– Z tym miejscem wiąże się dla mnie zbyt wiele wspomnień – wyjaśnił przyczyny swojej decyzji. – Dlatego uważam, że zmiana otoczenia będzie najlepszym rozwiązaniem. – Aaron wiedział, że im szybciej wyruszy w drogę, tym szybciej odnajdzie Steviego. Rozmyślał o tym, obserwując jednocześnie siedzącego za biurkiem dyrektora.
Kamael wyjawił mu powód, dla którego gwardziści Werchiela uprowadzili młodego braciszka. To wiązało się z jego upośledzeniem, czy też „niedoskonałością", jak raczył to określić Kamael. Tacy ludzie przedstawiają dla aniołów większą wartość niż inni, gdyż są bardziej wrażliwi, a przez to lepiej im służą. Obraz Stevena będącego niewolnikiem tego potwora Werchiela wstrząsnął Aaronem i napełnił go gniewem. Musiał odnaleźć brata, zanim stanie mu się jakaś krzywda.
Dyrektor przeanalizował wypełnione dokumenty i wsadził je do leżącej na biurku otwartej teczki.
– W takim razie zgoda. Widzę, że nie uda mi się nakłonić cię do zmiany decyzji. A ponieważ jesteś już pełnoletni… – Pan Costan zamknął teczkę, a potem wstał i podał mu rękę.
Aaron również podniósł się z fotela i uścisnął wyciągniętą dłoń.
– Powodzenia, Aaronie – powiedział dyrektor. – Gdybyś kiedykolwiek zechciał wrócić i dokończyć ostatni rok nauki, na pewno uda nam się wspólnie coś wymyślić.
Aaron puścił jego dłoń i szybko wyszedł z gabinetu. Chciał mieć to już za sobą, zanim pan Costan spróbuje jeszcze raz przekonać go, by pozostał.
Zegar w recepcji wskazywał kilka minut po dziewiątej. Jeżeli się pospieszy, zdąży opróżnić szafkę, oddać wszystkie książki i opuścić budynek szkoły przed końcem pierwszej lekcji.
Gdy kierował się po raz ostatni do swojej szafki, korytarze świeciły pustkami. Przez głowę przelatywały mu setki wspomnień. Pamiętał swój pierwszy dzień, jakby to było zaledwie kilka miesięcy temu. Wtedy szkoła wydawała mu się ogromna i przytłaczająca. Bał się, że nigdy nie nauczy się układu korytarzy i sal lekcyjnych. Aaron uśmiechnął się smutno – szkoda, że nie ma już takich problemów.
Opróżnił szafkę z książek i zeszytów oraz pozostałych przedmiotów, sprawdzając dwukrotnie, czy niczego nie zapomniał. Po raz ostatni trzasnął metalowymi drzwiczkami i poczuł, jak ogarnia go smutek i gniew.
To niesprawiedliwe – pomyślał. Miał opuścić ten gmach tak jak wszyscy pozostali – napisać testy, skończyć ostatni rok w kolorowej todze i idiotycznym birecie odebrać dyplom, a potem wyjechać na wymarzone studia.
Ale los obszedł się z nim okrutnie, wybierając dla niego zupełnie inną ścieżkę.
Aaron kopnął w szafkę, wyładowując na niej część swojej frustracji. Dźwięk odbił się głośnym echem w pustych korytarzach. Chłopak wystraszył się. Upuścił trzymane pod pachą książki, które rozsypały się po podłodze. Miał ochotę krzyczeć, ale powstrzymał się. Z ciężkim westchnieniem schylił się, żeby pozbierać podręczniki. Czuł się jak kompletny idiota. W dodatku wściekły idiota.
– Potrzebujesz pomocy?
Aaron podniósł wzrok, czując jak spoczywający na jego barkach smutek przygważdża go jeszcze mocniej do ziemi. Dlatego właśnie chciał zdążyć przed przerwą, Żeby na nią nie wpaść.
Vilma Santiago uklękła obok i pomogła mu.
– Dzięki – powiedział, unikając jej wzroku.
– Chciałeś wyjechać bez pożegnania, prawda? – odparła aksamitnym głosem, podając mu książkę do historii.
Spojrzał na nią i zobaczył, że jej oczy są wilgotne i czerwone od łez. Vilma płakała.
– Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że cię tu znajdę. Pokazała mu przepustkę. – Powiedziałam, że muszę iść do toalety.
