– Wiedźma! – stęknął, wpijając się ustami w jej usta.
Flanna szybowała, roztapiając się w przyjemności. Krzyczała, lecz krzyk nie wydostawał się na zewnątrz. W sypialni rozbrzmiewał jedynie namiętny jęk, zagłuszany przeciągłym postękiwaniem. Razem osiągnęli szczyt, a potem zapadła cisza. Leżała, spowita ciemnością, wtulona w pierś Patricka, przysłuchując się, jak miarowo i mocno bije mu serce.
– Było cudownie – wykrztusiła w końcu. – Rzeczywiście – przytaknął Patrick ze śmiechem.
– Powinniśmy trochę odpocząć – powiedziała, uśmiechając się do niego w mroku sypialni. – Jest tak każdej nocy, odkąd wróciliśmy z Perth. Rankiem ledwie mogę zwlec się z łóżka, a mam przecież obowiązki.
– Najważniejszy z nich to dać mi dziedzica, a jeszcze lepiej dwóch – roześmiał się.
– Wszystko w swoim czasie – obiecała. Prawdę mówiąc, przypuszczała, iż może być w ciąży, uznała jednak, że nie powie o tym nikomu, dopóki nie będzie absolutnie pewna. Dorastając w domu, gdzie było tyle kobiet, potrafiła rozpoznać objawy, wiedziała zatem, że ma jeszcze czas. Poza tym, choć pogoda wcale na to nie wskazywała, nadchodziła wiosna. Był marzec. Wkrótce dni staną się na tyle długie, że będzie mogła wyjeżdżać z Glenkirk, aby werbować dla króla żołnierzy.
Zamierzała udać się wpierw do Killiecairn, mieszkało tam bowiem dość Brodiech, aby zasilić każdą armię. Potem odwiedzi Gordonów. Byli spokrewnieni nie tylko z nią, lecz także z Lesliemi z Glenkirk. Gdyby powiedziała Patrickowi, że spodziewa się dziecka, z jej planów nic by nie wyszło. Użyłby wszelkich sposobów, aby zatrzymać ją w Glenkirk. Nie może na to pozwolić. Dala królowi słowo. Zdawała sobie sprawę, że Patrick nie pogodził się jeszcze z tym, iż jego żona otwarcie popiera Karola Stuarta. Niech sobie myśli, co chce, uznała, byle nie usiłował jej powstrzymać.
Czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Miłość do tego mężczyzny – oraz świadomość, że jest przez niego kochana – otwarła ją na świat, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Zrozumiała w końcu, co łączyło z ojcem jej matkę. Małżeństwo z miłości – powiadali ludzie, wspominając związek pięknej Meg Gordon i Lachlanna Brodie. Niektórzy mówili to z naganą, inni ze zdziwieniem. Ci ostatni nie potrafili sobie wyobrazić, co tak zafascynowało matkę Flanny, że pokochała starszego od siebie męża o niełatwym charakterze. Lecz Flanna rozumiała matkę doskonale. Postanowiła, iż dopilnuje, aby jej dzieci rozumiały, czym jest miłość i wytrwale szukały jej w małżeństwie.
Dotrzymanie złożonej królowi obietnicy traktowała jako sprawę honoru, wiedziała jednak, że dla niej najważniejsze stało się założenie rodziny. Im lepiej poznawała historię Glenkirk i rodu Lesliech, tym dobitniej uświadamiała sobie, jaka ciąży na niej odpowiedzialność. Jej przeznaczeniem było urodzić kolejnego księcia, a potem dać mu rodzeństwo. Czy inaczej Patrick pojawiłby się tamtego jesiennego dnia nieoczekiwanie w Brae? Akurat wtedy, gdy była tam Flanna? Przeznaczenie, nic innego. Już ona dopilnuje, by ich drugi syn odziedziczył tytuł, należący kiedyś do rodziny matki i został panem na Brae.
Kiedy król odzyska wreszcie tron Anglii, poprosi go, by wynagrodził jej starania właśnie w ten sposób. Nazwie chłopca Angus Gordon Leslie. Pierwszy lord miał na imię Angus, tak jak ostatni prawowity dziedzic Brae. Nie pozostanie w pamięci potomnych jako księżna, która niczego nie dokonała, lecz jako Flanna, druga księżna Glenkirk, która pomogła Stuartowi objąć tron i zyskała dla potomków pierwszego lorda Glenkirk trzeci tytuł. Tak jak córka lorda, słynna Janet, która zdobyła dla rodziny tytuł lorda Sithean.
