– Cześć wszystkim. Poznajcie moją nową współmieszkankę, Zoey Redbird. Zoey, to jest Erin Bates – - powiedziała, wskazując na zabawną ładną blondyneczkę, która siedziała po mojej stronie stołu. (Do licha, ileż tu może być blondynek? Bez ograniczeń?). Nadal rzeczowym tonem i z wyraźnym akcentem z Oklahomy wyjaśniała: – Erin to ta ładna. Poza tym jest zabawna, bystra i ma więcej par butów niż ktokolwiek inny w szkole.
Erin oderwała wzrok od mojego Znaku, któremu już dość długo się przypatrywała, i powiedziała zwięźle:
– Cześć.
– A to symboliczny mężczyzna w naszej grupie, Damien Maslin. Ale on jest gejem, więc właściwie się nie liczy jako chłopak.
Damien wcale się nie obruszył na Stevie Rae ani nie wyglądał na zmieszanego.
– Uważam, że skoro jestem gejem, powinienem się liczyć podwójnie jako chłopak. Dzięki mnie możecie poznać męski punkt widzenia a z drugiej strony nie musicie się oba wiać, że będę chciał was macać.
Miał łagodny wyraz twarzy, kasztanowe włosy i piwne oczy, co go upodobniało do jelonka. W gruncie rzeczy był fajny. Nie miał dziewczyńskich cech właściwych wielu nastolatkom płci męskiej, którzy pewnego dnia postanawiają wyjawić światu to, o czym i tak wszyscy dawno wiedzą z wyjątkiem ich rodziców, którzy gotowi są do końca zaprzeczać faktom. Damien nie był typem wymuskanego chłopczyka o dziewczyńskich cechach, wyglądał po prostu na sympatycznego małolata o ujmującym uśmiechu. Poza tym widoczne były jego starania, by się nie gapić na mój Znak, czym zasłużył sobie na moją wdzięczność.
– No cóż, może masz rację – przyznała lekko Stevie Rae z ustami pełnymi chleba z masłem czosnkowym.
– Nie zwracaj na nią uwagi, Zoey – powiedział Damien. ~ Pozostali są prawie normalni. I strasznie się cieszymy, że wreszcie do nas dołączyłaś. Stevie Rae zamęczała nas zgadywaniem, jaka się okażesz, kiedy się w końcu objawisz.
– Czy będziesz narwaną gówniarką, która brzydko pachnie i uważa, że wampir tylko wypatruje największych firaj erów – wtrąciła Erin.
– Albo może kimś podobnym do nich – Damien kątem oka wskazał siedzących przy sąsiednim stole z lewej strony.
Poszłam za jego wzrokiem i poczułam, jak przeszywa mnie nerwowy dreszcz, kiedy zobaczyłam, kogo może mieć na myśli.
– Chodzi ci o Afrodytę? – zapytałam.
Tak – odpowiedział Damien. – I cały wianuszek jej cmokierów.
Przetarłam oczy.
– Kogo? – zapytałam. Stevie Rae westchnęła.
– Będziesz musiała się przyzwyczaić do słownictwa Damiena. Na szczęście to akurat słowo nie jest tak całkiem obce, przynajmniej dla niektórych z nas, więc nie ma potrze by błagać go o wyjaśnienie. Na wszelki wypadek: cmokier to służalczy pochlebca – dodała tonem nauczycielki.
– Wszystko jedno. I tak chce mi się rzygać na ich widok – wyznała Erin, nie podnosząc głowy znad talerza ze spaghetti.
– Ich?
– To Córy Ciemności – wyjaśniła Stevie Rae, zniżając głos.
– Możesz je uważać za babski konwentykiel – podsunął Damien.
– Wiedźmy z piekła rodem – dodała Erin.
– Ej, nie sądzę, byśmy musiały nastawiać Zoey przeciwko nim. Jej może się z nimi układać.
– Pieprzenie. To wiedźmy z piekła rodem – powiedziała Erin.
– Nie miej takiej niewyparzonej gęby – napomniał ją Damien. – Bo ci będzie przeszkadzać w jedzeniu.
Bardzo mi ulżyło, kiedy się przekonałam, że nikt nie lubi Afrodyty. Bardziej tym ośmielona już chciałam dokładniej wypytać o przyczyny, kiedy zdyszana dziewczyna przypadła z tacą do naszego stołu i klapnęła na miejsce obok Stevie Rae. Miała karnację cappuccino (prawdziwej kawy, jaką można dostać tylko w wyspecjalizowanych sklepach, a nie obrzydliwej przesłodzonej namiastki, jaką podają w Quick Trip), była okrąglutką o pełnych wargach i wystających kościach policzkowych, co nadawało jej wygląd afrykańskiej księżniczki. Ona też miała bujne ciemne włosy, które opadały jej na ramiona lśniącymi falami, a oczy tak czarne, że źrenice prawie się w nich nie odcinały.
