Выбрать главу

– Hej, Aaron – usłyszał za plecami głos Michelle. Obrócił się.

– Co tym razem?

Michelle przyglądała mu się przez chwilę.

– Na pewno wszystko w porządku? Może chcesz o czymś porozmawiać?

Propozycja podzielenia się wrażeniami z tego nieprawdopodobnego dnia brzmiała kusząco, lecz Aaron wolał zrezygnować. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było to, żeby Michelle uznała go nie tylko za „mrocznego bruneta", ale też za „przystojnego psychopatę".

– Nic mi nie jest, naprawdę – zapewnił ją. – Jestem tylko zmęczony.

Otworzył drzwi i zaprowadził Huntera do psiarni. Było to duże pomieszczenie, wypełnione klatkami o najróżniejszych wielkościach – duże klatki dla dużych psów, małe zaś dla tych, które doktor Bufman niezbyt pieszczotliwie nazywał szczuropsami. Aaron zaprowadził Huntera na jego miejsce, pożegnał się z nim i innymi psami, a potem udał się do części dla personelu, gdzie zostawił swoje rzeczy. Zdjął niebieską koszulę, którą w pracy zakładał na T-shirt, i powiesił ją na wieszaku.

Ze zmęczenia miał wrażenie, jakby poruszał się w zwolnionym tempie. To tak wygląda starzenie się? Aż boję się pomyśleć, co będzie po trzydziestce. Przewiesił plecak z książkami przez ramię i zmusił się jakoś, żeby wrócić powrotem do holu kliniki. Po raz kolejny spojrzał na zegarek. Za kwadrans dziewiąta. Jeśli uda mu się do-trzeć do domu przed dziewiątą, zjeść coś szybko i odro-bić chociaż część zadań, jest szansa, że wyląduje w łóż-ku o wpół do jedenastej. Sen – taki plan wydawał się zachęcający.

Przed oczami stanął mu znowu obraz śniadego chłopca z jego snu, rozrywanego na strzępy przez skrzydlate anioły. Zaskoczony Aaron się wzdrygnął.

Może daruję sobie lekcje i od razu się położę – pomyślał, trochę wyprowadzony z równowagi tym nagłym wspomnieniem. Muszę dać odpocząć szarym komórkom.

Kiedy dotarł do recepcji, zobaczył stojącą przy biurku kobietę, a przy jej nodze szczeniaka owczarka niemieckiego. Michelle, która trzymała w ręku teczkę, popatrzyła wymownie w stronę Aarona. Wyraz jej twarzy wskazywał wyraźnie, że jest zdenerwowana.

– To jest pani Dexter – powiedziała, bawiąc się plikiem otwartych dokumentów. – Sheba ma zostać wy-sterylizowana jutro rano. Pani Dexter miała ją przyprowadzić wcześniej, ale zapomniała.

Aaron na chwilę zamknął oczy i westchnął. Perspektywa położenia się do łóżka o sensownej porze oddalała się nieubłaganie.

– Tak mi przykro – zaczęła się usprawiedliwiać pani Dexter. – Kompletnie straciłam poczucie czasu i… – Pies tymczasem obwąchiwał podłogę i ciągnął z całej siły smycz, niemal przewracając swoją panią.

Aaron przestał słuchać wymówek kobiety i położył torbę na podłodze. Sięgnął za biurko i wyjął teczkę z rąk Michelle.

– Idź do domu. Zajmę się tym – powiedział.

– Jesteś pewien? – Michelle sięgnęła po torebkę przewieszoną przez oparcie fotela. – Mogłabym zostać trochę dłużej, ale umówiłam się na wieczór i…

Aaron pokręcił głową.

– Nie ma sprawy. Zmykaj. Jeszcze będzie okazja do rewanżu.

Michelle uśmiechnęła się przelotnie i wyszła zza biurka.

– Dzięki, Aaron. Masz tu wszystko, czego ci potrzeba. Dobranoc.

Aaron pomachał jej na pożegnanie, a potem wrócił z powrotem do otwartej teczki.

– Dobrze – wyjął ze środka plik dokumentów. – Proszę to wypełnić.

Pani Dexter wzięła od niego formularze. Puściła smycz i pozwoliła psu pokręcić się trochę po holu.

– Naprawdę, bardzo przepraszam. – Wyjęła z torebki okulary i włożyła je sobie na nos. – Miałam nadzieję, że kogoś tu jeszcze zastanę. – To mówiąc, zaczęła wypełniać pierwszą stronę dokumentu. – Szczęściarz z pana, co?

Sheba ostrożnie podeszła do Aarona i zamachała nie-śmiało ogonem, choć nadal miała stulone uszy.

