Выбрать главу

To też jest fajne.

– Co stanowi, moja mała adeptko, zaledwie czubek góry lodowej owej „fajności".

Miałam nadzieję, że przenośnia nie zapowiada katastrofy na miarę Titanica. Kiedy szłyśmy korytarzem, rozmyślałam o czasie i innych rzeczach, nie zapominając o pytaniu, które chciałam zadać, kiedy Skylar przerwał mi tok myśli.

– Zaraz. Mówiłaś, że lekcje zaczynają się o ósmej. Wieczorem?

Na Ogół nie wykazuję ociężałości umysłowej, ale dziś wydawało mi się chwilami, że Neferet przemawia do mnie w jakimś obcym języku. Czasem trudno mi było za nią nadążyć.

– Kiedy się nad tym chwilkę zastanowisz, sama przy znasz, że to najodpowiedniejsza pora na lekcje. Oczywiście musisz wiedzieć, że wampiry wystawione na działanie promieni słonecznych nie eksplodują, jak czasem pisze się w bajkach, ale światło dnia nam nie służy. Chyba już przekonałaś się na własnej skórze, że trudno ci było wytrzymać na słońcu, prawda?

Skinęłam głową.

– Nawet Maui Jims nie bardzo mi się przydały. – I za raz dodałam szybko, czując się jak kretynka: – Maui Jims to okulary przeciwsłoneczne.

Tak, Zoey – odrzekła Neferet cierpliwie. – Znam okulary od słońca, i to bardzo dobrze.

– O Boże, przepraszam ~ wyjąkałam, zastanawiając się jednocześnie, czy powinnam tutaj mówić „Boże". Może Neferet, starsza kapłanka, która z taką dumą obnosi swój Znak bogini, poczuje się urażona? Może Nyks też będzie urażona? O Boże. A może mam mówić: do diabła? Bardzo chętnie używałam tego przekleństwa. (Prawdę mówiąc, było to jedno z nielicznych przekleństw, jakich używałam). Czy nadal będę mogła tak mówić? Ludzie Wiary głosili, że wampiry czczą fałszywą boginię oraz że przeważnie są to samolubne istoty, które myślą tylko o pieniądzach i luksusie, piją krew i pójdą prosto do piekła; czy w takim razie powinnam uważać, co mówię…

– Zoey.

Neferet patrzyła na mnie badawczo; domyśliłam się, że od dłuższej chwili usiłowała zwrócić na coś moją uwagę, aleja pochłonięta byłam gonitwą własnych myśli.

– Przepraszam – powtórzyłam.

Neferet zatrzymała się. Położyła mi dłonie na ramionach, tak bym zwrócona ku niej patrzyła jej w oczy.

– Zoey, przestań przepraszać. I pamiętaj, wszyscy bez wyjątku byli kiedyś w tej samej sytuacji co ty teraz. Kiedyś dla nas też wszystko było nowe. Wiemy, jak to jest, kiedy boisz się Przemiany, jakim szokiem jest nagły zwrot w życiu i zmiana na coś całkiem nowego.

– I kiedy nie można sprawować nad tym kontroli – do dałam szybko.

To też. Ale nie będzie to długo trwało. Kiedy staniesz się dorosłym wampirem, poczujesz się znów we własnej skórze. Będziesz sama decydowała za siebie, robiła co chcesz, na własny rachunek. Bądź sobą idź za głosem serca i niech cię prowadzą twoje zdolności.

– Jeżeli stanę się dorosłym wampirem.

– Staniesz się, Zoey.

– Skąd ta pewność? Neferet spojrzała na mój Znak.

– Nyks cię wybrała. Dlaczego? Tego nie wiemy. Ale jej Znak został wyryty na twoim czole. Nie dotykałaby cię, gdy by wiedziała, że nie podołasz.

Przypomniałam sobie słowa bogini: Zoey Redbird, Córo Nocy. Mianują cię swoimi oczami i uszami we współczesnym świecie, w świecie, w którym dobro i zło walczą ze sobą, starając się osiągnąć pewną równowagę. I pospiesznie odwróciłam wzrok od badawczego spojrzenia Neferet, pragnąc z całych sił dowiedzieć się, jaka siła i dlaczego każe mi trzymać w tajemnicy spotkanie z boginią.

– Tyle się wydarzyło w ciągu jednej zaledwie doby…

– Zwłaszcza jak się ma pusty żołądek. Ruszyłyśmy dalej, ale zaraz zatrzymał nas ostry dźwięk dzwoniącej komórki. Neferet z przepraszającym uśmiechem sięgnęła do kieszeni po telefon.