– Ja was przepraszam – zaczęła – ale czy nikt, do słownie nikt nie mógł się pofatygować, by mnie obudzić i powiedzieć, że czas już na kolację?
– Wydawało mi się – - odpowiedziała flegmatycznie Erin – że jestem twoją współmieszkanką, nie niańką.
– Żebym czasem nie musiała w środku nocy ściąć trochę tych blond pukli w stylu Jessiki Simpson – zagroziła afrykańska księżniczka.
– Mówiąc ściśle, należałoby powiedzieć: „Żebym czasem nie musiała w środku dnia ściąć trochę tych blond pukli w stylu Jessiki Simpson". Bo praktycznie noc jest dla nas dniem, a dzień nocą- sprecyzował Damien.
Czarnulka spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
– Wiesz, Damien, tym swoim słownictwem działasz mi cholernie na nerwy.
– Shaunee… – Stevie Rae pospiesznie przerwała tę wymianę zdań. – Moja współmieszkanką nareszcie się zjawiła. To jest Zoey Redbird. Zoey, a to współmieszkanką Erin, Shaunee Cole.
– Cześć – pozdrowiłam j ą z ustami pełnymi spaghetti, kiedy Shaunee przeniosła wzrok z Erin na mnie.
– Jak to jest, Zoey, z twoim Znakiem? – zapytała bez ogródek. – Cały wypełniony kolorem, a ty zdaje się, jesteś dopiero adeptką.
Wszyscy zamilkli porażeni nietaktowną bezpośredniością tego pytania. Shaunee powiodła wzrokiem wokół.
– O co chodzi? Nie udawajcie, żeście tego nie zauważyli i nie chcielibyście się dowiedzieć.
– Zauważyliśmy – odpowiedziała godnie Stevie Rae. – Ale mamy na tyle taktu, by o to głośno nie pytać.
– Dajcie spokój. Zresztą mniejsza o to. – - Shaunee wzruszeniem ramion zbyła obiekcje Stevie Rae. – Chodzi o coś ważnego, a każdy chciałby wiedzieć, co jest z tym Znakiem. Nie ma co bawić się w grzeczności, kiedy można się dowiedzieć czegoś ciekawego. – Zwróciła się teraz do mnie. -No więc co to za dziwna sprawa z tym Znakiem?
No cóż, właściwie dlaczego miałabym nie zmierzyć się z tym problemem właśnie teraz? Pociągnęłam łyk herbaty, by zwilżyć usta. Wszyscy czworo wpatrywali się we mnie intensywnie, z niecierpliwością czekając na moją odpowiedź.
– Owszem, jestem adeptką i nie wydaje mi się, bym różniła się czymś od was. – I plotłam coś jeszcze przez chwilę, podczas gdy wszyscy mówili jednocześnie. Wiedziałam, że w którymś momencie będę musiała odpowiedzieć na to pytanie. W końcu nie jestem głupia. Może skołowaną ale nie głupia. I coś w środku mi podpowiadało, że nie mogę im opowiedzieć o swoich przeżyciach z pogranicza życia i śmierci, kiedy to spotkałam Nyks. – Właściwie nie wiem, dlaczego mój Znak jest wypełniony kolorem. I to nie Tracker Naznaczył mnie w ten sposób. Ale później tego dnia zdarzył mi się wypadek. Upadłam i uderzyłam się w głowę. A kiedy się ocknęłam, Znak już wyglądał tak jak teraz. Zastanawiałam się nad tym i przychodzi mi na myśl tylko tyle, że związane jest to z moją reakcją na ten wypadek. Byłam nieprzytomna. Straciłam wiele krwi. Może przyspieszyło to proces ciemnienia Znaku? W każdym razie tak mi się wydaje.
– Phi – - prychnęła lekceważąco Shaunee. – - Miałam nadzieję usłyszeć coś ciekawszego. Coś mocnego, jakieś ploteczki.
– Przykro mi… – wyjąkałam.
– Uważaj, Bliźniaczko – - powiedziała Erin, ruchem głowy wskazując na sąsiedni stół, gdzie siedziały Córy Ciemności. – Bo wygląda na to, że bardziej byś pasowała do towarzystwa siedzącego obok.
Shaunee skrzywiła się.
– Prędzej bym się zabiła, niż przystała do tych małp.
– Przestań, flaki się przewracają od tego, co mówisz – zniecierpliwiła się Stevie Rae.
Damien westchnął przeciągle.
– Zaraz wam przypomnę, jak bardzo jestem cenny w waszym gronie, z penisem czy bez.