Uśmiechnęła się, a potem roześmiała. Mimo iż w jej głosie słychać było smutek, wciąż brzmiał cudownie. Aaron miał wrażenie, że z bólu zaraz pęknie mu serce. Nerwowo poprawił stertę książek, nie wiedząc, co odpowiedzieć na zarzut, który przed chwilą usłyszał.
– Nie chciałem przez to przechodzić, nie znoszę pożegnań – przyznał, choć z całego serca pragnął jej wyznać, że robi to też dla jej bezpieczeństwa. – Nie potrafię sobie poradzić z całym tym smutkiem.
Aaron odchodził od zmysłów. Ze wszystkich rzeczy, które miał zostawić za sobą, najbardziej będzie mu brakowało właśnie jej – Vilmy. Nie miał już nikogo innego, z kim mógłby się pożegnać. Wstał i wsadził książki z powrotem pod pachę.
– Jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie – Vilma pociągnęła nosem – w Brazylii… kiedy zmarła moja mama, nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwa.
W jej lewym oku pojawiła się łza i Aaron prawie upuścił książki, żeby ją otrzeć.
– Przepraszam. – Vilma zawstydziła się i szybko wytarła łzę. – Wiem, że dużo ostatnio przeszedłeś. Nie chcę, żebyś z mojego powodu czuł się jeszcze gorzej.
W tym momencie na pustych korytarzach rozległ się irytujący, metaliczny dźwięk dzwonka.
– Aaronie, chcę ci tylko powiedzieć, że ból z czasem minie. Teraz pewnie trudno ci w to uwierzyć, ale zaufaj mi – tak właśnie będzie. Dobrze?
Aaron pokiwał głową i spróbował się uśmiechnąć.
– Dzięki – powiedział, patrząc jak korytarz wypełnia się uczniami przechodzącymi z klasy do klasy. – Naprawdę to doceniam.
Zaczął powoli odsuwać się od szafki i od niej. Musiał odejść teraz, bo inaczej groziło mu, że zostanie tu na zawsze.
– Muszę… muszę już iść – wymamrotał, wycofując się. Vilma szła za nim.
– Dokąd teraz pójdziesz?
– Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Ja… ja po prostu muszę odejść.
Musiał odnaleźć brata. Coś w środku podpowiadało mu, że powinien skierować się na północ. Kamael powiedział, że najlepiej będzie, jeśli zaufa swojemu we wnętrznemu głosowi.
Aaron powoli odwrócił się do niej plecami.
– Wrócisz? – Vilma spytała z nadzieją w głosie, pojawiając się u jego boku.
Aaron pokręcił głową.
– Nie sądzę – odparł i odwrócił wzrok z udawaną obojętnością. Nienawidził być taki zimny, ale musiał się tak zachowywać dla jej własnego dobra.
Po raz kolejny usłyszał w głowie głos Werchiela, który zapowiedział, że wymorduje wszystkich jego bliskich i znajomych.
– Naprawdę muszę już iść – przyspieszył kroku, zostawiając dziewczynę za plecami.
Ale Vilma obeszła go i zagrodziła mu drogę. A potem nachyliła się i przytuliła go mocno. Pachniała cudownie, jak płyn do kąpieli albo bukiet świeżych kwiatów. Uścisnęła go, a potem pocałowała delikatnie w policzek. Aaron poczuł, jak trzęsą mu się nogi.
– Trzymaj się, Aaronie Corbet – wyszeptała mu do ucha. – Będzie mi ciebie bardzo brakowało.
Aaron poczuł, jak jego serce rozpada się na tysiące drobnych kawałków.
Nie powiedział ani słowa, tylko poszedł korytarzem prosto przed siebie. Zwrócił jeszcze książki, a potem dosłownie wybiegł z budynku.
Gdy stanął na schodach przed szkołą, uderzył go w twarz silny podmuch wiatru. Podniósł kołnierz skórzanej kurtki. Mimo że była już wiosna, w powietrzu wciąż dało się wyczuć zimne, arktyczne powietrze. Idąc w stronę szkolnego parkingu, Aaron zobaczył, że Kamael i Gabriel czekają już na niego przy samochodzie.
A więc stało się – pomyślał, po czym wsadził zmarznięte ręce do kieszeni kurtki i powoli zaczął schodzić po schodach.
Nagle w jednej z kieszeni wyczuł jakiś przedmiot, którego wcześniej tam nie było.
Wyciągnął złożoną kartkę papieru i rozprostował ją. Był na niej e-mail i numer telefonu Vilmy. Musiała mu ją wsunąć, kiedy go przytuliła. Na samym dole widniało jedno zdanie, nakreślone łagodnym charakterem pisma: „Na wypadek, gdybyś chciał pogadać".