Выбрать главу

Zaśmiała się cicho, a potem objęła go za szyję i się odchyliła, by mógł podziwiać pełnię jej wdzięków.

– Proszę, mój panie. Wszystko dla ciebie i dla żadnego innego. Och, tak! To miłe – zawołała, gdy zaczął lizać jej sutki, przeciągając po nich z wolna językiem.

– Uhm… – westchnęła, czując, jak ogarnia ją fala przyjemności tak intensywnej, iż nie dbała zupełnie o to, że ktoś mógłby wejść i ich zobaczyć.

Charles Frederick Stuart stał w cieniu wejścia do sali, czekając, aż brat i namiętna Flanna zakończą miłosne zmagania. Nie wróciłby, gdyby nie przypomniał sobie, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się przeznaczona dla niego komnata. Uśmiechnął się na myśl, iż Patrick może nie zdaje sobie z tego sprawy, lecz jest już w żonie zakochany, a ona w nim. Niemożliwe, by dwoje ludzi oddawało się przez kilka miesięcy namiętności i nie rozwinęło się pomiędzy nimi uczucie. Zastanawiał się, czy te niewiniątka o tym wiedzą. Cóż, w końcu jedno z nich uświadomi sobie, co się dzieje, a wtedy… Roześmiał się cichutko. To dopiero będzie odkrycie!

Patrick jęknął głośno, a Flanna krzyknęła, opadając bezwładnie na jego pierś. Objął ją ramionami i trwali tak w bezruchu, a potem Flanna nagle się wyprostowała.

– Och, Patricku! Twój brat nie wie, gdzie znajduje się jego sypialnia. Z pewnością wróci zaraz do sali!

Zaczęła zsuwać rozdarte poły koszuli, pokrzykując:

– Och, zasznuruj mi stanik, panie, nim przyłapie nas z odzieżą w nieładzie. Z pewnością poczułby się zaszokowany tak niestosownym zachowaniem.

Przygładziła włosy w bezowocnej próbie poprawienia fryzury.

Jej mąż roześmiał się cicho, sznurując z wprawą stanik.

– Charlie jest Stuartem, dziewczyno – powiedział – a Stuartowie znani są z tego, że łatwo ulegają namiętności. Gdyby nas przyłapał, zapewne tylko by sobie zażartował. No, gotowe. Może teraz ty mi pomożesz – zaproponował, spoglądając na nią pożądliwie.

Flanna zerknęła na męskość Patricka, wiotką teraz i skurczoną. Wyciągnęła rękę i popieściła ją, a potem powiedziała:

– Chyba lepiej będzie, jeśli zrobisz to sam, Patricku.

Charlie odczekał jeszcze chwilę, a kiedy kochankowie uporządkowali do końca ubrania, ruszył hałaśliwie w głąb sali, wołając:

– Dzieci czują się wspaniale i dziękuję za to wam obojgu. Musisz mi jednak powiedzieć, gdzie będę dziś spał, droga bratowo?

– Oczywiście, panie – odparła Flanna skromnie. – Proszę, pójdź za mną, a dopilnuję, by było ci wygodnie.

Nic w jej głosie nie wskazywało, że przed chwilą oddawała się namiętności.

Charlie wyciągnął rękę i chwycił lok, wymykający się z upięcia jej włosów.

– Dostanę wszystko, czego nie poskąpiłaś przed chwilą memu bratu, madame? - spytał żartobliwie, nie mogąc się powstrzymać.

Flanna, zaszokowana, poczuła, że czerwienieją jej policzki. Spojrzała jednak wprost w iskrzące się humorem, bursztynowe oczy szwagra i powiedziała spokojnie:

– Cóż, może nie aż tyle, jednak z pewnością spędzisz noc wygodnie, panie. Mamy cudowne materace z pierza i puchowe kołdry.

Charles parsknął śmiechem, po czym, mrugnąwszy do brata, powiedział:

– Gdyby księżna nie była twoją żoną, sam bym się w niej zakochał. Pamiętaj, co ci powiedziałem, i nie rób z siebie głupca zbyt długo, bo możesz stracić wszystko.

A potem dodał, zwracając się do Flanny:

– Prowadź, madame. Tęsknię za wygodnym łóżkiem, choć zapewne nie będzie mi dziś w nim tak dobrze, jak mojemu bratu.

Roześmiał się raz jeszcze i wyszedł za Flanną.

