– Chciałabym… chciałabym… – wyjąkałam. Czego ja właściwie chciałam? Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Nie, to nie to. Wiedziałam, jak wyrazić słowami nieprzeparte pragnienie, które mnie całkowicie opanowało. I to nie bliskość Heatha była tego przyczyną. Już nieraz stał blisko mnie. Od roku już się podpieszczaliśmy, ale nigdy nie doprowadził mnie do takiego stanu jak teraz, nawet w przybliżeniu. Zagryzłam wargi i jęknęłam.
Pikap zahamował tuż przy nas z piskiem opon, niemal się o nas ocierając. Drew wyskoczył z kabiny kierowcy, chwycił wpół Heatha i wciągnął go do środka.
– Odwal się! Rozmawiam z Zoey!
Heath usiłował się opierać, Drew jednak był wspomagającym w drużynie seniorów, prawdziwy z niego mięśniak. Dustin sięgnął przez nich do klamki i szybko zatrzasnął drzwi.
– Odczep się od niego, maszkaro! – wrzasnął Drew, gdy tymczasem Dustin wcisnął gaz do dechy i pędem odjechał.
Weszłam do swojego garbusa. Ręce tak bardzo mi się trzęsły, że dopiero za trzecim razem udało mi się uruchomić silnik.
– Do domu, ja chcę do domu – powtarzałam przez całą drogę pomiędzy atakami kaszlu. Nie miałam siły myśleć o tym, co się wydarzyło.
Jazda do domu trwała piętnaście minut, ale dla mnie było to okamgnienie. Nie czułam się gotowa na scenę, jaka niechybnie rozegra się w domu.
Dlaczego więc tak mi zależało, by znaleźć się jak najszybciej u siebie? Chyba chodziło mi raczej
0 to, by uciec z parkingu od tego wszystkiego, co się tam wydarzyło.
Nie! Nie będę tego rozpamiętywać! Zresztą na pewno istnieje jakieś rozsądne wytłumaczenie. Dustin
1 Drew to półgłówki, mieli zwoje mózgowe przesączone piwskiem. Nie użyłam swojej nowo odkrytej władzy, aby ich onieśmielić. Po prostu spanikowali wyłącznie dlatego, że zostałam Naznaczona. I o to chodzi. Ludzie się boją wampirów.
– Tylko że ja nie jestem wampirem! – powiedziałam do siebie. Zaniosłam się kaszlem, przypominając sobie jednocześnie cudowny i nęcący zapach krwi Heatha oraz wywołane tym nagłe podniecenie. Nie Haethem, ale jego krwią.
Nie, nie! Krew nie może być piękna ani nęcąca. Chyba jestem w szoku. Tak, na pewno. Ponieważ jestem w szoku, nie myślę trzeźwo. No dobrze. Bezwiednie dotknęłam czoła. Już mnie nie paliło, mimo to nadal czułam się dziwnie. Zakaszlałam po raz setny. No dobrze. Zostawię Heatha, nie będę o nim myślała, ale wszystkiego nie da się wyprzeć. Coś się we mnie zmieniło. Moja skóra stała się bardzo wrażliwa. Bolało mnie w piersiach i piekły oczy, mimo że założyłam bąjeranckie przyciemnione okulary firmy Maui Jim.
– Umieram… – - jęknęłam, zaraz jednak zacisnęłam usta. Mogłabym rzeczywiście umrzeć. Spojrzałam na murowany z cegieł dom, który w ciągu ostatnich trzech lat stracił dla mnie walor rodzinnego domu. – Niech to się już skończy raz na zawsze. – Przynajmniej nie będzie jeszcze mojej siostry, ma teraz zajęcia dla cheerleaderek. Mam nadzieję, że troll nie odejdzie od swojej nowej gry komputerowej: Delta Force Black Hawk Down. Mogę więc pogadać z mamą w cztery oczy. Może zrozumie… Może powie mi, co mam robić…
Kurczę! Miałam już szesnaście lat i nagle sobie uświadomiłam, że najbardziej to chcę do
Mamy.
Proszę, niech ona zrozumie, modliłam się w duchu do boga lub bogini, którzy mogliby mnie wysłuchać.
Jak zwykle weszłam przez garaż. Przeszłam przez hol do swojego pokoju, tam cisnęłam na łóżko książkę do geometrii, torbę i plecak. Następnie wzięłam głęboki oddech i wyszłam niepewnie na poszukiwanie Mamy.
Znalazłam ją w salonie, siedziała na kanapie z podkurczonymi nogami, sącząc kawę i czytając książkę pod tytułem „Rosół dla kobiecej duszy". Wyglądała normalnie, tak jak przed laty. Ale przedtem się malowała i czytała egzotyczne romanse. Teraz obu tych rzeczy zabronił jej mąż (co za osioł).
– Mamo?
