– Aha – zgodziła się Shaunee.
– Dokładnie tak – powiedziała Erin.
I wszyscy razem, grupowo, zamknęli mnie w mocnym uścisku, co mi się niezmiernie podobało.
– Ej, a ja mogę się dołączyć?
Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego w pobliżu Erika
– Jasne, oczywiście, że możesz – rozpromienił się Damien.
Stevie Rae rozchichotała się tak, że nie mogła się opanować, a Shaunee westchnęła i powiedziała:
– Daj spokój, Damien, to nie twoja drużyna, pamiętasz?
Wtedy Erin wypchnęła mnie ze środka zgromadzenia wprost w ramiona Erika.
– Uściskaj go, to on przecież ratował dziś twojego chłopaka – przypomniała.
– Mojego byłego chłopaka – sprostowałam, padając w objęcia Eriką odurzona nie tylko zapachem krwi, który jeszcze od niego się czuło, ale także tym, że wziął mnie w objęcia. Jakby tego nie było dość, pocałował mnie tak moc no, że myślałam, iż mi głowa odpadnie.
– No, no – usłyszałam głos Shaunee.
– Zróbcie im więcej miejsca! – dodała Erin. Damien zaczął się śmiać, a ja półprzytomna wysunęłam się z objęć Erika.
– Umieram z głodu – wyznała Stevie Rae. – Mowa o lodówce zawsze sprawia, że chce mi się jeść.
– Racja, chodźmy coś zjeść – zarządziłam. Przyjaciele byli już na mostku, kiedy usłyszałam, jak Shaunee spiera się z Damienem, czy wezmą pizzę czy może raczej kanapki.
– Nie masz nic przeciwko temu, żebym ci towarzyszył? – zapytał Erik.
– Nie, już się do tego przyzwyczaiłam – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy i uśmiechając się do niego.
Kiedy szliśmy przez mostek, usłyszałam dochodzące z oddali przeciągłe niecierpliwe miauknięcie.
– Idźcie, zaraz was dogonię ~ powiedziałam i wróciłam w ciemne zarośla na skraju trawnika Philbrooka. -Nala? Kici, kici… – nawoływałam. No i oczywiście wiecznie narzekająca futrzana kulka wybiegła z krzaków, ani na chwilę nie przestając się uskarżać. Nachyliłam się, wzięłam ją na ręce i natychmiast usłyszałam, jak mruczy. – No co ty, niemądra dziewczynko, kto ci kazał biec za mną taki kawał drogi? Wiemy przecież, że nie lubisz dalekich wycieczek. Nie dość ci było jak na jedną noc? – robiłam jej ciche wymówki. Zanim jednak doszłam z powrotem do mostku, Afrodyta wychynęła z cienia i zastąpiła mi drogę.
– Może dzisiaj wygrałaś, ale to nie koniec – oświadczyła.
Zaczynałam jej mieć serdecznie dość.
– Nie usiłowałam niczego wygrać, jak powiadasz, próbowałam jedynie zrobić to, co uważałam za słuszne.
– Myślisz, że ci się udało? – Co chwila omiatała wzrokiem drogę do balkonu i z powrotem, jak gdyby ktoś j ą śledził. – Nie masz pojęcia co tu się naprawdę wydarzyło. Po prostu posłużono się tobą, tak jak nami wszystkimi. Jesteśmy jedynie marionetkami, ot co. – Dłonią przetarła ze złością twarz, wtedy zauważyłam, że płacze.
– Afrodyto, przecież między nami wcale tak nie musi być – powiedziałam łagodnie.
– Właśnie że musi! – odgryzła się. ~ Takie są nasze role, które musimy grać. Zobaczysz… Przekonasz się… – To mówiąc, zaczęła się oddalać.
Nagle niedawne wspomnienie wynurzyło się z mojej pamięci. Wspomnienie Afrodyty, kiedy miała wizję. Tak wyraźnie, jakby odgrywało się to znów przed moimi oczyma, usłyszałam raz jeszcze jej słowa: Są martwi. Nie, nie… To niemożliwe! Nie w porządku! Nienaturalne! Nie rozumiem… Nie… Ty… Ty wiesz. Jak odbity echem jej przeraźliwy krzyk znów zabrzmiał mi w uszach. Pomyślałam o Elizabeth… o Elliotcie… Coś w tym musiało być, że właśnie mnie się ukazali. Zbyt wiele z tego, co mówiła, nabierało sensu.
– Zaczekaj, Afrodyto! – - zawołałam. Obejrzała się przez ramię. – Ta wizja, którą miałaś dziś w gabinecie Neferet, właściwie czego dotyczyła? Wolno pokręciła głową.
To zaledwie początek. Będzie znacznie gorzej. – Odwróciła się i nagle zawahała. Drogę zastąpiła jej piątka moich przyjaciół.
– W porządku – uspokoiłam ich. – Niech idzie w spokoju.
Shaunee i Erin rozstąpiły się. Afrodyta uniosła głowę, odrzuciła do tyłu grzywę i przeszła obok nich, jakby była panią świata. Patrzyłam, czując skurcz w żołądku, jak mija mostek i znika. Afrodyta wiedziała coś więcej o Elizabeth i Elliotcie. Zamierzałam się dowiedzieć, co to takiego jest.
– Hej – sprowadziła mnie na ziemię Stevie Rae. Spojrzałam na swoją współmieszkankę i jednocześnie nową najlepszą przyjaciółkę.
– Cokolwiek się zdarzy, razem stawimy temu czoła. Poczułam, jak ucisk w żołądku zelżał.
– Chodźmy – powiedziałam.
Wracaliśmy razem do domu – ja i moi przyjaciele.
P. C. Cast
Kristin Cast