Выбрать главу

Wzruszyłam ramionami i odrzekłam:

– Szukałam swojej babci i po drodze upadłam i rozbiłam sobie głowę. ~ Wprawdzie nie miałam tego dziwnego uczucia, że powinnam trzymać buzię na kłódkę, ale nie by łam jeszcze pewna, na ile mogę być szczera ze Stevie Rae. Z ulgą więc przyjęłam jej pełne zrozumienia kiwnięcie głową, co nie zapowiadało dalszych pytań na temat wypadku ani aluzji do mojego niezwykłego kolorowego Znaku.

– Twoi rodzice spanikowali, kiedy zobaczyli, że jesteś Naznaczona?

– Kompletnie. A twoi?

– Mama właściwie była w porządku. Powiedziała, że każdy powód wyciągnięcia mnie z Henrietty jest dobry.

– Z Henrietty w Oklahomie? – zapytałam zadowoloną że w ten sposób rozmowa schodzi na inny niż mój temat.

– Niestety tak.

Stevie Rae opadła na łóżko, nad którym wisiał plakat z Kennym Chesneyem, i gestem wskazała miejsce naprzeciwko. Na łóżku ustawionym po drugiej stronie ze zdziwieniem spostrzegłam swoją odlotową kołdrę od Ralpha Laurena w ostrych kolorach: różowym i zielonym, którą miałam w domu. Przeniosłam wzrok na dębowy stoliczek i przetarłam oczy ze zdumienia. Stał tam mój szkaradny budzik, idiotyczne okulary, które zakładam, kiedy mam oczy zmęczone od szkieł kontaktowych, oraz zdjęcie moje i Babci z ostatnich wakacji. Z kolei na etażerce za komputerem po mojej stronie pokoju zobaczyłam swoją ulubioną serię książek „Gossip Girls", „Bubbles" a także inne powieści, do których lubiłam wracać, jak Dracula Brama Stockerą co w mojej obecnej sytuacji było znamienne, trochę płyt CD, laptop i – o rany – moje ukochane miniaturki potworów. Chciałam się zapaść pod ziemię ze wstydu. Na podłodze przy łóżku stał mój plecak.

– Babcia przyniosła tu twoje rzeczy ~ wyjaśniła mi Stevie Rae. – Jest bardzo miła.

– Więcej niż miła. Jest przy tym odważna jak diabli, nie bała się zmierzyć z moją matką i jej głupim mężem, żeby móc wziąć te rzeczy i przynieść mi je tutaj. Wyobrażam sobie, jaką scenę odstawiła moja matka. ~ Mówiąc to, westchnęłam ciężko.

W takim razie ja mam szczęście. Przynajmniej moja mama na ten widok zachowała się jak należy. – Stevie Rae palcem wskazała na czoło i zarysowany tam kontur księżyca. – Nawet tata stracił głowę, wpadł w płaczliwą tonację pod hasłem „moja jedyna córeczka" i tak dalej. – Wzruszyła ramionami i zachichotała. – Moi trzej bracia uznali, że to wyjątkowa okazja, i zaraz chcieli, żebym im pomogła zna leźć wampirskie dziewczyny. – - Wzniosła oczy do nieba.

– Głupie chłopaki.

– Głupie chłopaki – powtórzyłam i uśmiechnęłam się do niej. Jeśli ona uważa, że chłopaki są głupie, to łatwo mi będzie się z nią dogadać.

Teraz już przyzwyczaiłam się prawie do wszystkiego. Przedmiotów uczą nas dziwacznych, aleje lubię, zwłaszcza taekwondo. Przyjemnie jest czasem kopnąć kogoś w zadek.

– Uśmiechnęła się figlarnie jak jasnowłosy elf. – Podobają mi się mundurki, choć najpierw mnie szokowały. No bo po myśl tylko: kto lubi mundurki? My jednak możemy dodawać do nich różne rzeczy, co sprawia, że różnią się od siebie i nie wyglądają jak klasyczne szkolne mundurki. Poza tym jest tu trochę naprawdę przystojnych chłopaków, nawet jeśli przyjmiemy, że na ogół to głupki. – Oczy jej zalśniły. – Przede wszystkim jestem cholernie zadowolona, że wyrwałam się z Henrietty, więc nic z tych nowych rzeczy tutaj mi nie przeszkadza, a jeśli Tulsa czasem mnie przeraża, to dlatego, że jest taka duża.

