Szybowała, trawiona jego ogniem, przepełniona słodyczą, która stawała się coraz bardziej znajoma i coraz niecierpliwiej wyczekiwana, niezbędna wręcz do życia.
– Och, Patricku – westchnęła – jakże ja lubię się kochać!
Zsunął się z niej, wstał, okrążył łóżko i naciągnął na Flannę przykrycie, a potem położył się obok i objął ją ramionami. Złożyła głowę na jego wilgotnej piersi, on zaś pogładził dłonią jej smukłe plecy.
– Nie wiem, co za dobra wróżka sprowadziła mnie do Brae – powiedział – lecz jestem z tego bardzo zadowolony. Mężczyzna nie mógłby życzyć sobie w łóżku lepszej partnerki, niż ta, którą wkrótce się staniesz.
– Więc to nie wszystko? – spytała cicho.
– Jest jeszcze miłość, dziewczyno – odparł.
– Ale czym ona jest? – zapytała, głośno się zastanawiając. – Powiadają, że mój ojciec kochał matkę, lecz ja nie rozumiałam nigdy, co to właściwie znaczy. A ty?
Patrick milczał przez dłuższą chwilę, a potem powiedział:
– Nie jestem pewny, Flanno. Wiem tylko, że moi rodzice zdawali się połączeni niewidzialną nicią nawet, gdy przebywali z dala od siebie. Czasami porozumiewali się nie za pomocą słów, ale spojrzeń. Gdy ojciec zginął pod Dunbar, matka nie była w stanie pozostać w miejscu, gdzie zaznali oboje tyle szczęścia. Wyjechała z Glenkirk. Nie rozumiem tego, myślę jednak, że to właśnie jest miłość. Może przychodzi z czasem, w miarę jak rośnie zażyłość pomiędzy mężem a żoną.
– Myślisz, że zdołamy kiedyś się pokochać, Patricku? – spytała cicho.
– Nie mam pojęcia, Flanno, wiem jednak, iż jestem zadowolony, że cię poślubiłem, choć znamy się tak krótko.
Wsunął się na nią i zaczął całować namiętnie, powoli, w usta, by potem obsypać pocałunkami twarz i szyję.
– Bardzo zadowolony – wymamrotał, wtulając wargi w zagłębienie jej szyi.
– Och…eh…eh! – westchnęła Flanna niewinnie. – Zamierzamy zrobić to znowu, prawda?
Jego pocałunki były tak słodkie!
– W rzeczy samej, dziewczyno – wyszeptał ochryple. – W rzeczy samej. Zrobimy to znowu, a potem jeszcze raz, i jeszcze.
CZĘŚĆ II
ROZDZIAŁ 6
Flanna krzyknęła oburzona, gdy mocna dłoń wylądowała na jej pośladku. Odwróciła się, rozgniewana, i stanęła twarzą w twarz z przystojnym mężczyzną o długich do ramion, kasztanowych lokach i roześmianych bursztynowych oczach.
– Biegnij, dziewko, i powiedz księciu, że jego starszy braciszek, niezupełnie królewski Stuart, przybył w odwiedziny. Lecz najpierw daj mi buziaka! Jesteś w końcu najładniejszym dziewczęciem, jakie widziałem od wielu dni!
Pochwycił Flannę, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował.
Odsunęła się, a potem wymierzyła mężczyźnie siarczysty policzek.
– Zbyt śmiało sobie poczynasz, mój panie! Byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał trzymać ręce przy sobie. Jak śmiesz tak mnie napastować! – wykrztusiła z furią.
Charles Frederick Stuart, książę Lundy, potarł bolący policzek.
– Masz ciężką rękę, dziewczyno. Nie lubisz być całowana?
– Tylko przez mego małżonka, panie – odparła Flanna cierpko, spoglądając z gniewem na intruza.
– Jakiś problem, pani? – spytał Angus, wyłaniając się z cienia i spoglądając na księcia z wyżyn swych blisko dwóch metrów wzrostu. Na Angliku wywarło to wrażenie, choć nie wydawał się przestraszony.
– Jestem bratem księcia – powiedział.
– Którym, panie? Jeśli się nie mylę, ma ich aż czterech. Sądząc po akcencie, musisz być Anglikiem – odparował Angus, spoglądając w dół i wyraźnie starając się onieśmielić przybysza.
Lecz książę tylko się roześmiał.
– Charles Stuart, królewski bękart – odparł z uśmiechem. – A ty kim jesteś, mój przyjacielu olbrzymie?
– Jestem Angus, panie, zarządca zamku.
