Выбрать главу

Bardzo się starała, aby nie brzmiało to błagalnie, miała bowiem swoją dumę.

Patrząc na żonę, uświadomił sobie, jak wiele kosztowała ją ta prośba. Była jak on dumna. Zamek nie miał dla niego wartości, dla niej znaczył jednak wiele.

– Będziesz mogła naprawić dach, by powstrzymać niszczenie – powiedział – lecz na tym koniec. Przepiszę na ciebie prawo własności zamku, a ty utrzymasz go w dobrym stanie, tak?

Rzuciła mu się na szyję i serdecznie ucałowała.

– Dziękuję, panie! Jestem taka szczęśliwa! Obiecuję, że nie będę rozrzutna.

Rozluźniła uścisk, uświadomiwszy sobie, jak śmiałe jest jej zachowanie. Zagryzłszy wargi, stała nieruchomo, nie wiedząc, co zrobić. Patrick uśmiechnął się szelmowsko.

– Widzę, że nie wydam na ciebie zbyt wiele, Flanno. Zamek nic mnie nie kosztował, a jeszcze przyrzekłaś, że będziesz oszczędna w wydatkach. Mogłaś poprosić o klejnoty i powóz.

– Po co mi klejnoty, panie? – spytała szczerze.

– Co zaś się tyczy powozu, to coś w sam raz dla starszych dam. Mam dobrego konia i potrafię na nim jeździć. Powóz byłby czystym marnotrawstwem.

Roześmiał się, wspominając wspaniałe powozy swej matki, a także babki. Choć każda z tych dam doskonale jeździła konno, dłuższą podróż zawsze odbywały powozem. Jego żona była jednak dziewczyną praktyczną, prawda zaś wyglądała tak, iż nie zamierzali wyprawiać się zbyt daleko. Powóz nie będzie im więc potrzebny.

– Zamierzasz najwidoczniej dopilnować, bym nie marnował pieniędzy, Flanno – zauważył.

– Masz dużo złota, panie? – spytała.

– Tak, mnóstwo, lecz nie wspominaj o tym nikomu. Z czasem, gdy lepiej się poznamy, a ja przekonam się, iż mogę ci ufać, porozmawiamy bardziej szczegółowo.

– Oczywiście że możesz mi ufać, panie – odparła Flanna poważnie. – Jestem teraz twoją żoną, jedną z Lesliech. Winnam lojalność jedynie tobie i Glenkirk. Któż inny mógłby wchodzić w rachubę?

Uśmiechnął się ciepło, wzruszony jej przemową. Dziewczę z gór, które pośpiesznie zaślubił, okazało się bardziej skomplikowane, niż mógł przypuszczać.

– Sądzę, że mogę ci zaufać, Flanno – powiedział.

– Nie czas teraz jednak na rozmowy o moim majątku. Czeka cię nie lada zadanie. Musisz uczynić zamek znowu wygodnym miejscem do życia. Odkąd wyjechała moja matka, zabierając z sobą Adalego, służby nikt nie pilnuje. Powinien pokierować nimi ktoś stanowczy. Ty, Flanno.

– Kim był A… Adali? – spytała, siadając na jednym z dwóch stojących przed kominkiem krzeseł.

– Służył mojej matce, odkąd się urodziła – odparł, siadając naprzeciw niej. – Kiedy przybyła do Glenkirk jako żona mego ojca, został tu zarządcą. A kiedy wyjechała, Adali i dwie pokojówki, które służyły jej przez całe życie, opuścili Glenkirk wraz z nią. To właśnie Adali zarządzał gospodarstwem, pilnując, by słudzy robili, co do nich należy, troszcząc się, by niczego nam nie zabrakło, kupując wszystko, czego nie byliśmy w stanie wyhodować, wytworzyć, wymienić lub upolować. Teraz to zadanie będzie należało do ciebie, Flanno. Bycie księżną to nie tylko bale i piękne stroje – zakończył.

Wpatrywała się w niego, zdumiona.

– Nie byłam nigdy na balu, milordzie, nie posiadam też pięknych strojów. Co zaś się tyczy prowadzenia domu, zrobię, co będę mogła, nie mam jednak pojęcia, jak poprowadzić tak wielkie gospodarstwo. Oczywiście, wszystkiego się nauczę, musisz być jednak wobec mnie cierpliwy. To nie Killiecairn. Nawet twoja matka miała liczną służbę, by jej w tym pomagała. Nie jestem służącą, mój panie. Jestem twoją żoną.

– Nie miałem na myśli… Oczywiście, możesz mieć tyle służby, ile zechcesz, by ci pomagała. Jeśli cię uraziłem, bardzo przepraszam.

