– Nie będę się sprzeczał – odparł Patrick. – Nie spałem w łóżku, odkąd wyjechałem przed kilkoma tygodniami z Glenkirk.
Książę Lundy zaprowadził brata do niewielkiego pokoju, znajdującego się w tym samym korytarzu co salonik, w którym rozmawiali. Pomógł mu zdjąć buty i książę Glenkirk opadł z westchnieniem ulgi na łoże.
– A ty? Gdzie będziesz spał? – zapytał, nim znużenie go pokonało.
– Na pryczy – odparł Charlie. Zdmuchnął świecę i wyszedł. Pośpieszył do króla, przekazać mu, czego dowiedział się od Patricka: armia Cromwella stanie pod murami Worcester już następnego dnia.
– Nie przybył z tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca jedynie po to, by ostrzec nas przed Cromwellem – stwierdził król domyślnie.
– Nie, kuzynie – przyznał Patrick.
– Po co zatem…?
– To typowe dla mojej rodziny – zaczął Charlie z uśmiechem. – Mama, która przebywa teraz we Francji, koresponduje z naszym najstarszym bratem, markizem Westleigh. Wysłała Henry'ego do Szkocji, by skłonił Patricka do wyruszenia po mnie do Anglii. Nie wysiała Henry'ego, gdyż zdaje sobie sprawę, że gdyby zobaczono go w pobliżu Waszej Wysokości lub choćby naszej armii, odbiłoby się to na nim i jego rodzinie.
Król też się uśmiechnął.
– Twoja matka jest bardzo sprytna. Zawsze taka była. Nikt się nie zdziwi, ani nie oburzy, gdy do mojej armii dołączy kolejny Szkot, Patrickowi nic więc nie grozi.
– Właśnie, Wasza Wysokość. Gdyby zobaczył go sam Cromwell, i tak nie wiedziałby, z kim ma do czynienia, gdyż Patrick rzadko opuszczał ukochane Glenkirk. Nie sądzę, by nawet krewny brata, generał Leslie, go rozpoznał. Dlatego wysłano właśnie Patricka. To z jego strony duże poświęcenie, gdyż Flanna spodziewała się potomka i do tej pory pewnie już go powiła. Patrick wiedział, że i tak mu odmówię. Mimo to przybył, z uwagi na matkę.
– Matki potrafią wpływać tak na synów, prawda? – zauważył król.
– Muszę wyprawić Patricka z miasta najszybciej, jak tylko się da. Kiedy nadciągnie armia Cromwella, może się to okazać trudne, o ile nie niemożliwe – stwierdził książę Lundy.
– Jedź z nim – zaproponował król wspaniałomyślnie. – Nie życzę sobie, by twoja matka uznała mnie za człowieka samolubnego i bez serca. Straciła już męża, nie obrabuję jej teraz z synów. Nie znałem mego wuja, Henryka, powiadają jednak, że był kochany przez wszystkich, którzy go znali i byłby dla Anglii wspaniałym władcą. Twoja matka ponoć głęboko go kochała i gdyby nie to, iż jej pochodzenie otoczone było mgiełką tajemnicy, mogłaby być dziś królową, a ty królem.
– Choć żałowałem zawsze, że ojciec umarł tak młodo – odparł Charlie – nie pragnąłem władać Anglią, i dobrze o tym wiesz, kuzynie. Byłbym w pełni zadowolony, mogąc wieść spokojne życie angielskiego dżentelmena i kiedy to wszystko się skończy, znowu do niego wrócę. Mój hinduski dziadek, władca Akbar, uważał, że każdy z nas znajduje się w życiu tam, gdzie w danym momencie powinien. Podzielam jego opinię – kontynuował z uśmiechem – chociaż autorzy Uroczystej Ligi i Kowenantu pewnie by się z tym nie zgodzili. Nie zdradzisz mnie jednak przed kościelnymi urzędnikami, prawda, Wasza Wysokość? Zatem, kuzynie, jesteśmy teraz w miejscu, w którym być powinniśmy. Wszyscy, nawet mój brat, Patrick. Odeślemy go do domu najszybciej, jak tylko się da, ja jednak zostanę.
Król milczał przez chwilę, a potem powiedział:
– Jeśli sprawy źle się potoczą, będę musiał odesłać i ciebie. Obiecaj, że pojedziesz. Bez dyskusji. Nosimy takie samo imię. Gdybyś zginął, ludzie Cromwella ogłosiliby triumfalnie, że Charles Stuart nie żyje, nie zawracając sobie głowy wyjaśnieniami, który to Charles Stuart. Coś takiego zaszkodziłoby z pewnością mojej sprawie. Książę Lundy skinął z wolna głową.
