Выбрать главу

– Dziwię się, że właśnie wam sprzedali tę szkołę – zauważyłam mimochodem.

Zaśmiała się krótko, a jej śmiech zabrzmiał złowieszczo.

– Nie mieli na to ochoty, ale dyrektor tej placówki, wielki arogant, otrzymał od nas propozycję nie do odrzucenia.

Chciałam ją zapytać, co właściwie oznaczały jej słowa, lecz zmroził mnie jej śmiech i już nie śmiałam zadać pytania. Poza tym absorbowało mnie tyle innych rzeczy. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to że wszyscy, którzy mieli pełen tatuaż, wyglądali niezwykle atrakcyjnie. Po prostu obłędnie. Owszem, wiedziałam, że wampiry są atrakcyjne. Wszyscy to wiedzą. Najznamienitsi aktorzy i aktorki o światowej sławie są wampirami. Wśród nich wielu też jest tancerzy, muzyków, pisarzy i śpiewaków. Wampiry zdominowały świat sztuki, co jest jednym ze źródeł ich bogactwa a co ludzie wierzący uważają za rzecz niemoralną. Ale tak naprawdę kieruje nimi zazdrość, że sami nie są tacy atrakcyjni. Ludzie Wiary chodzą oglądać ich do kina, do teatru, na koncerty wykonywane przez wampirów, czytają napisane przez nich sztuki, wyrażają się jednak o nich z nutą wyższości, traktują ich z góry. No i czy to nie jest hipokryzja?

Znajdując się wśród tylu wspaniałych ludzi, którzy kłaniali się Neferet, a nawet mnie pozdrawiali, miałam ochotę schować się w mysią dziurę. Odpowiadając nieśmiało na ich powitalne gesty, zerkałam na dzieciaki, które nas mijały. Każde z szacunkiem kłaniało się Neferet. Kilkoro złożyło oficjalny ukłon, krzyżując ręce na sercu, na co ona odpowiadała też lekkim skłonem i uśmiechem. Zgoda, smarkateria nie była tak przystojna jak dorośli. Owszem, małolaty też dobrze wyglądały, powiedziałabym: interesująco, z zarysowanym konturem księżyca na czole, w mundurkach, które bardziej przypominały kreacje, jakie się widuje na pokazach mody, niż przepisowe szkolne ubranka, tyle że nie emanowała z nich wewnętrzna świetlistość jak z dorosłych wampirów. Co prawda zauważyłam, że w ich ubraniach dominuje czerń, co ludziom, dla których sztuka jest ważna, może się wydawać dość banalne (no, ale tak tylko mówię…). Ostatecznie muszę przyznać, że ta czerń dobrze się komponowała z cienkimi szlaczkami głębokiego amarantu, granatu i szmaragdowej zieleni. Na każdym mundurku, czy to na bluzie, czy na żakiecie, kieszonki na piersiach miały bogate zdobienia haftowane złotą i srebrną nitką. Niektóre motywy powtarzały się, choć nie potrafiłabym powiedzieć, co przedstawiają. Poza tym większość młodzieży nosiła wyjątkowo długie włosy – zarówno dziewczyny, jak i chłopcy, również nauczyciele. Nawet koty, które przechadzały się po chodniku, wyglądały jak długowłose futrzane kule. Dziwne. Dobrze przynajmniej, że nie dałam się namówić Kayli w ubiegłym tygodniu na ścięcie włosów na krótko w kaczy kuper.

Zauważyłam też,,że tak małolaty, jak i dorośli przyglądają się z taką samą ciekawością mojemu Znakowi. Świetnie, nie ma co. Rozpoczynałam nowe życie jako wybryk natury, co naprawdę było deprymujące.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Ta część Domu Nocy, w której znajdował się internat, była dość oddalona, ponadto Neferet umyślnie szła wolno, bym miała dość czasu, żeby się wszystkiemu napatrzeć i o wszystko wypytać. Nawet mi się to podobało. Przemierzanie całego terenu zabudowanego przypominającymi stare zamczysko obiektami, na które Neferet zwracała mi uwagę, szczególnie na ich architektoniczne detale, pozwoliło mi poznać charakter tego miejsca. Było dziwne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Poza tym taki niespieszny spacer dawał mi poczucie powrotu do normalności. Może to zabrzmi dziwnie, lecz znów czułam się sobą, taką jak dawniej. Przestałam kaszleć, nic mnie nie bolało. Nawet ból głowy minął. W ogóle nie myślałam już o krępującej scenie, której zostałam przypadkowym świadkiem. Świadomie zresztą starałam się o niej zapomnieć. Ważniejsze dla mnie stało się teraz oswojenie z nowym życiem i dziwnym Znakiem, jakim zostałam Naznaczona. A zatem – mineta idzie w niepamięć.

Starałam się wmówić sobie, że przechadzając się po campusie o tej nieludzkiej porze nocnej u boku wampirzycy, jestem niemal tą samą osobą, jaką byłam poprzedniego dnia. Prawie tą samą.

