– To prawda – przyznał Damien.
Aby nie rozbolała mnie przez nich głowa, zmieniłam temat.
– Przynieśliście wszystko co trzeba?
– Sam musiałem zmieszać szałwię z lawendą. Tak je związałem, chyba dobrze, co? – powiedział Damien, wy ciągając z rękawa i podając mi solidną wiązkę ziół okręconych z jednego końca grubą nicią.
Natychmiast owionął mnie znajomy słodkawy zapach lawendy.
Idealna – pochwaliłam Damiena. Najwyraźniej mu to ulżyło, bo dodał jeszcze trochę wstydliwie:
– Związałem je kordonkiem, którego używam do haftu krzyżykowego.
– Mówiłam ci, że nie ma co się wstydzić tego, że haftu jesz. To bardzo fajne hobby. W dodatku jesteś w tym naprawdę dobry – powiedziała Stevie Rae.
– Chciałbym, żeby mój tata był tego samego zdania -westchnął Damien.
Zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy usłyszałam smutek w jego głosie.
– Może kiedyś mnie tego nauczysz? Zawsze chciałam umieć haftować – skłamałam i zaraz się ucieszyłam, widząc, jak jego twarz się rozjaśniła.
– Kiedy tylko zechcesz – powiedział.
– A co ze świecami? – zwróciłam się do Bliźniaczek.
– Mówiłam ci, żaden problem – - przypomniała mi Shaunee i otworzyła torebkę, skąd wyjęła żółtą zieloną i niebieską świeczkę obrzędową i w odpowiednich kolorach szklane świeczniki z grubego szkła.
– Najmniejszy – dodała Erin, wyjmując ze swojej torebki czerwoną i fioletową świecę i pasujące do nich szklane pojemniczki.
– Dobrze. Chodźmy tutaj, odsuńmy się trochę od pnia drzewa, ale nie za daleko, żebyśmy pozostali w cieniu gałęzi. – Odeszłam kilka kroków od drzewa, a oni za mną. Popatrzyłam na świece. Co mam robić? Może powinnam… I w tym samym momencie wiedziałam już, co zrobię. Na wet nie zastanawiając się, skąd to wiem, i nie podając w wątpliwość podszeptów intuicji, po prostu się im podda łam. – Każdemu z was dam po jednej świecy. I każdy, tak jak na obchodach Pełni Księżyca Neferet, będzie reprezentował żywioł. Ja będę duchem. – Na te słowa Erin wręczyła mi fioletową świecę. – Ja jestem w środku kręgu. Wy staniecie wokół mnie. – Bez wahania wzięłam czerwoną świecę z rąk Erin i podałam ją Shaunee. – Ty będziesz ogniem.
– Mnie to pasuje. Wszyscy wiedzą jaka jestem gorąca
– odpowiedziała z uśmiechem. Tanecznym krokiem prze niosła się na południową stronę kręgu.
Zieloną świecę podałam Stevie Rae. Ty będziesz ziemią.
– O, zieleń to mój ulubiony kolor! – ucieszyła się i zadowolona stanęła naprzeciwko Shaunee.
– Erin, ty będziesz wodą.
– Dobrze, bo lubię pływać – odpowiedziała Erin i stanęła po zachodniej stronie.
– W takim razie ja zostanę powietrzem – powiedział Damien, biorąc żółtą świecę.
– Tak. I twój żywioł otwiera krąg.
– Chciałbym też otwierać ludzkie umysły – westchnął, zajmując pozycję po wschodniej stronie.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
– Aha. To by było dobre.
– Okay. Co teraz? – zapytała Stevie Rae.
– Teraz okadźmy się dymem z różdżki, żebyśmy się oczyścili. – Postawiłam u swych stóp fioletową świecę, żeby się bardziej skupić na różdżce. Nagle uderzyłam się w czoło.
– Do licha! Czy ktoś pamiętał, żeby przynieść zapałki albo zapalniczkę?
– Oczywiście – - odpowiedział Damien, wyciągając z kieszeni zapalniczkę.
– Dziękuję, żywiole powietrza.
– Nie ma o czym mówić, starsza kapłanko.
Nic na to nie odpowiedziałam, ale na dźwięk tych słów poczułam dreszcz na całym ciele.
– Patrzcie, w jaki sposób należy się posługiwać różdżką – - przemówiłam zadowoloną że głos mój nie zdradza podniecenia i brzmi normalnie. Stanęłam przed Damienem, uznałam bowiem, że powinnam zaczynać w miejscu, gdzie jest początek kręgu. Zdając sobie sprawę, że powtarzam słowa Babci, która uczyła mnie tego w dzieciństwie, zaczęłam wyjaśniać przyjaciołom istotę całego procesu.
