Выбрать главу

– Powiadacie, że mam w sobie moc, która sprawi, że zostanę kiedyś starszą kapłanką? – - Wszyscy przytaknęli skwapliwie, uśmiechając się do mnie miło, aż mi się serce ścisnęło. Zacisnęłam jednak zęby i powiedziałam lodowatym tonem: – - W takim razie musicie mnie słuchać, kiedy mówię: „nie". Nie chcę, żebyście byli ze mną dzisiaj. Sama muszę pozałatwiać swoje sprawy. I nie zamierzam dyskutować dłużej na ten temat.

Po tych słowach odeszłam z wysoko podniesioną głową.

Oczywiście już pół godziny później żałowałam, że byłam taka bezwzględna. Maszerowałam w tę i z powrotem pod dużym dębem, który stał się już moim sanktuarium, marząc, że pojawi się tam Stevie Rae i będę mogła ją przeprosić. Moi przyjaciele nie mieli pojęcia dlaczego nie życzę sobie ich obecności. Po prostu chcieli mnie chronić. Ale może okazaliby zrozumienie w kwestii krwi. Erik okazał się wyrozumiały. Co prawda on przechodził już piąte formatowanie, ale jednak… Wszyscy powinniśmy rozwinąć w sobie upodobanie do krwi, w przeciwnym razie – umrzemy. Trochę pocieszona poskrobałam Nalę po łebku.

– Skoro alternatywą jest śmierć, to picie krwi nie wyda je się aż takie złe. Prawda?

Nala zamruczała, co uznałam za odpowiedź twierdzącą. Spojrzałam na zegarek. O holender, zrobiło się późno. Powinnam wracać do internatu, przebrać się i iść na spotkanie Cór Ciemności. Zrezygnowana ruszyłam w drogę powrotną. Znowu noc była pochmurna, ale mrok mi nie przeszkadzał. W gruncie rzeczy zdążyłam już polubić noc. Powinnam, skoro przez dłuższy czas przyjdzie mi żyć w ciemności. Jeżeli przeżyję. Nala, jakby czytając w moich myślach, miauknęła z naganą.

– Wiem, wiem – uspokoiłam ją. – Należy mieć bar dziej optymistyczne nastawienie. Popracuję nad tym zaraz po…

Tym razem niski pomruk Nali zaskoczył mnie i zadziwił. Kotka stanęła, grzbiet wygięła w łuk, najeżyła sierść, wyglądając teraz niczym futrzana kulka, ale wyraz jej oczu bynajmniej nie zachęcał do zabawy, podobnie jak groźny syk. – Co jest, Nala?

Jeszcze zanim odwróciłam się, by spojrzeć w kierunku, w którym kotka była zwróconą zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Później zastanawiałam się, dlaczego nie krzyknęłam. Pamiętam, jak otworzyłam usta wzięłam głęboki oddech, ale nie wydałam z siebie głosu. Czułam się jak sparaliżowana. Po prostu skamieniałam.

Nie dalej jak w odległości dziesięciu stóp ode mnie, tam gdzie mur rzucał głębszy cień, stał Elliott. Musiał podążać w tym samym kierunku, w którym szłyśmy z Nala. A kiedy ją usłyszał, odwrócił się bokiem w naszą stronę. Nala znów na niego zasyczała i wtedy on zwrócił się twarzą do nas.

Zaparło mi dech. To był duch, musiał być duchem, wyglądał jednak tak materialnie, jak żywy. Gdybym nie widziała, jak jego ciało odrzuca Przemianę, pomyślałabym tylko, że wygląda wyjątkowo mizernie i dziwnie… Był nieludzko blady, ale coś jeszcze mnie uderzyło. Oczy też miał teraz inne. Rozjarzone dziwnym blaskiem, pałały rdzawą czerwienią przypominającą zaschniętą krew.

Dokładnie tak samo wyglądał duch Elizabeth.

Jeszcze coś mnie w nim uderzyło. Wydawał się teraz szczuplejszy. Jak to możliwe? Wtedy poczułam jakiś nowy zapach. Zapach starzyzny, jaki unosi się na przykład z dawno nie otwieranej szafy czy z zamkniętej od lat piwnicy. Taki sam stęchły zapach poczułam na chwilę przedtem, zanim ukazała mi się Elizabeth.

Nala wydała z siebie niski ostrzegawczy pomruk, na co Elliott przykucnął i zasyczał. Zaraz potem obnażył zęby i wtedy zobaczyłam, że ma kły! Postąpił krok w stronę Nali, jakby chciał ją zaatakować. Niewiele myśląc, zareagowałam natychmiast.

– Zostaw ją i wynoś się stąd do diabła! – krzyknęłam jak na wściekłego psa, bo okropnie mnie wystraszył.

