Zignorowałam fakt, że poczułam pulsującą krew w jego żyłach, gdy trzymał rękę na moim ramieniu. Pohamowałam przemożne pragnienie, by wgryźć się w jego przegub, i strąciłam jego rękę ze swoich ramion, wyrywając się gwałtownie, co sprawiło, że wreszcie spojrzał na mnie, a nie na Erika.
– Nie jestem twoją dziewczyną-powiedziałam dobitnie.
– Oj, Zo, ty tylko tak mówisz.
Zacisnęłam zęby. Boże, co za tępak. (Następny powód, dla którego został moim eks).
– Czyś ty zgłupiał? – zapytał Erik.
– Słuchaj, ty pieprzony krwiopijco, ja jestem… – zaczął Heath, ale dziwnie rezonujący głos Afrodyty go zagłuszył.
– Podejdź tu, człowiecze.
Wszyscy, Heath, Erik, ja i Córy Ciemności, zwrócili na nią spojrzenia, jakby jej powab działał niczym magnes. Jej ciało wyglądało niesamowicie. Czyżby pulsowało? Jakim cudem? Odrzuciła do tyłu włosy i przeciągnęła ręką wzdłuż ciała bezwstydnie jak striptizerka, ujmując w dłoń jedną pierś, a potem sięgając między uda. Drugą rękę uniosła do góry i zagiętym palcem przywoływała Heatha.
– Chodź tu, człowiecze. Chcę spróbować, jak smaku jesz.
To było nieczyste zagranie. Coś złego stanie się z Heathem, jeżeli podejdzie do niej i stanie wewnątrz kręgu.
Całkowicie zauroczony nią Heath rzucił się do przodu bez chwili wahania wykazując w ten sposób absolutny brak zdrowego rozsądku. Chwyciłam go za jedną rękę, a Erik za drugą.
– Przestań, Heath. Chcę, żebyś stąd odszedł. I to natychmiast. To nie twoje miejsce.
Heath z wysiłkiem oderwał wzrok od Afrodyty. Wyszarpnął się Erikowi i dosłownie warknął na niego. I zaraz zwrócił się do mnie ze słowami:
– Ty mnie zdradzasz!
– Czy ty nie słuchasz, co się do ciebie mówi? Nie jesteśmy ze sobą. A teraz zabieraj się stąd!
– Jeśli on nie odpowie na nasze wołanie, to my przyjdziemy po niego.
Odwróciłam się do Afrodyty. Jej ciało drżało w konwulsjach i wydobywały się z niego jakieś szare smugi. Z gardła wyrwał jej się ni to okrzyk, ni to szloch. Duchy, nie wyłączając tego, który najwyraźniej ją posiadł, ruszyły do granic kręgu, chcąc się z niego wyrwać na zewnątrz i dopaść Heatha.
– Zatrzymaj je, Afrodyto! Jeśli tego nie zrobisz, zabiją go! – zawołał Damien, przeskakując przez ozdobny żywo płot, który otaczał staw.
– Damien, co ty… – zaczęłam, ale on potrząsnął głową
– Nie ma czasu na wyjaśnienia – odkrzyknął mi tylko, by zaraz zwrócić się znów do Afrodyty. – Wiesz, jakie one są- zawołał. – Musisz zatrzymać je wewnątrz kręgu, inaczej on umrze.
Afrodyta była tak blada, że sama wyglądała jak duch.
– Nie będę ich zatrzymywała. Jeśli chcą, niech go sobie wezmą. Lepiej jego niż kogokolwiek z nas – odpowiedziała.
– Pewnie, nie chcemy ani kawałka tego ścierwa – do dała Straszna, upuszczając świecę, która zaskwierczała i zgasła. Bez słowa Straszna wyrwała się z kręgu i zbiegła po schodach z balkonu. W jej ślady natychmiast poszły trzy pozostałe personifikacje żywiołów, znikając w ciemnościach nocy i rzucając zgasłe świece.
Patrzyłam przerażona, jak jedna z szarych postaci zaczyna przenikać przez niewidzialne granice kręgu. Dym, który był jej spektralnym ciałem, zaczął snuć się po schodach w dół, jak wąż pełznący w naszą stronę. Córy i Synowie Ciemności poruszyli się niespokojnie, patrząc na mnie wyczekująco. Zaczęli się cofać, przerażenie malowało się na ich twarzach.
Teraz kolej na ciebie, Zoey!
– Stevie Rae!
Stała chwiejnie na środku balkonu. Odrzuciła pelerynę, odsłaniając nie tylko swą twarz, ale i zabandażowane przeguby rąk.
– Mówiłam ci, że musimy się razem trzymać
uśmiechnęła się do mnie blado.
– Lepiej się pospiesz – dodała Shaunee.
