Wybiegli z kuchni i stanęli jak wryci. Inny anioł, kucając, szukał czegoś w plecaku Aarona. W ciemności widać było wyraźnie jego świecące oczy.
– Nigdzie nie wyjdziecie, durne małpy! – syknął przez zęby.
Potężny podmuch wiatru zatrząsł domem, który zaskrzypiał i zajęczał pod jego naporem. Aaron skamieniał, wyczuwając, że za chwilę stanie się coś naprawdę strasznego. W następnej chwili drzwi frontowe eksplodowały z hukiem, wylatując z zawiasów i wpadając do wnętrza domu. Kucający anioł został niemalże zmiażdżony o ścianę, zaś Aaron i jego rodzina cofnęli się z powrotem do kuchni.
Aaron zasłonił oczy przed fruwającymi w powietrzu śmieciami i drobinkami kurzu, a kiedy spojrzał znowu, zobaczył jeszcze jedną postać stojącą w wejściu. Anioła z długimi, białymi włosami. Sposób, w jaki się prezentował, nie pozostawiał chłopakowi cienia wątpliwości, że ma do czynienia z przywódcą. Tym, którego Zeke nazwał Werchielem.
Nowo przybyły przekrzywił głowę pod dziwnym kątem i zlustrował uważnym wzrokiem sytuację. Za nim wpadli do domu pozostali – wszyscy tak samo trupio bladzi, każdy z nich identycznie ubrany.
Gdzieś musiała być chyba jakaś wyprzedaż – pomyślał z przekorą Aaron i niewiele brakowało, a parsknąłby śmiechem. Aniołowie nie odstępowali na krok przywódcy, który maszerował przez przedpokój, jakby był u siebie. Aaron wepchnął swoich bliskich do kuchni, jak najdalej od Werchiela i jego świty.
– Co tu się stało? – usłyszał niski, melodyjny, niemal ujmujący głos.
Ranny Strażnik pokazał okaleczoną dłoń, unikając przy tym wzroku swojego pana.
– To zwierzę zostało odmienione.
Werchiel zrobił krok w ich stronę, wbijając mroczny wzrok w Gabriela. Domownicy uciekli z powrotem do salonu.
– Trzymaj się z dala od mojej rodziny – pies zawarczal groźnie, obnażając zęby i stając pomiędzy Stanleyami a hersztem bandy.
– To nie pies, lecz on ci to zrobił. – Werchiel pokręcił głową z niedowierzaniem, przenosząc wzrok z Gabriela na Aarona. – Jest gorzej, niż myślałem – wyszeptał, – Nefilim obdarzył swoją mocą tę podrzędną istotę.
– Wcale nie jestem podrzędny – warknął znowu Gabriel, a potem rzucił się na Werchiela.
W tej samej chwili z pleców dowódcy Potęg wyrosły monstrualne skrzydła, którymi uderzył psa, odrzucając go niczym źdźbło trawy.
Gabriel zawył z bólu, kiedy uderzył o ścianę, jakimś cudem mijając o centymetry okno i upadł na podłogę.
– Widzisz, do czego doprowadziłeś, potworze? To są właśnie nasze metody – warknął Werchiel, powoli wachlując się skrzydłami jak kot machający leniwie ogonem na chwilę przed atakiem. – Dlatego wszyscy nieczyści muszą zostać usunięci z mojego świata… – Anioł zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad swoimi słowami, po czym kontynuował: -…bo jeśli pozwoli się im przeżyć, konsekwencje mogą być niewyobrażalne.
Aaron zostawił na chwilę rodzinę i ukląkł przy Gabrielu.
– Wszystko w porządku, piesku?
Gabriel z trudem podniósł się z podłogi i pokiwał głową, zapominając o bólu i urazie, którego przed chwilą doznał.
– Nic mi nie jest, Aaronie – zapewnił, skupiając wzrok na Werchielu. – I nie pozwolę mu was skrzywdzić.
Aaron wstał i poklepał psa po głowie.
– Już dobrze. Już po wszystkim.
Zdumiony Gabriel spojrzał pytająco na swojego pana. Aaron zwrócił się do Werchiela.
– Bez względu na to, co sobie myślisz… Nie stanowię zagrożenia dla ciebie ani dla twojej misji.
Werchiel przekrzywił głowę, słuchając go uważnie.
Kątem oka Aaron dostrzegł, że pozostali aniołowie weszli do pokoju i okrążyli ich ciasnym pierścieniem. Nie zareagował. Nie chciał dać im pretekstu, dość już agresji.
