– To nasza whiskey – powiedział.
– Owszem – przytaknęła Barbara spokojnie. – Twój brat postarał się, by czekała na niego, kiedy przybywa z wizytą.
– Gdzie twój mąż? – zapytał Patrick.
– Od lat nie żyje – odparła. – Mój ojciec był zamożnym kupcem z Hereford. Znam twego brata od dzieciństwa, ojciec bywał bowiem często w Queen's Malvern, a ja towarzyszyłam mu podczas tych wizyt. Państwo de Marisco byli dla mnie bardzo dobrzy. Gdy ojciec zmarł, matka wyszła za najstarszego pomocnika. Ojczym nie chciał pasierbicy. Zamierzał oddać mnie na służbę, choć nie zostałam wychowana, by być służącą. Lady de Marisco dowiedziała się o tym i zaaranżowała małżeństwo z bezdzietnym wdowcem, panem Randallem Carverem, starszym ode mnie o kilka lat. Był dobrym mężem, lecz nie mieliśmy dzieci. Ja też byłam dla niego dobrą żoną. Pozwól, panie, że poleję ranę whiskey. Będzie szczypało, ale musimy zapobiec zakażeniu.
Ostrożnie rozerwała rękaw koszuli.
– Cóż – powiedziała – strzał był przynajmniej czysty.
Patrick parsknął śmiechem. Nie był w stanie się powstrzymać. Co za humorystyczna sytuacja, pomyślał.
– Au! – jęknął i pobladł, gdy przytknęła do rany kawałek płótna.
– Przeżyje? – zapytał Charlie, wchodząc do saloniku.
– Kulę trzeba wydobyć, nie pozwolił mi jednak się tknąć, póki nie wrócisz – odparła Barbara.
– Będzie bolało jak diabli – powiedział Charlie niemal radośnie. – Daj mu więcej whiskey, Barbaro, a potem zabierzemy się do pracy. W ramieniu znajdują się głównie mięśnie, Patricku, więc nic poważnego ci nie grozi. Zostaniesz u Barbary przez kilka dni, a gdy poczujesz się lepiej, będziesz mógł ruszyć na północ, do domu. Rankiem ludzie Cromwella zaczną przeczesywać okolicę, szukając rojalistów.
– A jeśli przyjdą i tutaj? – zapytał Patrick, zirytowany.
– Zamknę was w księżej dziurze – odparła Barbara z uśmiechem i Patrick uświadomił sobie, jaka jest piękna.
– Księżej dziurze?
– Kryjówce dla księdza. Jestem katoliczką, milordzie. To dlatego wybrałam życie w takim odosobnieniu. W dzisiejszych czasach bycie katolikiem to coś gorszego nawet niż bycie anglikaninem.
Roześmiała się.
– Rzadko kto tu zagląda – chyba że został zaproszony lub wie, że będzie mile widziany.
– Spodziewasz się kogoś w ciągu kilku następnych dni? – zapytał Patrick chłodno. Uświadomiwszy sobie, jaka jest piękna, zaczął się zastanawiać, co łączy ją z bratem. Z pewnością Charlie nie zdradzał swojej Bess, skoro aż tak ją uwielbiał.
– Teraz moi przyjaciele są zbyt zajęci uganianiem się za waszymi przyjaciółmi – odparła, uśmiechając się znowu. Podała Patrickowi nie kubek, lecz cały puchar whiskey.
– Kiedy to wypijesz, zaczniemy. Będzie bolało, lecz kulę trzeba wyjąć.
– A ty? Dokąd się udasz? – spytała, zwracając się do Charliego.
– Do Francji – odparł. – Ścigający skierują się wpierw na północ i wschód, co da mi czas, bym przemknął niezauważenie do Bristolu. Zwykle kotwiczy tam przynajmniej jeden statek kompanii O'Malley – Small. Nim ludzie Cromwella dotrą na południowy wschód, zdążę się zaokrętować. Król odesłał mnie, nim bitwa na dobre rozgorzała. Uciekliśmy przez bramę Claps. Prawdę mówiąc, mój brat w ogóle nie powinien był się tam znaleźć. Choć nie jest zwolennikiem Cromwella, nie popiera też króla. Matka wysiała go, aby sprowadził mnie do domu – wyjaśnił Charlie z uśmiechem. – A mój królewski kuzyn obawiał się, że jeśli mnie zabiją, Cromwell rozgłosi wszem wobec, że Charles Stuart zginął. Mogłoby to utrudnić późniejszy powrót Stuartów na tron, gdyż, choć nie nadszedł jeszcze ich czas, kiedyś przecież wrócą.
– Boże, chroń króla – powiedziała Barbara Carver, a potem zwróciła się znów do Patricka. – Wypij, panie. Im szybciej wyjmę z ciebie tę kulę, tym szybciej zasiądziemy do kolacji. Moja stara Lucy już przygotowuje dla nas gorący posiłek.