– Jestem lojalnym sługą Waszej Wysokości – powiedział. – Niech Bóg broni, by okazało się to konieczne, lecz jeśli tak się stanie, będę posłuszny.
Przykląkł, ujął dłoń kuzyna i ją ucałował. Gdy wstał, król nakazał mu gestem, by wrócił na swoje krzesło.
– Powiedz, co nowego u rozkosznej księżnej Glenkirk – zażądał z błyskiem w oku.
– Do tej pory pewnie urodziła już dziecko. Patrick niewiele o tym mówił. A tak, spędziła lato, odrestaurowując zamek swej matki. Żywi nadzieję, że pewnego dnia, gdy Wasza Wysokość obejmie znów tron, zdoła cię przekonać, byś przywrócił tytuł rodzinie i obdarował nim jej drugiego syna.
– Nie ma męskich dziedziców?
– Nie – wyjaśnił Charlie. – Jej dziadek Gordon był ostatnim lordem Brae. Miał syna, lecz nieślubnego. Matka Flanny odziedziczyła Brae i mogła przekazać tytuł córce, lecz moja szwagierka jest ambitna. Pragnie go dla Lesliech z Glenkirk. Powiada, że skoro brat i rodzina nie pozwalają jej uganiać się po górach i werbować dla Waszej Wysokości żołnierzy, jedynym, co może zaoferować memu bratu jest przywrócenie jednemu z jego synów tytułu. Jej poprzedniczki w Glenkirk były niezwykłymi kobietami, i to na wiele sposobów. Dlatego Flanna chciałaby zostać kimś więcej, niż tylko – jak mi wyłożyła – księżną, która niczego nie dokonała.
Król roześmiał się serdecznie, a było to coś, co ostatnio rzadko mu się zdarzało.
– Kuzynie – powiedział – obiecuję, że kiedy zasiądę znowu na tronie, przywrócę tytuł lorda Brae i nadam go drugiemu synowi Flanny Leslie. Flanna Leslie sprawiła, że śmiałem się w tym ponurym miejscu, zwanym Szkocją. Ma dobre serce, a szczodrość nie będzie mnie w tym przypadku nic kosztowała.
Teraz to Charlie się roześmiał.
– Nasz dziadek powiedział to samo Jemmiemu Leslie, kiedy nadawał mu tytuł księcia Glenkirk. Stwierdził, że skoro księstwo już istnieje, razem z zamkiem i włościami, uczynienie Jemmiego księciem nic go nie będzie kosztowało.
– Moja krew – odparł król, ocierając załzawione ze śmiechu oczy. – Och, Charlie, nie uśmiałem się tak od tygodni. Do licha, kuzynie, nie mogę się doczekać, aby przywrócić znowu dwór i żyć jak należy.
– Wszystko w swoim czasie, Wasza Wysokość – obiecał Charlie.
Rankiem okazało się, że Cromwell stoi już pod murami. Nie spodziewano się go, aż późnym popołudniem, o świcie musiano jednak zamknąć bramy – wszystkie, poza najmniejszą, pilnowaną z zewnątrz przez straże. Nie było sposobu, by Patrick wydostał się z miasta. Nie chciał umierać za tego króla. Chciał znaleźć się na drodze prowadzącej na północ, w stronę Glenkirk.
Lord Derby przekradł się w nocy do miasta, przynosząc wiadomość, że jego siły w Lancastershire zostały rozbite. Miejscowa szlachta nie powstała, by pomóc królowi. Cromwell miał dość pieniędzy z podatków, by zwabić do swych oddziałów ochotników. Król nie miał nic, by zapłacić swej małej armii – nic poza obietnicą, że kiedy odzyska tron, wynagrodzi tych, którzy mu w tym pomogli. Ci, którzy cokolwiek posiadali, zostali w domach. Ci, którzy nie mieli nic, przyłączyli się do Cromwella, gdyż płacił im po każdej bitwie.
Jego oddziały przemieściły się na południe i południowy wschód, by odciąć królowi drogę do Londynu. Król w odpowiedzi rozkazał wysadzić mosty na rzece Severn. Trzy zostały zupełnie zniszczone, lecz jeden, w Upton, tylko uszkodzony. Ludzie Cromwella naprawili go i rzeka nie stanowiła już dla nich przeszkody. W dzień po przybyciu do Worcester lorda protektora zaczął się ostrzał artyleryjski. Król zatrzymał większość swych ludzi w ogrodzonej murami części miasta, gdyż wąskie uliczki stanowiły naturalną linię obrony. Na zachodzie, u zbiegu rzek Severn i Teme, czuwały szkockie regimenty. General Middleton dokonał wypadu za mury z zamiarem zniszczenia dział. Akcja się nie powiodła i wielu żołnierzy zginęło.