– Hmm? – Nawet na mnie nie popatrzyła. Przełknęłam z trudem.
– Mamuś… – - powiedziałam. Tak się do niej kiedyś zwracałam, jeszcze zanim wyszła za Johna.
– Jesteś mi potrzebna.
Nie wiem, czy dlatego, że powiedziałam na nią „mamuś", czy coś w moim głosie poruszyło w niej struny dawnej maminej intuicji, w każdym razie od razu podniosła na mnie wzrok pełen troski i ciepłych uczuć.
– Co, kochanie… – zaczęła, ale gdy zobaczyła Znak na moim czole, słowa zamarły jej na ustach.
– O Boże! Coś ty zrobiła? Znów poczułam ból w sercu.
– Mamo, niczego nie zrobiłam. Coś mi się przytrafiło niezależnie od mojej woli. To nie moja wina.
– Tylko nie to! – zawołała, jakby nie dotarło do niej ani jedno moje słowo. – Co na to ojciec powie?
Miałam ochotę wrzasnąć: „A skąd ja mogę wiedzieć, co mój ojciec by na to powiedział, skoro nie widziałyśmy go od czternastu lat!". Wiedziałam jednak, że taka moja reakcja nie polepszy sytuacji, gdyż ona zawsze się wściekała, kiedy przypominałam jej, że John nie jest moim prawdziwym ojcem. Spróbowałam więc innej taktyki, choć przed trzema laty ją zarzuciłam.
– Mamo, proszę cię, a nie możesz mu tym razem nic nie mówić? Przynajmniej przez jeden dzień albo dwa? Niech to zostanie między nami, dopóki… bo ja wiem… nie przyzwyczaimy się czy… czegoś nie wymyślimy… – Wstrzymałam oddech.
– A co powiem? Przecież nie zakryjesz tego makijażem. – Jej usta ułożyły się w brzydki grymas, kiedy spojrzała nerwowo na półksiężyc.
– Mamo, ja nie powiedziałam, że tu zostanę, kiedy się z tym pogodzimy. Muszę odejść, wiesz przecież. – - Musiałam przerwać, bo wstrząsnął mną kolejny atak kaszlu.
– Zostałam Naznaczona przez Trackera. Muszę przenieść się do Domu Nocy, bo w przeciwnym razie z każdym dniem bodę coraz słabsza. – „I umrę", pragnęłam dopowiedzieć wymownym spojrzeniem. Bo słowa te nie mogły przejść mi przez gardło. – Po prostu potrzebuję kilku dni, zanim oswoję się z…
Tu przerwałam, nie chcąc wypowiadać tego słowa, zmuszając się do kaszlu, co zresztą wcale nie było takie trudne.
– A co ja powiem twojemu ojcu? W jej głosie słychać było nutę panicznego strachu, co mnie zmroziło. Czyż nie jest moja matką? Czy nie powinna udzielać mi odpowiedzi, a nie zadawać pytania?
– Powiedz mu na przykład, że przeniosę się na kilka dni do Kayli, bo musimy przygotować ważny referat z biologii.
Obserwowałam, jak zmienia się wzrok Mamy. Z jej oczu zniknęła troska, ustępując miejsca surowości, znanej mi, niestety, aż za dobrze.
– Widzę, że chcesz, abym go okłamała.
– Nie, mamo. Chcę tylko, aby choć raz ważniejsze dla ciebie było to, czego ja potrzebuję, a nie to, czego on sobie życzy. Chcę, żebyś była dla mnie mamą. Żebyś mi pomogła spakować się i pojechała ze mną do nowej szkoły, ponieważ boję się i źle się czuję, i nie wiem, czy sama dam sobie ze wszystkim radę.
– Nie wiedziałam, że przestałam być twoją mamą – odpowiedziała lodowatym tonem. Poczułam się nią bardziej zmęczona niż Kaylą. Westchnęłam ciężko.
– W tym sęk, mamo. Nie jesteś na tyle blisko, by to zauważyć. Odkąd wyszłaś za Johna, obchodzi cię wyłącznie on.
Spojrzała na mnie spod zmrużonych powiek.
– Nie rozumiem, jak możesz być taka samolubna. Czy nie zdajesz sobie sprawy, ile on dla nas zrobił? Dzięki niemu mogłam rzucić tę okropną pracę u Dillardsa. Dzięki niemu nie musimy martwić się o pieniądze i mieszkamy w pięknym dużym domu. Dzięki niemu mamy zapewnioną bezpieczną jasną przyszłość.
Tyle razy słyszałam te słowa, że znałam je już na pamięć. Zazwyczaj w tym momencie w naszych niby-rozmowach przepraszałam i szłam do swojego pokoju. Ale dzisiaj nie mogłam powiedzieć „przepraszam" i pójść sobie. Dziś było inaczej. Wszystko już stało się inne.