Выбрать главу

– Z wyjątkiem czego? – Aaron zbliżył ucho do ust anioła. – Co mogę zrobić? Powiedz mi.

Nad ich głowami nastąpiła kolejna eksplozja i Aaron instynktownie nakrył sobą ciało Ezekiela, by go chronić. Kiedy spojrzał w górę, w chmurze pyłu i odłamków ujrzał Kamaela i Werchiela, którzy przebili dach – i teraz walczyli na zewnątrz. Słyszał ich bitewne okrzyki, odbijające się echem w zwiastującym burzę, nocnym powietrzu.

– Musisz sprawić, by to stało się prawdą. – Zeke odwrócił jego uwagę od dziury ziejącej w dachu. – Przez wzgląd na tych wszystkich, którzy upadli…

Uścisk anioła był bardzo silny, ale Aarona ogarnął przejmujący smutek. Czuł w sobie tę moc, wyrywającą się na wolność z samego środka jego jestestwa. Ale on wcale nie miał ochoty jej wypuszczać, bo wiedział dobrze, że będzie to oznaczać, iż wszystko, czym był do tej pory i o czym marzył, będzie musiało odejść w zapomnienie i nigdy się nie ziścić.

– Musisz doprowadzić to do końca – poprosił umierający stary anioł.

Istota w duszy Aarona skręcała się i wirowała, starając się zerwać więzy, które jej narzucał. Aaron wreszcie zdał sobie sprawę, że bez względu, jak mocno będzie się bronił i próbował zaprzeczać, nie ucieknie przed swoim przeznaczeniem.

Powoli, stopniowo przestał stawiać opór i poczuł, jak istota w nim przyspieszyła gwałtownie, tak samo jak w dniu, w którym ocalił Gabriela. W jego żyłach krążyła nadprzyrodzona moc, która zdawała się ładować każda komórkę jego ciała pulsującą energią.

Aaron otworzył oczy i spojrzał w dół na swojego przyjaciela. Upadły anioł uśmiechał się.

– To prawda – wyszeptał Grigori. – To wszystko najszczersza prawda.

Aaron czuł się, jakby i on płonął od wewnątrz. Moc emanowała z niego wszystkimi porami ciała i Aaron nie był pewien, czy jest w stanie fizycznie to znieść – z każdą chwilą było coraz gorzej. Miał wrażenie, że jego skóra lada moment zacznie się rozpływać. Zerwał z siebie ubranie i obejrzał swoje nagie ciało, które bez cienia wątpliwości płonęło. W różnych miejscach na skórze pojawiły się ciemne wykwity. Przyglądał się im z mieszaniną fascynacji i przerażenia. Wyglądały jak jakieś plemienne znamiona lub tatuaże noszone przez budzących grozę prymitywnych wojowników setki, a może nawet tysiące lat temu.

– Co… co się ze mną dzieje? – wykrztusił z siebie, półprzytomny ze strachu.

Gabriel ułożył się w pobliżu na podłodze i obserwował go z respektem.

– Pozwól, by to się stało, Aaronie. Wszystko będzie dobrze – pocieszył go.

Aaron poczuł ostry, przeszywający ból w górnej części pleców.

– O, Boże! – wyszeptał bez tchu, czując, że ból wzmaga się jeszcze bardziej. Przed oczami zawirowały mu czerwone plamy i ostatkiem sił powstrzymał się, żeby nie stracić przytomności.

Sięgnął ręką do tyłu, drapiąc się wściekle po plecach. Wtedy jego palce napotkały parę czułych punktów nad łopatkami. Dwie duże narośle wielkości żarówki, które pulsowały z każdym uderzeniem rozpędzonego serca. Aaron czuł, że ciśnienie w naroślach rośnie z każdą sekundą. Wypuść je! Rozdrapał paznokciami mięsiste zgrubienia i nagle poczuł, jak skóra ustępuje pod jego dotykiem z dźwiękiem przypominającym rozrywaną tkaninę.

Aaron wydał z siebie przeciągły krzyk, będący mieszaniną bólu i ulgi, kiedy na jego plecach pojawiły się dwa upierzone skostnienia, z wolna rozwijając się i osiągając właściwą, zapierającą dech rozpiętość.

Zdyszany i przerażony, spojrzał do tyłu przez ramię i wtedy jego zdumionym oczom ukazał się niezwykły widok.

Skrzydła.

Skrzydła były czarne jak u kruka i emanowały wilgotnym, mrocznym blaskiem. Aaron napiął i rozluźnił mięśnie, z których obecności nigdy nie zdawał sobie sprawy i skrzydła zaczęły młócić powietrze. Spojrzał w dół na dziwne plamy pokrywające jego ciało i ogarnąl go niesamowity spokój. Poczuł, że osiągnął w końcu stan umysłu, którego poszukiwał przez całe życie.