– A dziewka skora do bitki? – spytał, wpatrując się pożądliwie we Flannę, która odpowiedziała gniewnym spojrzeniem.
– W sali przebywa teraz tylko jedna niewiasta, tuszę więc, że chodzi ci właśnie o nią. To nie żadna dziewka, lecz pani zamku. Powiem twemu bratu, że przybyłeś go odwiedzić.
Co powiedziawszy, skłonił się lekko i wyszedł. Charles Frederick Stuart wpatrywał się uparcie we Flannę.
– Pani zamku? – powtórzył, zaskoczony.
– Jestem żoną twego brata, chutliwy diable! – odpaliła Flanna.
– Od kiedy? – Charliemu najwyraźniej trudno było przyjąć to do wiadomości.
– Od prawie dwóch miesięcy – odparła Flanna.
– O, do licha, już po mnie – zauważył Charlie z uśmiechem.
– Będzie po tobie, jeśli nie przestaniesz tak się zachowywać – odparła Flanna ostro. – Masz zwyczaj wchodzić do czyjegoś domu i napastować kobiety, które tam znajdziesz? Wstydź się, sir!
– Nie wszystkie kobiety w domach, do których wchodzę, są tak ponętne jak ty, madame - odparł, uśmiechając się szelmowsko. – Nie wiedziałem, że Patrick zamierza się ożenić.
– Bo nie zamierzał, i ja także nie – odparła Flanna – okoliczności tak się jednak ułożyły, że musieliśmy wziąć ślub.
– Czy matka wie? Widziałem się z nią przed kilkoma miesiącami, ale wtedy, oczywiście, nie mogła o niczym wiedzieć. Okoliczności? Jesteś zatem przy nadziei, madame, a mój brat postanowił uczynić z ciebie kobietę uczciwą?
– Obrażasz mnie, sir. Nie byłam w ciąży, kiedy twój brat się ze mną żenił, mam jednak nadzieję, że to się szybko zmieni. Glenkirk potrzebuje dziedzica i zamierzam dostarczyć mu go tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Znam swoje obowiązki, mój panie.
– Skąd pochodzisz, madame?
– Jestem jedyną córką Brodiego z Killiecairn i dziedziczką Brae, sir - odparła Flanna z dumą.
– Do diaska! – zaklął książę. – O ile mnie pamięć nie myli, Killiecairn to wiejskie ustronie.
– Rzeczywiście, żyjemy tam dość skromnie – powiedziała Flanna, zdając sobie sprawę, iż jest to spore niedomówienie. – Zawsze jesteś tak grubiański, panie, czy może, jako Anglik, uważasz się za lepszego od nas, Szkotów?
– Nie zamierzałem nikogo obrażać, madame - zaczął usprawiedliwiać się Charlie, Flanna nie dała mu jednak dokończyć.
– Zatem to tylko bezmyślność i brak rozwagi?
– spytała słodko.
– Do licha, madame, kłujesz niczym oset – odparł. – Przysięgam, że nie miałem zamiaru cię obrazić. Zaskoczyło mnie, że Patrick wziął sobie żonę i nikt z rodziny o tym nie wie. Skoro nie jesteś przy nadziei, po co tajemnica?
– Nie ma żadnej tajemnicy, mój panie – odparła Flanna sztywno. – Zauważyłeś może śnieg na drodze? Dziś po raz pierwszy od tygodni zobaczyliśmy słońce. Poza tym, co ma do tego twoja rodzina?
– Charlie! – zawołał Patrick, wchodząc do sali.
– Witaj znów w Glenkirk, braciszku! Co sprowadza cię do nas o tej okropnej porze roku? Widzę, że poznałeś już moją żonę. Czyż nie jest piękna? Zauważyłeś, jakie ma włosy? Są tego samego koloru, co u Janet Leslie. Spójrz tylko na portret!
– Matka wie? Nie wyglądało na to, gdy wyjeżdżałem w październiku z Anglii – powiedział Charles na powitanie.
– Jeszcze nie. Pogoda była zbyt kiepska, aby odprawić posłańca. Poza tym nie wiedziałem, jak wygląda sytuacja polityczna i nie chciałem ryzykować, że któryś z naszych może przypłacić wyprawę życiem – odparł Patrick. – Kiedy opuściłeś Queen's Malvern? I, co ważniejsze, dlaczego? Matka pojechała do Anglii dopilnować, by żadne z jej dzieci nie zaangażowało się w królewską wojnę, choć teraz, gdy biedny Karol nie żyje, nie ma chyba o czym mówić, prawda?