Flanna, zaciekawiona, wstała z ciepłego łóżka i zdjęła prostą białą koszulę.
– A teraz rozpleć włosy – polecił. – Chcę zobaczyć, jak masa płomiennych loków opada ci na ramiona i plecy.
Posłuchała, zafascynowana, rozplatając gruby warkocz. Przeczesała włosy palcami, by otaczały ją niczym rdzawa chmura.
– I co dalej, panie? – spytała.
Patrick wstał i, sięgając pod poduszkę, wydobył długi sznur czarnych pereł, który zarzucił Flannie na szyję. Posadził ją na łóżku i przyglądał się, zafascynowany, jak odbijają od mlecznobiałej skóry i cudownych, rudozłotych splotów. Poczuł, że twardnieje. Naga, przystrojona jedynie perłami, stanowiła zaiste kuszący widok.
Flanna nie widziała dotąd czarnych pereł, natychmiast zdała sobie jednak sprawę z ich wartości. Były gładkie w dotyku i prześlizgiwały się pomiędzy palcami niczym jedwab.
– Jak się nazywają? – spytała, spoglądając na Patricka.
– Perły – powiedział. Pragnę jej!
– Odziedziczyłam po mamie niewielki sznur pereł, są jednak białe.
Spostrzegła, że męskość Patricka zerka ku niej spod koszuli.
– Są cudowne, panie, dziękuję – powiedziała. Otoczyła ramionami szyję męża i zaczęła go całować.
Przyciągnął ją do siebie tak mocno i gwałtownie, że perły wbiły się jej boleśnie w ciało. Krzyknęła, zaskoczona. Jego usta, gdy zaczął ją całować, domagały się i żądały, a język wdał się w szermierczy pojedynek z jej językiem. Oderwał usta od warg Flanny i przesunął na jej twarz, szyję i barki. Ukląkł i zaczął całować piersi żony. Mruczała niezrozumiale, kiedy przesuwał z wolna językiem po sutkach. Nagle wziął jeden do ust i zaczął mocno ssać. Jedną ręką przytrzymywał ją za pośladek, palce drugiej wsunął w wilgotną już szparkę, przygryzając jednocześnie brodawkę piersi zębami.
Flanna poczuła, że opuszczają ją siły. Przycisnęła się do męża, by jeszcze bardziej go zachęcić. Wsunęła dłonie w ciemne włosy Patricka i pociągnęła. Jęknęła, kiedy oderwał usta od jednego sutka i przeniósł je na drugi. Jego palce poruszały się nieubłaganie, dając jej rozkosz. Gdy osiągnęła szczyt, Patrick jęknął, cofnął dłoń i zaczął łapczywie ssać palce.
– Niegrzeczny z ciebie chłopiec, Patricku Leslie – powiedziała cicho, a potem pochyliła się i zaczęła pieścić jego ucho językiem.
Patrick wypuścił z sykiem powietrze, a potem pchnął Flannę brutalnie na podłogę i wszedł w nią jednym szybkim, gwałtownym pchnięciem. Flanna objęła męża w pasie nogami i zatopiła palce głęboko w mięśniach jego barków, potem przesuwając je na plecy. Zaczął poruszać się rytmicznie, a wtedy wbiła mu w ciało paznokcie.
– Ach… kocica zamierza drapać, tak? – wydyszał, wpychając się w nią coraz gwałtowniej. – Jesteś małą rozpustnicą, żono, ale, na Boga, nie pragnąłem dotąd kobiety tak, jak pragnę ciebie, Flanno!
Jego słowa sprawiły, że serce Flanny zaczęło szaleńczo bić. Odkąd się poznali, po raz pierwszy dał tak wyraźnie do zrozumienia, że mu na niej zależy. Pragnęła, by ją pokochał. Nie wiedziała, o co chodzi z tą miłością, a jednak tego chciała. Zależało jej na nim. Nie wiedziała, jak do tego doszło, gdyż Patrick potrafił być denerwujący, fakt pozostawał jednak faktem. Czy to miłość? Nie wiedziała, a gdyby nawet, czyby się zorientowała? Pragnęła jednak, aby mężowi na niej zależało.
– Dopóki mnie nie poślubiłeś, nie wiedziałam nic o tym, jak to jest pomiędzy mężem a żoną – przyznała. – Nie przestawaj się ze mną kochać, Patricku! Nie przestawaj! Sprawiasz, że czuję się tak, jak nie czułam się nigdy przedtem i bardzo mi się to podoba!
Roześmiał się i był to radosny dźwięk.
– Zamknij buzię, kobieto, i pozwól mi się kochać. Jakoś nie potrafię się tobą nasycić.