Pierwszy raz w życiu czuł się kompletny i spełniony.

Gabriel siedział cierpliwie – obserwował i czekał. Widać było jednak, że z trudem panuje nad sobą, bo z furią walił ogonem o podłogę.

– Wszystko w porządku? – spytał troskliwie.

– Nigdy nie czułem się lepiej – zapewnił go Aaron i spojrzał w górę, na dziurę w dachu. Widział Strażników, którzy krążyli jak nietoperze po nocnym niebie, ścierając się w powietrznym boju z Kamaelem.

Chęć rzucenia się w wir tej walki była dla Aarona nie do powstrzymania.

Wyciągnął rękę. Przez głowę przelatywały mu obrazy najróżniejszych rodzajów broni, aż w końcu znalazł ten, który najbardziej mu odpowiadał.

Aaron skoncentrował się wyłącznie na tym. Myślał o broni bardzo intensywnie, aż wreszcie poczuł iskry sypiące mu się z dłoni. Broń rosła, płomień przybierał formę potężnego miecza. Chłopak wzniósł gorejące ostrze w powietrze, wyobrażając sobie, jakiego spustoszenia może dokonać w szeregach wrogów.

Po raz kolejny spojrzał w górę i naprężył swoje skrzydła.

– Bądź ostrożny, Aaronie – powiedział Gabriel, wstając podłogi. – Ja zostanę z Zeke. Nie powinien być sam.

– Załatw ich, chłopcze – dodał Zeke i uniósł w górę wyprostowany kciuk.

Aaron skoczył w powietrze, dziewicze skrzydła z łatwością uniosły go w górę.

Zupełnie jakby był do tego stworzony.

*

Wszelkie wątpliwości zniknęły, rozwiane przez tego, który sam upadł.

Nieważne, jak bardzo się starał, Kamael nie byl w stanie wymazać z pamięci widoku twarzy Ezekiela. W samym środku bitwy, toczonej na niebie nad domem Aarona, gdzie miecze ścierały się ze sobą w ognistym pojedynku, na próżno próbował zapomnieć o tym, co spotkało jego towarzysza i skupić się na walce.

Wreszcie Kamael wydał z siebie bojowy okrzyk i z obnażonym ostrzem niebiańskiego oręża rzucił się na Werchiela. Ten jednak wykonał gwałtowny unik i zanurkował, pozwalając dwóm gwardzistom zająć jego miejsce. Wyglądało to tale, jakby dawny kapitan Kamaela nie chciał marnować swojego czasu i męstwa na walkę z nędznym zdrajcą.

Simitar anioła Sabriela ze świstem przeciął powietrze, rozcinając kurtkę Kamaela i miękkie ciało, które okrywała. Kamael skrzywił się z bólu, złożył skrzydła i przycisnął je mocno do ciała. A potem rzucił się w dół jak kamień spadający na dno studni, uciekając w ten sposób swoim prześladowcom. Lecąc, smagany prądem zimnego powietrza, po raz kolejny przypomniał sobie o śmiertelnie rannym Grigori.

Szukał tego Zeke, o którym opowiedział mu Aaron, bo miał nadzieję, że wspólnie uda im się jakoś przekonać chłopca, aby pogodził się ze swoim przeznaczeniem. Intensywny zapach Nefilima przywiódł go do płonącego, zniszczonego hotelu, gdzie w ostatniej chwili uratował starego Grigori przed śmiercią z rąk dwóch żołnierzy Werchiela.

Nie chcąc zbytnio oddalać się z pola bitwy, Kamael rozpostarł skrzydła, żeby wyhamować, po czym zakręcił w stronę nieba i trzema silnymi machnięciami wzbił się w powietrze. Noc wypełniły dzikie krzyki Potęg. Strażnicy czekali na swoją szansę, żeby dokonać krwawej zemsty na tym, który porzucił ich świętą misję i przystał do upadłych.

Pomógł Grigori w walce z zabójczymi Strażnikami i był pod wrażeniem, jak upadły anioł radzi sobie w bo ju. Nie przypominał sobie, żeby Grigori uczyli się wojennego rzemiosła, a jednak Ziemia była tak surowym, okrutnym i często brutalnym miejscem, że nawet istoty niebiańskie musiały przystosować się do życia w tych trudnych warunkach. Po ucieczce z płonącego hotelu Ezekiel chciał się dowiedzieć, dlaczego Aaron jest tak ważny i dlaczego Werchiel gotów był poświęcić tak wiele, żeby go zniszczyć.