– Bo twój eks zaraz się zesra ze strachu – powiedziała ostrzegawczo Erin.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Bliźniaczki za plecami Heatha, który stał z otwartymi ustami blady i przerażony. Wtedy poczułam przypływ prawdziwego szczęścia. Więc mnie nie opuściły! Nie jestem sama!
– Do dzieła! – powiedziałam. ~ Trzymaj go tutaj -poleciłam Erikowi, który patrzył na mnie zszokowany.
Nie musiałam oglądać się za siebie, by mieć pewność, że moi przyjaciele podążają za mną. Wbiegłam po schodach wiodących na balkon wypełniony duchami. Zawahałam się tylko na moment, gdy dotarłam do granicy kręgu. Duchy z wolna przez nią przenikały, zmierzając wyraźnie w kierunku Heatha. Zaczerpnęłam tchu i przekroczyłam niewidzialną granicę kręgu. Przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy poczułam na skórze powiew śmierci.
– Nie masz prawa tu wchodzić. To mój krąg – zaprotestowała Afrodytą starając się zatarasować mi drogę do stołu i świecy ducha która była ostatnią palącą się świecą.
– To był twój krąg, ale już nie jest. A teraz zamknij się i odejdź – odpowiedziałam.
Afrodyta popatrzyła na mnie złowrogo spod zmrużonych powiek.
Do cholery, nie miałam czasu na to, by się z nią cackać.
– Słuchaj, kukło, masz robić, co ci każe Zoey. Od dwóch lat czekam, by ci nakopać do dupy – powiedziała Shaunee, pojawiając się na szczycie schodów, by do mnie dołączyć.
– Ja też, ty wstrętna szlajo – dodała Erin, stając z mojej drugiej strony.
Zanim Bliźniaczki zdążyły dołożyć swoje, przenikliwy krzyk Heatha przeszył powietrze. Obróciłam się natychmiast w jego stronę. Szara mgła słała się wokół jego nóg, pozostawiając w rozdzieranych dżinsach długie cienkie rysy, które od razu zaczęły broczyć krwią. Heath przerażony wierzgał, kopał i wrzeszczał. Erik nie uciekł, ale starał się walić w mgliste bezkształtne postaci, mimo że jedna z nich go dosięgła, rozrywając nogawkę i kalecząc mu skórę.
– Szybko! Na miejsca! ~ zarządziłam, zanim upojny zapach krwi mógł pomieszać mi szyki.
Przyjaciele podbiegli, by podnieść porzucone świece. Pospiesznie zajęli swoje miejsca i czekali na moje wezwania.
Podeszłam do Afrodyty, która, oniemiała, nie ruszała się z miejsca, przyciskając do ust dłoń, jakby usiłowała stłumić okrzyk przerażenia. Wyrwałam jej fioletową świecę i podbiegłam do Damiena.
– Wietrze, przywołuję cię do kręgu! – - zawołałam, przytykając fioletową świecę do żółtej. Chciało mi się krzyczeć z radości, kiedy poczułam znajomy powiew, który ze rwał się i zawirował wokół mego ciała, burząc mi włosy.
Z fioletową świecą podbiegłam do Shaunee.
– Ogniu! Przywołuję cię do kręgu! – - Zaraz otoczył mnie żar, gdy tylko zapaliłam czerwoną świecę. Nie czekając, obiegałam krąg zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
– Wodo! Przywołuję cię do kręgu! – Poczułam słony za pach wody morskiej. – Ziemio! Przywołuję cię do kręgu!
– Przytknęłam płomień do świecy trzymanej przez Stevie Rae, pilnując, by mi ręka nie zadrżała na widok jej bandaży. Stevie Rae była niezwykle blada, ale uśmiechnęła się, gdy powietrze wypełnił zapach świeżo skoszonej trawy.
Heath znowu wrzasnął, a ja popędziłam na środek kręgu i uniosłam fioletową świecę.
– Duchu! Przywołuję cię do tego kręgu! – Natychmiast napełniła mnie energia. Powiodłam wzrokiem po swoim kręgu i ponad wszelką wątpliwość zobaczyłam wstęgę mocy zakreślającej jego obwód. Och, dzięki Ci, Nyks.
Położyłam świecę na stole i złapałam kielich wypełniony winem i krwią. Zwróciłam się do Heatha Erika i hordy duchów.
– To jest wasza ofiara! – - krzyknęłam, rozpryskując wokół czerwony płyn, tak że na posadzce balkonu pojawiło się krwiste koło. – Zostaliście tu przywołani nie po to, by zabijać. Przywołaliśmy was dlatego, że mamy Samhain i chcieliśmy wam oddać cześć. – - Rozlałam więcej wina, usiłując ze wszystkich sił nie zwracać uwagi na dodany do niego upojny zapach krwi.