– Słucham, Neferet – powiedziała. Przez chwilę milczała skupiona ze zmarszczonym czołem i zmrużony mi oczami. – - Nie, dobrze, że zadzwoniłaś. Zaraz przyjdę i sprawdzę, co robi. – Zamknęła telefon z leciutkim trzaskiem. ~ Przepraszam cię, Zoey. Jedna z adeptek złamała dziś nogę. Ma kłopoty ze zrelaksowaniem się, więc muszę wrócić i upewnić się, że wszystko jest z nią w porządku. Pójdziesz dalej tym korytarzem, trzymając się cały czas lewej strony, aż dojdziesz do głównego wejścia. Na pewno go nie przeoczysz, to wielkie drzwi zrobione ze starego drewna. Tuż za nimi zobaczysz kamienną ławkę. Zaczekaj tam na mnie. Powinnam niedługo wrócić.

– Dobrze, nie ma sprawy. – Ledwie to powiedziałam, Neferet już znikła za zakrętem korytarza. Westchnęłam ciężko. Nie podobało mi się, że zostanę sama w obcym miejscu pełnym dorosłych i niedorosłych wampirów. Teraz, kiedy nie było przy mnie Neferet, żółtawe światło kinkietów już nie wydawało mi się takie przyjazne. Raczej niesamowite, rzucające ponure cienie na stare mury.

Postanowiłam jednak być dzielną więc poszłam we wskazanym przez Neferet kierunku. Jednak wolałabym spotkać kogoś po drodze, nawet wampira. Tak tu było cicho. I jakoś niesamowicie. Kilkakrotnie korytarz rozwidlał się na prawo, ale pamiętałam, że Neferet kazała mi się trzymać lewej strony, więc nie zbaczałam. Również dlatego, że po lewej było trochę światłą a po prawej prawie żadnych lamp.

Niestety przy następnym rozwidleniu w prawo nie odwróciłam wzroku. Wtedy usłyszałam jakieś odgłosy. Dokładnie mówiąc, usłyszałam czyjś śmiech. Był to śmiech dziewczęcy, ale nieprzyjemny i gardłowy, który sprawił, że przeszły mnie dreszcze. Stanęłam w miejscu. Rzuciłam okiem w głąb korytarza i zobaczyłam ruszające się cienie.

Zoey… ktoś wyszeptał moje imię.

Zamrugałam. Czy rzeczywiście usłyszałam swoje imię czy mi się tylko tak wydawało? Głos brzmiał dziwnie znajomo. Czyżby to była znowu Nyks? Czy bogini mnie wołała? Zdjęta strachem, chociaż w równym stopniu zaciekawioną postąpiłam kilka kroków w tamtą stronę.

Kiedy wychynęłam zza zakrętu, zobaczyłam coś, co kazało mi przylgnąć do ściany, by mnie nikt nie zobaczył. W niewielkiej alkowie stało dwoje ludzi. Na początku nie zdawałam sobie sprawy, na co patrzę, i nagle zrozumiałam.

Powinnam była natychmiast się stamtąd oddalić. Cichutko się wycofać i spróbować nie myśleć o tym, co zobaczyłam. Ale nie zrobiłam tego. Nogi wrosły mi w ziemię, nie mogłam się ruszyć z miejsca. Jedyne co mogłam, to patrzeć na nich.

Mężczyzna – choć po chwili uświadomiłam sobie, co też było dla mnie wstrząsem, że to nie dorosły mężczyzna, tylko nastolatek, starszy ode mnie najwyżej rok czy dwa – stał oparty plecami o kamienną ścianę alkowy. Głowę miał odrzuconą do tyłu, oddychał ciężko. Jego twarz skrywał cień, mimo to widać było, że jest przystojny. Czyjś zdyszany śmiech kazał mi spojrzeć niżej.

Przed nim klęczała dziewczyna. Widziałam tylko, że ma jasne włosy. Tyle ich miała na głowie, że miało się wrażenie, iż przykrywa ją jasny welon. Potem zobaczyłam jej dłonie przesuwające się po jego udach.

Uciekaj! Coś we mnie wołało. Zabieraj się stąd! Zrobiłam jeden krok do tyłu, by się wycofać, ale jego głos osadził mnie na miejscu.

– Przestań!

W pierwszej chwili zmartwiałam, ponieważ pomyślałam, że mówi do mnie.

– Przecież tak naprawdę nie chcesz, żebym przestała.

Kamień z serca mi spadł, kiedy usłyszałam jej głos. Więc do niej mówił, nie do mnie. Nie wiedzieli chyba, że tu jestem.

– Owszem, chcę – powiedział tak, jakby cedził słowa zza zaciśniętych zębów. – Wstań z kolan.

– Przecież lubisz to, wiesz, że lubisz. Równie dobrze wiesz, że nadal mnie pożądasz.

W jej głosie słychać było skrywaną namiętność, ale także coś na kształt skargi. Niemal rozpacz. Patrzyłam, jak poruszają się jej palce, otworzyłam oczy szeroko ze zdumienia, widząc, jak przesuwa palcem wskazującym po jego udzie. Nie do wiary – paznokciem jak nożem przecięła materiał jego dżinsów, na których pokazała się strużka czerwonej krwi.