Mając jasno wytyczony cel, zaczęła planować, jakby tu wyrwać się z Glenkirk, kiedy pogoda zmieni się z zimnej na wilgotną. Będzie wówczas mogła podróżować konno nie ryzykując, że się przeziębi. I znowu los wyciągnął do niej pomocną dłoń. Pewnego marcowego poranka w Glenkirk pojawił się Aulay. Gdy wprowadzono go do sali, gdzie przebywała akurat rodzina, skłonił się nisko i podszedł do szwagra.
– Mój ojciec umiera – powiedział wprost. Flanna krzyknęła cicho, zakrywając dłonią usta.
– Chce zobaczyć się z córką. Zabiorę też Fingala – kontynuował Aulay.
– Oczywiście – odparł Patrick natychmiast. – Powiadom mnie, gdy będzie po wszystkim, przyjadę wtedy po Flannę. Twój syn też będzie w Glenkirk mile widziany. Mój bratanek bardzo się z nim zaprzyjaźnił. To bystry chłopak i mam już wobec niego plany.
– Żona na pewno się ucieszy – powiedział. Lekki uśmiech rozjaśnił jego stanowcze rysy. – To nasz najmłodszy i zawsze bardzo się nad nim trzęsła.
– Przekaż jej ode mnie wyrazy uszanowania, Aulayu Brodie.
– Dziękuję Waszej Książęcej Mości.
– Chodź i zjedz ze mną, póki siostra nie przygotuje się do podróży – powiedział książę, zapraszając szwagra, by usiadł z nim przy stole.
Flanna wstała i wybiegła z sali. Jej papa umiera! Sądziła, iż będzie żył wiecznie. Zostanie pochowany pomiędzy dwoma żonami, postanowiono tak dawno temu. W sypialni Aggie pakowała już jej rzeczy.
– Fingal – odpowiedziała na niezadane pytanie swej pani.
– Zostaniesz w Glenkirk z dziećmi – poleciła Flanna. – Biddy będzie potrzebowała kogoś do pomocy.
Aggie skinęła głową.
– To mi odpowiada. Jeśli o mnie chodzi, mogę nie zobaczyć Killiecairn nigdy więcej. Nie przepadam za tym miejscem, ani za rodziną Brodiech.
– Ty też jesteś Brodie – powiedziała Flanna łagodnie. – A Lachlann jest też twoim dziadkiem.
– Cóż, stary nigdy nawet na mnie nie spojrzał. Byłam tylko bękartem, którego jeden z jego synów zrobił służącej, a ta na dodatek zmarła przy porodzie. Gdyby nie twoja matka, niech będzie błogosławiona jej pamięć, nie przeżyłabym, by dzisiaj ci służyć, pani. To ona znalazła mamkę, by mnie karmiła, a póki nie umarła, byłam niemal bezpieczna przed żoną mego ojca. Biła mnie tylko dlatego, że byłam nieślubnym dzieckiem jej mężczyzny. Podła suka! Nie, nie kocham Brodiech ani Killiecairn. Znalazłam więcej życzliwości w Glenkirk, służąc tobie, pani. Chętnie zostanę i zaopiekuję się dziećmi. A teraz zdradzę ci sekret. Aulay Brodie jest dziedzicem twego ojca, lecz stary ma w posiadaniu niewielką aksamitną sakiewkę, która należała kiedyś do twojej matki. Została ukryta w ich wspólnej sypialni, pod luźnym kamieniem w palenisku. Sądziłam, że odda ci ją, gdy wyjdziesz za mąż, lecz tego nie zrobił. W sakiewce są klejnoty. Przywiozła je ze sobą z Brae. Nie wiem, czy stary diabeł o nich zapomniał, czy woli, aby zostały u Brodiech, ale to twoja własność. Twoja mama powiedziała o nich na łożu śmierci mnie, nie Unie, gdyż bała się, że Una zagarnie klejnoty dla siebie. Nie mów nic nikomu, a kiedy stary umrze, wydobądź sakiewkę. Angus potwierdzi, że mówię prawdę.
– Nie zamierzam go pytać, gdyż i tak ci wierzę – odparła Flanna. – Czy kiedykolwiek mnie okłamałaś?
Podniosła szczotkę do włosów i podała Aggie.
– Zatem staruszek zatrzymał biżuterię mamy. Podły diabeł! Doskonale pamięta, że ją ma. Czy Lachlannowi Brodie zdarzyło się przeoczyć choćby marnego pensa?
Roześmiała się gorzko.
– Zaczekam jednak. Może w obliczu śmierci jednak sobie przypomni.
Tymczasem w wielkiej sali jej mąż rozmawiał ze szwagrem. Służący podali mięso, ser, chleb i piwo. Angus polecił, by zaniesiono posiłek Flanny do saloniku. Wiedział, że Aggie dopilnuje, aby jej pani zjadła. Odczuł ulgę słysząc, jak książę opowiada Aulayowi o zamyśle Flanny i o tym, jak dała królowi słowo, że zwerbuje dla niego oddział.