– Wszystko to, co słyszałeś – albo czułeś – na mój temat, to kłamstwo. Nie chcę mieć nic wspólnego z Nefilimami ani z tą idiotyczną przepowiednią, która się z nimi wiąże. Powiedziałem to już Kamaelowi, ale specjalnie dla ciebie powtórzę raz jeszcze. Cokolwiek to jest, nie pozwolę, by stało się częścią mojego życia.
Werchiel uśmiechnął się i Aaron zdał sobie sprawe, że stoi i rozmawia z istotą, która za nic ma sobie człowieczeństwo.
– Kamael uważa cię za Wybrańca. – Werchiel powiedział to z wyraźnym rozbawieniem, kręcąc głową.
– Myli się – Aaron odparł stanowczo. – Zależy mi tylko na tym, żeby wieść normalne, spokojne życie.
– Kamael twierdzi coś innego. Jego zdaniem, jesteś tym, który ma wypełnić słowa przepowiedni i na nowo zjednoczyć upadłe anioły z Bogiem.
Aaron potrząsnął energicznie głową, przypominajac sobie na wpół ślepego starca ze snu.
– Nic mi o tym nie wiadomo i mało mnie to obchodzi.
– Przestępcy – prychnął Werchiel. – Ci, którzy walczyli u boku Porannej Gwiazdy przeciwko swojemu Ojcu w czasie Wielkiej Wojny, a potem uciekli do tej żałosnej krainy błota; ci, którzy sprzeciwili się Jego świętym nakazom – to o nich mówią słowa wyryte na starożytnych tabliczkach. Jeśli ta przepowiednia miałaby się spełnić, wszystkie występki zostałyby im wybaczone.
Aaron milczał. Spojrzał na swoich rodziców, którzy stali, zbici w gromadkę razem ze Steviem. Otaczali ich gwardziści Werchiela z płonącymi mieczami w dłoniach, Stanleyowie byli w ciężkim szoku. Aaron chciał im powiedzieć, jak bardzo jest mu przykro, że muszą przez to przechodzić. Miał nadzieję, że na przeprosiny przyjdzie jeszcze czas później.
Werchiel pokręcił głową.
– Wyobraź sobie, że Wszechmogący okazuje łaskę produktowi ubocznemu związku aniołów i zwierząt, przecież to obraza dla Jego chwały!
– Przysięgam, że nie musisz się mnie obawiać – zaklinał się Aaron. – Proszę, zostaw nas w spokoju.
Werchiel roześmiał się, a przynajmniej tak się wydawało Aaronowi. Dźwięk, jaki wydał, brzmiał niczym krakanie prehistorycznego, drapieżnego ptaka.
– Obawiać się ciebie, Nefilimie? – Musiało go to rozbawić. – Nie musimy się obawiać czegoś takiego jak ty. – Dłoń anioła rozbłysła pomarańczowym ogniem, który z każdą chwilą stawał się coraz większy. – Naszą misją jest zniszczyć i wyeliminować wszystko, co mogłoby rozdrażnić naszego Pana. Taki cel przyświecał nam od momentu stworzenia świata i dobrze wywiązywaliśmy się z powierzonego nam zadania.
I W dłoni Werchiela wyrósł olbrzymi gorejący miecz. Aaron usłyszał stłumione słowa Lori:
– To jakiś koszmar! – powiedziała aksamitnym głodem. – To nie dzieje się naprawdę.
Gdyby tylko to była prawda – pomyślał ze smutkiem.
Werchiel popatrzył na płonące ostrze, które odbijalo się w jego błyszczących oczach złowieszczym blaskiem.
– Kiedy nasza misja zakończy się sukcesem, On odda nam we władanie cały świat – a wszyscy, którzy na nim żyją, będą wiedzieli, że to ja siedzę po Jego prawicy i moje słowo stanowi prawo, którego wszyscy powinni przestrzegać. – Dowódca Straży Anielskiej nadal podziwiał swoją broń. Ale pozostało jeszcze wiele do zrobienia.
Werchiel skierował ostrze w stronę Aarona.
– Musisz umrzeć, a wraz z tobą wszyscy, którzy zostali naznaczeni twoim dotykiem. – To mówiąc, kiwnał głową w kierunku Gabriela oraz rodziców Aarona i Steviena, którzy stali pod przeciwległą ścianą.
– Posłuchaj wreszcie, co do ciebie mówię – odezwał się Aaron i postąpił krok naprzód. Dwóch żołnierzy Werchiela złapało go jednak za frak i rzuciło na kolana, – Proszę – błagał Aaron, próbując wyrwać się z ich żelaznego uścisku.
Werchiel nadal wskazywał mieczem Toma, Lori i Steviego, który rzucał się na rękach matki, jęczał i płakał, przerażony obecnością aniołów.