ROZDZIAŁ 7

Książę Lundy pozostał w Glenkirk do Bożego Narodzenia. Spędzając czas z Flanną, opowiadał jej o rodzinie matki – swojej i Patricka. O tym, jak teściowa, której dotąd nie poznała, i może nigdy nie pozna, urodziła się w miejscu odległym od Glenkirk o pół świata, zwanym Indie.

– Nazywała się wówczas Jasaman Kama Begum – mówił, a Flanna słuchała z otwartymi szeroko oczami. – Jasaman znaczy “jaśmin”, kama “miłość”, a begum to tytuł, przynależny księżniczce. Nasza babka, Velvet Gordon, lady BrocCairn, sądząc, że jej mąż zginął w pojedynku, wypłynęła do Indii, by spotkać się z rodzicami, przebywającymi tam w interesach. Została porwana i podarowana władcy Indii, aby została jedną z jego żon.

Starał się uprościć całą historię, wiedział bowiem, iż Flanna, naiwna i nieznająca świata poza rodzinnymi górami, mogłaby wielu rzeczy nie zrozumieć.

– Jedną z żon? – spytała bardziej zdziwiona niż zaszokowana. – To ile ich miał?

– Czterdzieści! – odparł Charlie ze śmiechem.

– Nasz dziadek władał krajem, gdzie mężczyzna może mieć wiele żon. Większość poślubił z pobudek politycznych: aby zakończyć konflikt albo przypieczętować traktat – wyjaśnił. – Po latach babka dowiedziała się, że szkocki mąż bynajmniej nie zginął, zdążyła już jednak urodzić władcy córkę, naszą matkę. Chciała pozostać w Indiach, lecz dziadek nie zgodził się na to, nie chcąc okrywać hańbą swego imienia. Odesłano ją zatem do Anglii i do prawowitego małżonka, lorda BrocCairn. Matka została jednak w Indiach. Minęły lata i sprawy tak się skomplikowały, że i Jasaman musiała zostać odesłana. Nikt poza pradziadkami nie wiedział, że jest w drodze. Przybyła do Londynu pewnego zimowego dnia roku 1606. Jej ojciec już wtedy nie żył, podobnie pierwszy mąż, zamordowany przez brata Jasaman. Zmuszona uciekać z kraju, schroniła się u naszej prababki, madame Skye.

– Słyszę o tej madame Skye, odkąd przybyłam do Glenkirk – zauważyła Flanna. – Naprawdę była aż tak niezwykła? Miejscowi nadal ją wspominają, choć gdy tu przybyła, była już stara.

– Urodziła się w Irlandii – zaczął kolejną opowieść Charlie. – Przeżyła dwoje monarchów. Znała zarówno Elżbietę Wielką, jak króla Jakuba. Toczyła z Elżbietą nieustanne potyczki, i nieźle dała się jej we znaki, choć w końcu, jak należało się spodziewać, wola królowej zwyciężyła. Miała sześciu mężów i wszystkich przeżyła. Urodziła ośmioro dzieci, z których siedmioro dożyło wieku dorosłego. Stworzyła wielkie imperium handlowe, które przyniosło nam bogactwo, i nadal przynosi. Uznawała za swój obowiązek dbać o to, by w rodzinie dobrze się działo i wywiązywała się z niego aż do śmierci. Będąc w podeszłym wieku uśmierciła złoczyńcę, aby ochronić naszą matkę. Wbiła mu w serce sztylet.

Flanna westchnęła, zafascynowana.

– Dziarska z niej była staruszka, czyż nie? Dobrze wiedzieć, że moje dzieci będą miały w sobie jej krew.

– Rodzina twego męża też miała matkę rodu, dorównującą niemal madame Skye – odparł Charlie. – Jej portret wisi nad kominkiem. Była córką pierwszego lorda i udała się z ojcem do małego księstewka, zwanego San Lorenzo. Patrick Leslie, pierwszy tego imienia, był ambasadorem Jakuba IV w tym kraju. Janet Leslie poślubiła dziedzica San Lorenzo, ale została porwana przez tureckich piratów i zamknięta w haremie sułtana.

– Została jego faworytą – podjął Patrick, wyręczając brata – a kiedy dała sułtanowi pierwszego syna, podniesiono ją do godności pierwszej żony. Jej potomkowie rządzą Turcją po dziś dzień. Najmłodszego syna odesłała na wychowanie do Szkocji, a potem, gdy jej mąż zmarł, sama tu wróciła. To ona zdobyła dla swych potomków Sithean i wiążący się z nim tytuł. My tutaj, w Glenkirk, pochodzimy w prostej linii od brata Janet, Adama.