Książę przełknął trunek. Whiskey rozgrzała mu żołądek i niemal od razu poczuł się senny. Odchylił się na krześle. Od kominka płynęło przyjemne ciepło i poczuł, że opuszczają go troski. Pomyślał o swej pięknej żonie. Gdy wróci do Glenkirk, dziedzic będzie już na świecie, a Flanna wróci do jego łóżka. Uśmiech oczekiwania rozjaśnił przystojną twarz Patricka, zdmuchnięty niemal natychmiast przez ból.
– A niech to diabli! – zaklął, próbując się odsunąć. Otworzył zielonozłote oczy i zobaczył, iż Barbara grzebie w jego zakrwawionym ramieniu ostrym nożem.
– Wypij jeszcze whiskey – polecił mu Charlie. Patrick zorientował się, że brat go przytrzymuje.
– Jezu! – wyjęczał. – Masz szczęście, że nie jestem w pełni sił, madame!
A potem zemdlał.
– Dzięki Bogu! – powiedziała pani Carver. – Był bardzo dzielny, lecz kula utkwiła głęboko. Teraz zdołam spokojnie ją wydobyć.
Zatopiła nóż głębiej w ranie, uśmiechnęła się i wydobyła okrągłą ołowianą kulkę. Wpatrywała się w nią przez chwilę, a potem podała Charliemu.
– Pamiątka – powiedziała. – Zawieź ją matce i opowiedz, co wycierpiał dla ciebie brat, opuszczając swe orle gniazdo i przybywając ci na pomoc.
– Kieski pomysł – uznał Charlie, mimo to schował kulę.
Pani Carver zabandażowała ranę.
– Przeżyje, lecz ramię będzie dokuczało mu przez kilka tygodni.
– Gdzie chcesz go umieścić? – zapytał Charlie.
– Połóżmy go w sypialni sąsiadującej z moją. Zajrzę do niego w nocy i sprawdzę, czy nie rozwinęła się infekcja.
Charlie podźwignął brata, a wymagało to nie lada wysiłku, i zaniósł na piętro. W sypialni zdjął Patrickowi ostrożnie buty i naciągnął na niego przykrycie.
– Dziękuję, braciszku – powiedział cicho, a potem wrócił wąskimi schodami do saloniku. Stara Lucy, służąca Barbary, wnosiła właśnie posiłek. Pozdrowił ją ciepło, a ona odpowiedziała równie serdecznie.
– Musisz być głodny jak wilk – zauważyła Barbara. – Usiądź, proszę. Od jak dawna jesteś z powrotem w Anglii?
– Przybyłem tu wraz z kuzynem – odparł Charlie, nakładając sobie pstrąga i wołowinę.
– Dzieci?
– Na północy – odparł krótko. – Bezpieczne.
– Powinieneś był zostać z nimi, dopóki wszystko się nie uspokoi. Dlaczego król nie zdawał sobie sprawy, że naród go nie poprze?
– Bo mu nie powiedzieli. Nie jestem nawet pewny, czy angielscy rojaliści byli w stanie komunikować się ze szkockimi panami. Mimo to mógł zwyciężyć, gdyby jego armia pomaszerowała od razu na Londyn, nie zatrzymując się w Worcester.
– Jeszcze na to nie pora – odparła Barbara rozsądnie. – Teraz jesteśmy zbyt zastraszeni. Z czasem będziemy mieli dość purytan, lecz jeszcze nie teraz.
– A tobie jak udało się przetrwać? – zapytał.
– Purytanie nie są tacy moralni, za jakich chcieliby uchodzić. Nie afiszuję się ze swoim wyznaniem, poza tym pewien wpływowy dżentelmen z okolicy od czasu do czasu mnie odwiedza. Nie przysparzam kłopotów, ani nie robię nic niestosownego, zostawili więc biedną wdowę w spokoju. Niech żyje sobie na swoim wzgórzu.
– Czy istnieje niebezpieczeństwo, że ten człowiek może się tu wkrótce zjawić? – zapytał Patrick.
– Nie jest żołnierzem. To mało prawdopodobne, by osobiście brał udział w bitwie, zapewne uda się jednak do Worcester za dzień lub dwa, by się pokazać i wziąć udział w egzekucjach. Nie spodziewam się go zobaczyć, nim sytuacja się uspokoi. A potrwa to pewnie kilka tygodni.
Jedli i pili, jak tyle razy w przeszłości. A kiedy skończyli, wstali i bez słowa skierowali się na górę.
– Sprawdzę wpierw, co z twoim bratem – wyszeptała. Weszła do niewielkiej sypialni, zbliżyła się do łóżka i położyła Patrickowi dłoń na czole.