– Rytualne okadzanie ma na celu oczyszczenie osób, miejsc i przedmiotów z negatywnej energii, złych duchów i różnych wpływów. Odbywa się to przez spalanie różnych świętych roślin i żywic, a następnie trzymanie przedmiotów w dymie albo owiewanie dymem danej osoby czy miejsca. Duch takiej rośliny oczyszcza wszystko, co zostało okadzone jej dymem. – Uśmiechnęłam się do Damiena. – Gotów?
– Potwierdzam – odpowiedział w typowym dla niego stylu.
Uniosłam wiązkę i zapaloną potrzymałam przez chwilę, czekając, aż suche zioła się rozpalą po czym zdmuchnęłam płomień, by został sam żar, z którego zaczął się unosić wonny dym. Następnie omiotłam dymiącą wiązką całą postać Damiena, zaczynając od jego stóp, a kończąc na głowie, dalej tłumacząc pradawny obyczaj:
– Bardzo ważne jest, aby pamiętać o należnym szacunku dla duchów świętych roślin, do których zwracamy się o pomoc, i wyrażeniu go, uznając moc ich działania.
– Jakie jest działanie lawendy i szałwi? – - zapytała Stevie Rae.
Nie przerywając okadzania dymem ciała Damiena odpowiedziałam na pytanie Stevie Rae:
– W tradycyjnych obrzędach bardzo często używa się białej szałwi. Odgania ona negatywne wpływy, energie i złe duchy. Pustynna szałwia w zasadzie ma takie same działa nie, ale ja wolę białą bo ma słodszy zapach. – Doszłam już do głowy Damiena, więc uśmiechnęłam się znów do niego i pochwaliłam go: – Dokonałeś właściwego wyboru.
– Czasami wydaje mi się, że mógłbym być dobrym medium – powiedział Damien.
Erin i Shaunee chrząknęły znacząco, ale obydwoje nie zwróciliśmy na to uwagi.
– Dobrze. Teraz obróć się w drugą stronę, to okadzę ci plecy – powiedziałam. Kiedy zrobił, co mu poleciłam, mogłam ciągnąć swój wywód: ~ Moja babcia zawsze używa lawendy do swoich różdżek. Oczywiście częściowo dlatego, że ma pole lawendowe.
– Sprytnie – powiedziała z uznaniem Stevie Rae.
– Tak, to niesamowite miejsce – przyznałam i uśmiechnęłam się do niej, nie przestając zajmować się Damienem.
– Inny powód, dla którego używa lawendy, to jej kojące działanie, przywracanie otoczeniu równowagi, wytwarzanie pokojowej atmosfery. Lawenda przyciąga też dobre duchy i energię. – - Poklepałam Damiena po ramieniu, żeby się odwrócił. – - Koniec – - powiedziałam mu i przeszłam do Shaunee, która reprezentowała żywioł ognia, i zaczęłam ją okadzać.
– Dobre duchy? – zapytała Stevie Rae trochę przestraszona. – Nie wiedziałam, że będziemy przywoływać do naszego kręgu jeszcze coś poza żywiołami.
– Och, proszę cię, Stevie Rae – nastroszyła się na nią Shaunee. – Nie możesz być wampirem i jednocześnie bać się duchów.
To nawet głupio brzmi – poparła j ą Erin. Rzuciłam okiem na Stevie Rae i nasze spojrzenia na moment się spotkały. Obie pomyślałyśmy o spotkaniu domniemanego ducha Elizabeth, ale żadna z nas nie miała ochoty rozmawiać na ten temat.
– Jeszcze nie jestem wampirem, tylko zaledwie adeptką więc mam prawo bać się duchów.
– Czekaj, przecież Zoey mówi o czirokeskich duchach. A one pewnie nie będą zwracały uwagi na obrzędy odprawiane przez bandę młodocianych wampirskich adeptów, w czterech piątych pochodzenia innego niż rdzennie amerykańskie, którego jedyną reprezentantką jest Jej Kapłańska Wysokość Czirokezką – powiedział Damien.
Kiedy skończyłam z Shaunee, podeszłam do Erin.
– Nie sądzę, by miało to istotne znaczenie, skoro po zostajemy w zewnętrznym świecie – - mówiłam, czując instynktownie, że mam rację. ~ Myślę, że liczą się nasze intencje. W naszym przypadku wygląda to tak: Afrodyta i jej grupa to świetnie prezentujące się, najbardziej utalentowane dziewczyny w całej szkole, a Córy Ciemności powinny być elitarnym klubem. Tymczasem dla nas są wiedźmami z piekła rodem i w rzeczywistości to rozwydrzone dziewuchy, które upokarzają innych i z tego czerpią satysfakcję.