– Rzeczywiście, szczęściarz ze mnie. – Aaron wyciągnął do suki rękę, którą ta najpierw obwąchała, a potem polizała. Aaron zaczął ją delikatnie głaskać.

Zanim pani Dexter wypełniła wszystkie dokumenty i zaczęła szykować się do wyjścia, minęło kolejne dwadzieścia minut.

– Shebie nic nie będzie – Aaron zapewnił przejętą właścicielkę, otwierając jej drzwi. – Doktor przeprowadzi zabieg z samego rana. Proszę zadzwonić koło południa, wtedy dowie się pani, czy wszystko w porządku i kiedy Sheba będzie mogła wrócić do domu. Kobieta zatrzymała się w drzwiach, by uściskać swoją ukochaną suczkę i ucałować ją w czoło.

– Dziękuję za wszystko – powiedziała. – I przepraszam, że trzymałam pana tak długo.

Aaron poczuł nagle wyrzuty sumienia. Ciężko jest się złościć na kogoś, kto okazuje zwierzętom taką miłość.

Sheba, patrząc jak jej pani wychodzi bez niej i wsiada do samochodu, zaczęła cichutko piszczeć.

– Wszystko w porządku, mała – uspokoił ją Aaron i pociągnął delikatnie za smycz. – Chodź, znajdziemy jakieś miejsce do spania. Mamy tu komfortowe warunki, a już na pewno nie będzie ci doskwierać samotność.

Zaprowadził ją do psiarni. Zapach innych psów musiał być dla Sheby oszałamiający, bo podkuliła ogon między trzęsącymi się łapami i schowała się za Aaronem.

– Już dobrze – powiedział Aaron. I wtedy rozpętało się piekło.

Wszystkie psy zaczęły ujadać jak oszalałe, rzucając się na ściany swoich klatek i z wściekłością drapiąc pazurami podłogę.

Sheba skuliła się jeszcze bardziej. Popatrzyła na Aarona, a potem z powrotem na rozwścieczone psy, jakby chciała powiedzieć: – Co im wszystkim odbiło?

Aaron nie miał pojęcia, co się stało. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywały. Może Sheba czymś je sprowokowała. A może mieszkała w domu z innym, bardziej agresywnym psem i one to wyczuły. Ale teraz skomlała tak żałośnie, że Aaron musiał wyciągnąć rękę i pogłaskać ją po głowie.

Szczekanie nie ustąpiło, wręcz przeciwnie – przybrało na sile. Aaron poczuł, że jego gniew też się wzmaga.

Tylko tego mu było trzeba. Nie dość, że było późno, to jeszcze teraz musiał stawić czoła temu chaosowi. Co ja mam zrobić? - spytał sam siebie. Nie mogę przecież zamknąć tu tego biednego psa, kiedy inne zachowują się jak… jak zwierzęta.

– Spokój! – krzyknął.

Ujadanie trwało nadal. Niektóre z wyżej położonych klatek zaczęły się chwiać pod naporem oszalałych psów.

Sheba skuliła się ze strachu pod drzwiami, chcąc uciec jak najszybciej i jak najdalej stąd. Aaron nie mógł jej za to winić.

– Cisza! – krzyknął, tym razem głośniej, starając się, żeby jego głos zabrzmiał władczo.

Młody owczarek zaczął drapać pazurami w drzwi, żłobiąc w drewnie głębokie bruzdy. Aaron złapał Shebę za obrożę i odciągnął od wyjścia. Przerażona suka zsikała się na podłogę, którą osobiście wycierał nie dalej jak kilkadziesiąt minut temu, na zakończenie dnia.

Aaron poczuł, jak jego skronie zaczynają pulsować bólem. Smród uryny, unoszący się w powietrzu sprawiał, że przewracało mu się w żołądku. Nie mógł już tego dłużej znieść.

– Zamknijcie się albo wszystkie was pousypiam! -wrzasnął, a jego donośny głos odbił się echem w całym mieszczeniu wyłożonym białymi kafelkami.

W psiarni momentalnie zapadła całkowita cisza. Wszystkie psy zamilkły w tej samej chwili, jakby przestraszyły się słów Aarona.

Jak gdyby zrozumiały, co miał na myśli.

*

Była już prawie jedenasta, kiedy chłopak wrócił do domu. Wyjął klucz z zamka i delikatnie zamknął za sobą drzwi.

Stanął w przedpokoju, zamknął oczy i wziął głęboki wdech, rozkoszując się panującą w domu ciemnością. Czuł, jak jego organizm przechodzi powoli w stan uśpienia.