– Tulsa nie jest zła – zaoponowałam. W przeciwieństwie do większości rówieśników z przedmieść Broken Arrow umiałam się poruszać po Tulsie dzięki wypadom „na łono natury", jak nazywała Babcia nasze wycieczki. – Trze ba tylko wiedzieć, gdzie pójść. Na Brady Street na przykład jest świetna galeria z różnymi naszyjnikami, gdzie można samemu zrobić dla siebie koraliki, z czego się chce, niedaleko w Bowery jest sklep Loli, gdzie dostaniesz najlepsze desery w całym mieście. Cherry Street też jest odlotowa. To nawet niedaleko stąd. Nasza szkoła znajduje się tuż przy fantastycznym muzeum Philbrooką niedaleko Utica Sauare. Tam są świetne sklepy i…

Nagle zastanowiłam się, co też ja mówię. Czy wampirskie dzieci mają do czynienia z normalnymi ludzkimi dziećmi? Poszperałam w pamięci. No nie, nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widywała małolatów z rysunkiem księżyca na czole włóczących się po ulicach, zaglądających na Philbrook, Utica's Gap, Banana Republic czy Starbucks. Nigdy leż nie widziałam ich w kinie. Holender! Przecież nigdy dotąd nie widziałam w ogóle młodocianego wampira! Czyżby więc trzymano ich tu w zamknięciu przez cztery lata? Czując już ograniczenie przestrzeni, zapytałam:

– Czy my stąd kiedykolwiek wychodzimy na zewnątrz?

– Tak, ale trzeba spełniać szereg warunków.

– Jakich warunków?

– Nie można na przykład mieć na sobie żadnej części szkolnego mundurka… -Nagle urwała. -Właśnie! Była bym zapomniała. Musimy się spieszyć! Za kilka minut kolacja, a ty musisz się przebrać. – Zerwała się na równe nogi, podskoczyła do szafy w mojej części pokoju, zaczęła w niej gorączkowo szperać, przez cały czas mówiąc coś do mnie.

– Wczoraj wieczorem Neferet przyniosła ubranie dla ciebie. Nie obawiaj się, że rozmiar może okazać się nieodpowiedni. Jakoś znają nasze rozmiary jeszcze przed naszym przybyciem. Trochę to deprymujące, że dorosłe wampiry wiedzą o nas znacznie więcej, niż można by się spodziewać. Ale nie martw się. Mówiłam poważnie, twierdząc, że mundurki wcale nie są takie straszne, jak by się mogło wydawać. Naprawdę możesz tak jak ja pododawać do nich jakieś własne rzeczy.

Przyjrzałam się jej uważnie. Mała na sobie markowe dżinsy Ropera. Takie rzeczywiście za ciasne i bez kieszeni. Jak można twierdzić, że za ciasne spodnie, w dodatku bez kieszeni, to coś fajnego? W gruncie rzeczy nigdy tak nie uważałam. Stevie Rae była wręcz chudą ale w tych dżinsach jej tyłek wydawał się pokaźny. Domyśliłam się, że zobaczę u niej kowbojskie buty, jeszcze zanim sprawdziłam, co ma na nogach. Spojrzałam więc i westchnęłam, tak, miała na nogach kowbojskie buty – z brązowej skóry, na płaskich obcasach, ze szpiczastymi czubkami. W spodnie wetknęła czarną bawełnianą bluzkę, która robiła wrażenie dość kosztownej, w stylu tych od Saksa czy Neimana Marcusa, nie mających nic wspólnego z prześwitującymi bluzeczkami od przereklamowanego Abercrombiego, gdzie usiłują nam wmówić, że nie wyglądają szmirowato. Kiedy odwróciła się do mnie, zauważyłam, że każde ucho ma przekłute w dwóch miejscach, a w nich małe srebrne kółeczka. Podała mi bluzkę podobną do tej, jaką miała na sobie, w drugiej ręce trzymała pulower. Chociaż nie jestem zwolenniczką stylu country w modzie, bo do mnie zupełnie nie pasuje, musiałam przyznać, że w wydaniu Stevie Rae taka mieszanka prostoty z elegancją okazała się nawet szykowna.

– Masz! Włóż tylko to i będziesz gotowa. Migotliwe światło z jej lampy w kształcie buta ujawniło srebrny haft na przedzie swetra, który mi podawała. Wstałam i wzięłam od niej obie bluzki, podnosząc sweter bliżej do oczu, by zobaczyć dokładnie deseń. Srebrną nitką wyhaftowany był spiralny wzór zataczający koła wokół piersi.

– To nasze oznaczenie – wyjaśniła Stevie Rae.

– Oznaczenie? – zdziwiłam się.

– Tak, klasy tu się nazywa formatowaniem: czwarte formatowanie, piąte formatowanie i szóste formatowanie, i każda ma swoje oznaczenie. My należymy do trzeciego formatowania, a naszym oznaczeniem jest srebrny labirynt bogini Nyks.

– Co to znaczy? – zapytałam bardziej siebie niż Stevie Rae. Palcami wodziłam po srebrnych kółkach.