Teraz odwrócił głowę w moim kierunku i czerwony żar jego oczu skierowany był wprost na mnie. Niedobrze! Tkwiący we mnie wewnętrzny głos, który był głosem mojej intuicji, podniósł krzyk. Co za ohyda!

– Ty!… – Jego głos brzmiał okropnie, gardłowy i ochrypły, jakby wydobywał się z jego trzewi. – Już ja cię dopadnę! – Ruszył w moją stronę.

Przejął mnie obezwładniający strach.

Patrzyłam tylko, jak Nala z wizgotem i wrzaskiem rzuciła się na ducha Elliotta, myślałam, że jej pazurki przetną powietrze, tymczasem ona wczepiła się w jego udo, drapiąc i wyjąc, jakby była co najmniej trzy razy większym zwierzęciem. Elliott krzyknął, złapał Nalę za kark i odrzucił ją daleko, na bezpieczną odległość od siebie. Następnie z niezwykłą zwinnością w mgnieniu oka jednym susem wskoczył na mur i zniknął w ciemnościach nocy.

Trzęsłam się tak bardzo, że potykałam się po drodze. Nala – szlochałam. – Gdzie jesteś, maleństwo? Prychając i fukając, przybiegła do mnie, nadal spoglądając czujnie w stronę muru. Przykucnęłam koło niej i sprawdziłam, czy jest cała i zdrowa. Wyglądało na to, że nic sobie nie złamała, więc podniosłam ją z ziemi i puściłam się pędem, byle jak najdalej od muru.

– No już dobrze, w porządku, nic się nie stało, dzielna z ciebie dziewczynka – uspokajałam ją i przemawiałam do niej czule. Nala wystawiła łepek znad mojego ramienia, by na wszelki wypadek dalej obserwować teren.

Kiedy dotarłam do pierwszej lampy gazowej, niedaleko sali rekreacyjnej, zatrzymałam się, by przy świetle uważniej obejrzeć, czy nie odniosła jakichś obrażeń. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy spostrzegłam krew na jej łapkach, i domyśliłam się, że to nie jej. W dodatku nie czułam smakowitego aromatu, tylko zatęchły, piwniczny zapach. Ostatkiem siły woli opanowałam mdłości i nie zwymiotowałam. Wytarłam jej łapy w trawę, znów ją wzięłam na ręce i szybkim krokiem skierowałam się do internatu. Przez cały czas Nala spoglądała w stronę muru i ostrzegawczo mruczała.

W internacie nie zastałam ani Stevie Rae, ani Bliźnia-czek, ani Damiena. Ich nieobecność była rażąca. Nie było ich w pokoju telewizyjnym ani w pracowni komputerowej czy bibliotece, nie było ich również w kuchni. Wbiegłam na górę w nadziei że przynajmniej Stevie Rae znajdę w naszym pokoju. Ale i tam doznałam zawodu.

Usiadłam na łóżku, głaszcząc nadal podenerwowaną Nalę. Czy powinnam udać się na poszukiwanie przyjaciół? A może lepiej zostać w pokoju? W końcu Stevie Rae musi tu wrócić. Rzuciłam okiem na jej ruchomy zegar z Elvisem. Zostało mi około dziesięciu minut na przebranie się i pójście do sali rekreacyjnej. Tylko jak ja będę mogła pójść tam po tym wszystkim?

Co się właściwie stało?

Duch usiłował mnie zaatakować… Nie, nie tak. Bo przecież duch nie może krwawić. Tylko czy to była krew? Nie miała zapachu krwi. Pojęcia nie miałam, co się dzieje.

Powinnam natychmiast iść do Neferet i opowiedzieć jej, co zaszło. Powinnam zaraz wstać i pójść wraz z ciężko wystraszonym kotem do Neferet i opowiedzieć jej też o wczorajszym widzeniu Elizabeth oraz dzisiejszym spotkaniu Elliotta. Powinnam… powinnam…

Nie. Tym razem to nie był krzyk mojego głosu wewnętrznego, ale absolutne przekonanie, całkowita pewność – nie mogłam powiedzieć o tym Neferet. Przynajmniej nie teraz.

– Muszę iść na obchody obrzędowe ~ powiedziałam głośno do siebie, powtarzając słowa, które brzmiały mi w głowie. – Muszę być na tej uroczystości.

Kiedy włożyłam czarną sukienkę i grzebałam w szafie w poszukiwaniu swoich czarnych balerin, poczułam, że spływa na mnie spokój. Tutaj nic się nie działo według zasad panujących w świecie, który zostawiłam i w którym żyłam dotychczas, zaczynałam to nie tylko rozumieć, ale i godzić się z tym.