– Ożeniłeś się ze mną dla włości, panie – odparła Flanna rzeczowo. – Oboje doskonale o tym wiemy. Znam swoje obowiązki: dbać o to, by w domu wygodnie się mieszkało i jak najszybciej dać ci dziedzica. Na szczęście mam Angusa, by pomógł mi w tym pierwszym zadaniu. Angus przybył do Killiecairn z Brae, towarzysząc mojej matce. Pamięta jeszcze, jak powinno się prowadzić elegancki dom. Co zaś się tyczy drugiego zadania, będziemy musieli postarać się oboje.

– Nie zamierzałem… – zaczął, lecz Flanna mu przerwała.

– W jakim miesiącu się urodziłeś? – spytała.

– W marcu – odparł.

– A ile lat skończysz w następne urodziny? Zastanawiał się przez chwilę, a potem odparł:

– Trzydzieści pięć, dziewczyno.

– Ja urodziłam się w sierpniu i skończyłam w tym roku dwadzieścia dwa lata. W jakim wieku była twoja matka, gdy urodziła pierwsze dziecko?

Patrick zastanawiał się przez dłuższą chwilę. Miało to miejsce, nim przyszedł na świat. Jego siostra przyrodnia, India, była najstarszą z rodzeństwa.

– Miała chyba siedemnaście lat – powiedział. – Tak, siedemnaście!

– A ile dzieci urodziła, nim doszła do mojego wieku? – dopytywała się uparcie Flanna.

– Czworo – powiedział. Przeczuwał, dokąd prowadzą te pytania, lecz nie był wcale pewny, czy gotów jest zostać ojcem tak od razu. Nie wiedział nawet, czy jest gotowy do małżeństwa, a przecież miał już żonę.

– Czworo – powtórzyła Flanna. – Twoja mama urodziła czwórkę dzieci, nim doszła do mojego wieku! Pomyśl, panie, jaka czeka nas praca! Ile dzieci urodziła ogółem?

Patrick z trudem przełknął ślinę.

– Dziewięcioro – wymamrotał – lecz jedna z moich sióstr zmarła w niemowlęctwie. Musisz zrozumieć, Flanno, że moja matka miała kilku mężów i kochanka, a każdy chciał ją zapłodnić.

– Kochanka? – powtórzyła Flanna, nie wiedząc, czy powinna okazać, jak jest zaszokowana.

– Książę Henryk Stuart, który miał zostać królem po swym ojcu, Jakubie, był ojcem mego brata przyrodniego, Charliego. Oczywiście, matka urodziła go, nim wyszła za mojego ojca.

– Co się z nim stało? – spytała Flanna. – Z kim?

– Z bękartem. Bękartem twojej matki – odparła Flanna.

Patrick Leslie parsknął śmiechem. Nigdy nie przyszło mu do głowy, aby postrzegać Charliego w ten sposób. Zresztą, o ile wiedział, innym także.

– Mój brat przyrodni, Charles Frederick Stuart, książę Lundy, nigdy nie był w ten sposób postrzegany, Flanno. Chociaż lubimy się z nim droczyć, nazywając żartobliwie “niezupełnie królewskim Stuartem”, zawsze uważany był po prostu za jedno z dzieci mamy. Stary król Jakub i królowa Anna bardzo go kochali. Był ich pierwszym wnukiem. Niestety, jego ojciec, książę, zmarł wkrótce po tym, jak urodził się Charlie. Jego wuj, zmarły król Karol, po którym odziedziczył imię, wręcz za nim przepadał. Jednym z powodów, dla których matka wyjechała z Glenkirk do Anglii, była chęć upewnienia się, że Charlie nie narazi się na niebezpieczeństwo, angażując się w wojnę o religię i Boskie Prawo. Charlie jest bowiem wobec rodziny ojca bardzo lojalny.

– Ale urodził się po złej stronie kołdry – upierała się Flanna. – Czy może być kimś innym, jak tylko bękartem?

– Posłuchaj, dziewczyno – wyjaśniał Patrick cierpliwie – królewscy Stuartowie zawsze uznawali swoich bękartów, bez względu na to, kim była ich matka. Tak było, kiedy władali Szkocją, i jest tak teraz. To bardzo kochająca się rodzina. Wiele szkockich rodzin ma w sobie królewską krew, moja także.

Flanna potrząsnęła głową.

– Nie rozumiem – powiedziała – lecz jeśli mówisz, że to w porządku, wierzę ci na słowo.

Patrick roześmiał się znowu.

– Jesteś głodna? – zapytał.

– Owszem, i dziwię się, dlaczego na stole nie pojawił się jeszcze posiłek, skoro pan domu przebywa w nim już od godziny.

Wstała.

– Kto zarządza gospodarstwem? – spytała.