Ich ciała poruszały się w zgodnym rytmie, a serca biły szaleńczo. W ustach wyschło im od żądzy, choć ciała mieli wilgotne. Patrick wiedział, do czego stara się doprowadzić, Flanna nie miała o tym pojęcia. Jej ignorancja podniecała go, tym gorliwiej zatem pracował, by doprowadzić ją do stanu, zwanego małą śmiercią – obezwładniającej rozkoszy, jakiej jeszcze nie zaznała. Jego usta odszukały znowu jej wargi.
Przyjemność była tak intensywna, że Flanna, nie mając żadnej kontroli nad swym ciałem, zaczęła wpadać w panikę. Uspokoił ją, szepcząc czule:
– Nie, nie, malutka, pozwól, by to się stało. Zaznasz przyjemności większej, niż kiedykolwiek. Zaufaj mi, kochanie.
I rzeczywiście. Rozkosz, kiedy nadeszła, okazała się tak przemożna, iż Flanna miała wrażenie, że zaraz umrze, i wcale o to nie dbała. Zalała ją fala ciepła. Czuła się tak, jakby nic nie ważyła. Unosiła się w przestworzach, aż świat rozpadł się wokół niej w błysku niewiarygodnej przyjemności. Poczuła, że osuwa się w przyjazną, miękką ciemność.
Kiedy krzyknęła, a potem omdlała w jego ramionach Patrick poczuł, że i jego zalewa fala niespotykanej rozkoszy. Wystrzelił, zalewając ją nasieniem, a potem opadł bezwładnie na jej tors, chwytając gwałtownie powietrze. Po chwili odzyskał jednak na tyle świadomość, że stoczył się z Flanny, objął ją i przytulił. Odpoczywał, gładząc dłonią splątane, rudozłote loki. Były tak miękkie i pachnące. Nawet teraz czuł, że jego zmysły reagują.
Jezu, ja ją kocham! Kocham tę niemożliwą, nieokrzesaną dziewczynę, którą poślubiłem dla posagu, ale nie mogę nic jej powiedzieć. A jeśli mi nie uwierzy? Jak to się mogło stać?
Flanna uniosła z wolna powieki. Serce nadal mocno biło jej w piersi. Leżała, przytulona policzkiem do wilgotnej piersi męża, spowita znajomym zapachem jego ciała.
– Nadal żyjemy? – spytała.
– Tak – odparł, parskając śmiechem.
– Czy tak mogłoby być zawsze? – spytała.
– Nie za każdym razem, dziewczyno. Właśnie dlatego to przeżycie jest tak wyjątkowe – odparł łagodnie.
– Czy ty… – zaczęła, nie wiedząc, jak sformułować pytanie. Lecz Patrick Leslie zrozumiał.
– Tak, to było… przecudownie wspaniałe!
– A cóż to za określenie? – spytała, wspierając się na łokciu, by spojrzeć w przystojną twarz męża.
– Wymyślone. Znaczy: cudownie, wspaniale, przepięknie. Wszystko naraz!
Zastanawiała się przez chwilę, a potem powiedziała:
– Tak, Patricku, to było doprawdy przecudownie wspaniałe!
– Następnym razem lepiej przywdziej coś na siebie, gdy będziesz chciała założyć perły – powiedział, przesuwając je z uśmiechem między palcami.
– Mamy szczęście, że nie rozsypały się po podłodze – zauważyła z szelmowskim błyskiem w oku.
Patrick chwycił sznur ciasno przy szyi Flanny i przyciągnął ją do siebie.
– Pocałuj mnie, żono – powiedział cicho. – Chyba znów mam na ciebie ochotę, Flanno Leslie. Mogłabyś skusić anioła.
Ich wargi spotkały się w rozpalającym zmysły pocałunku. A kiedy się rozdzieliły, zapytała z uśmiechem:
– Do świtu zostało jeszcze parę godzin. Perły stanowiły prezent z okazji Wigilii. A co dasz mi na Boże Narodzenie?
– Więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, madame - powiedział. – O wiele, wiele więcej.
ROZDZIAŁ 8
W dzień Bożego Narodzenia Charlie poinformował rodzinę, iż zamierza wyjechać z Glenkirk dwudziestego siódmego grudnia, by udać się do Perth, gdzie pierwszego stycznia miał zostać koronowany król. Dzieci zaczęły protestować, jednak wyjaśnił im, że czeka go długa droga, a czasu i tak jest mało. Kuzyn zaś będzie potrzebował tego wspaniale rokującego dnia paru naprawdę życzliwych mu osób. Sabrina, Freddie i Willy mają w sobie królewską krew. Pora więc, wyjaśnił, by pogodzili się z tym, że ich obowiązkiem jest pożegnać ojca wesoło i modlić się o sukces króla. Trójka Stuartów, choć niechętnie, wyraziła zgodę.