No dobrze, może nawet tak nie było, w każdym razie głowa już mi tak nie dokuczała i czułam się gotowa poznać swoją współmieszkankę, kiedy Neferet wprowadziła mnie do internatu dziewcząt.

Wnętrze okazało się dla mnie zaskoczeniem. Choć nie jestem pewna, czego się spodziewałam, może ponurych pomieszczeń z dominującą czernią Tymczasem zobaczyłam sympatyczne wnętrze z wystrojem w kolorze starego złota i jasnoniebieskim, z wygodnymi kanapami, na których niczym ogromne pastelowe pastylki M &M piętrzyły się pękate poduchy, jakby zapraszając, by na nich usiąść. Łagodne światło gazowe sączące się z kilku stylowych kryształowych żyrandoli sprawiało wrażenie wnętrza godnego księżniczki mieszkającej na zamku. Na kremowych ścianach wisiały wielkie obrazy przedstawiające postaci starożytnych kobiet, władczych i egzotycznych. W wazonach tkwiły świeże kwiaty, na stole piętrzyły się książki, torebki i to, co zazwyczaj można znaleźć w pokoju nastolatki. Zobaczyłam kilka płaskich ekranów telewizyjnych, z jednego z nich dochodziły dźwięki Real World, które znałam z MTV. Ogarnęłam wszystko jednym rzutem oka, uśmiechając się jednocześnie do dziewcząt, które ucichły na mój widok i zaczęły się na mnie gapić. Albo inaczej: gapiły się na mój Znak.

– Panienki, to jest Zoey Redbird. Powitajcie ją i przyjmijcie serdecznie w Domu Nocy.

Przez moment wydawało mi się, że nikt do mnie nie przemówi, a ja spalę się ze wstydu, jaki odczuwają zazwyczaj nowicjusze. W pewnej chwili z grupki dziewcząt skupionych wokół jednego z telewizorów podniosła się drobna blondyneczka o niemal idealnej urodzie. Przypominała Sarę Jessicę Parker, kiedy była młoda (której właściwie nie lubię, bo taka jest drażniąca z tą swoją nienaturalną dziarskością).

– Cześć, Zoey. Witaj w swoim nowym domu. – Podobna do SJP dziewczyna uśmiechała się szczerze i serdecznie, starała się też nie gapić na mój Znak, ale patrzeć mi prosto w oczy. Natychmiast pożałowałam, że uczyniłam niekorzystne dla niej porównanie. – Jestem Afrodyta – przedstawiła się.

Afrodyta? Może jednak nie byłam taka złośliwa z tym porównaniem. Bo kto wybiera sobie takie imię? Czy to nie jest mania wielkości? Przyoblekłam twarz w szeroki uśmiech i odpowiedziałam:

– Cześć, Afrodyto.

– Neferet, czy chcesz, abym pokazała Zoey jej pokój? Neferet zawahała się chwilę, co mnie zdziwiło. Zamiast odpowiedzieć natychmiast twierdząco, zmierzyła Afrodytę wzrokiem, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko.

– Dziękuję, Afrodyto, to ładnie z twojej strony. Jestem mentorką Zoey, jednak domyślam się, że będzie jej przyjemniej, jeśli rówieśnica zaprowadzi ją do pokój u.

Czy to złudzenie czy rzeczywiście w oczach Neferet pojawiły się złe błyski? Nie, musiało mi się tylko tak wydawać albo wmówiłam sobie, że to złudzenie. Mimo wszystko coś mi mówiło, że jednak tak nie jest. I nawet nie musiałam długo się zastanawiać, czy intuicja słusznie mi podpowiada gdyż Afrodyta roześmiała się i… rozpoznałam ten śmiech.

Jakbym dostała cios w żołądek, gdy uświadomiłam sobie, że Afrodyta jest tą dziewczyną, którą widziałam z chłopakiem w holu.

Śmiech Afrodyty i jej skwapliwe zapewnienie: „Z wielką przyjemnością oprowadzę ją po internacie. Wiesz, Neferet, że zawsze gotowa jestem ci pomóc" było równie sztuczne jak wielkie cyce Pameli Anderson, ale Neferet tylko skinęła przyzwalająco głową, po czym zwróciła się do mnie.

– Zostawiam cię tutaj, Zoey – - powiedziała, ściskając mi dłoń. – Afrodyta zaprowadzi cię do pokoju, a twoja współmieszkanka pomoże ci przygotować się do kolacji. Do zobaczenia w jadalni. – - Posłała mi ciepły matczyny uśmiech, a ja jak małe dziecko miałam wielką ochotę uściskać ją i błagać, by nie zostawiała mnie z Afrodytą. – Nic ci nie będzie – - uspokoiła ranie szeptem, jakby czytała w moich myślach. – Przekonasz się, ptaszyno. Wszystko będzie dobrze.