. Uśmiechnął się do niej leciutko, wzięła więc ser i położyła na chlebie. Jej kielich napełniono – patrzcie tylko! – winem! Był to napitek, którego nie podawano tu do porannych posiłków. Skończyła jeść i siedziała, milcząc. W końcu przemówił jej ojciec.
– Dobrze się spisałaś, dziewczyno – pochwalił ją.
– Twój mąż powiedział, że byłaś dzielna. Dałem mu dokumenty, potwierdzające jego prawo do Brae. Należy teraz do niego, tak jak ty, Flanno. Lecz jeśli zechcesz nas odwiedzić, zawsze będziesz tu mile widziana.
Książę wstał i wyciągnął do żony dłoń w rękawiczce.
– Nadciąga burza. Musimy wyjechać natychmiast.
– Wiem – odparła, podając mu dłoń. Pochyliła się i ucałowała pomarszczony policzek ojca.
– Żegnaj, tatku.
– Zegnaj, córko – powiedział. – Twoja mama byłaby dumna widząc, iż opuszczasz mój zamek jako księżna.
– Dziękuję ci za gościnność, Lachlannie Brodie – powiedział Patrick Leslie. – I za córkę – dodał z uśmiechem.
Gdy wyszli z wielkiej sali, podbiegła do nich Una.
– Wszystko w porządku? – spytała. – Dobrze się czujesz?
Flanna zatrzymała się i pochyliła, by ucałować policzek szwagierki.
– Tak – odparła. – Miałaś rację. Zaznałam nieco przyjemności.
– Doskonale! – odparła Una. – Zapamiętaj, co ci mówiłam. Daj mężowi jak najszybciej dziedzica. Bóg z tobą, dziewczyno.
Flanna obdarzyła starszą kobietę przelotnym uśmiechem i podążyła za mężem.
– Ona cię kocha – powiedział cicho książę.
– To dobra kobieta – odparła Flanna.
– Pojedziesz ze mną – powiedział. – Gdy dotrzemy do Glenkirk, dostaniesz własnego wierzchowca.
– Oczywiście – odparła ostro. – Brodie z Killiecairn nie są tak bogaci, jak ty, żyjemy jednak dość wygodnie.
Jakby na poparcie jej słów ze stajni wyłonił się Aulay, prowadząc jabłkowitą klacz z czarną grzywą i ogonem.
– Jest twoja – powiedział burkliwie. – Nie wyjedziesz z Killiecairn inaczej, jak na własnym wierzchowcu.
– Przecież wychowywałeś tę klacz od źrebięcia – zaprotestowała Flanna. – Wiem, że chciałeś podarować ją swojej wnuczce, Moire. To nie w porządku.
– Moire ma dopiero trzy latka i jest o wiele za mała, by dosiadać takiego konia jak Glaise. Wychowam dla niej inną klaczkę, akurat na czas, by była w stanie na niej jeździć. Moire jest moją pierwszą wnuczką, więc trochę mnie poniosło – odparł Aulay Brodie, uśmiechając się nieznacznie. – Glaise to mój prezent ślubny dla ciebie, siostro.
Flanna uścisnęła brata i mocno go ucałowała.
– Przyjmuję prezent i bardzo ci dziękuję, Aulayu – powiedziała.
Odsunął się od niej, nienawykły do takich serdeczności.
– Pomogę ci jej dosiąść – powiedział, cokolwiek wzruszony, podsuwając siostrze złożone dłonie. Flanna postawiła na nich stopę, a wtedy dźwignął ją stanowczo, acz delikatnie, tak że wylądowała bez trudu w siodle.
– Pamiętaj, ma miękki pysk, Flanno. Nie ściągaj zbytnio wodzy.
Nowa księżna Glenkirk pochyliła się i poklepała z uczuciem chrapy klaczy.
– Dobrze nam będzie razem, Glaise – wyszeptała. Aulay Brodie wyciągnął rękę do księcia.
– Nie masz chyba nic przeciwko temu – powiedział spokojnie.
Patrick potrząsnął głową.
– Nie, jest piękna – odparł.
– Klacz czy dziewczyna? – zapytał Aulay poważnie.
– Obie – usłyszał w odpowiedzi. Książę dosiadł własnego ogiera, po czym, zwracając się do żony, powiedział:
– Będziesz jechała obok mnie.
Wyjechali z Killiecairn. Kiedy znaleźli się w pewnej odległości, Flanna odwróciła się, by spojrzeć na wielki kamienny dom, w którym się wychowała. Dzień wstał zimny, choć bezwietrzny. W powietrzu czuło się jednak wilgoć, przenikającą ubrania i wsączającą się w kości. Od zamku Glenkirk dzielił ich prawie dzień jazdy. Zadrżała i ciaśniej otuliła się wełnianą peleryną, głowę trzymała jednak nadal wysoko. Mąż jechał obok w milczeniu, ale jej uszu dobiegały przytłumione rozmowy podążających z tyłu łowczych. Skupiła się na otoczeniu.