Keynes, lekarz zajmujący się Temeraire’em, wrócił na polanę w towarzystwie dwóch asystentów uginających się pod stosami świeżych białych bandaży i jedwabnych nici do zszywania ran. Przepchnął się między zaskoczonymi żołnierzami, bo jego przyprószone siwizną włosy i poplamiony krwią płaszcz przydawały mu niekwestionowanej władczości, po czym wyrwał wolno tlący się lont z ręki żołnierza stojącego przy działku pieprzowym.
Rzucił go na ziemię i zadeptał, a potem powiódł dokoła groźnym spojrzeniem, nie oszczędzając ani Barhama i jego żołnierzy, ani Granby’ego i jego ludzi.
— Dopiero co wrócił z pola bitwy; czyście wszyscy postradali zmysły? Nie wolno w taki sposób denerwować smoków po walce, bo zaraz pojawią się tu wszystkie smoki z kryjówki, a nie tylko ten ciekawski gigant — dodał, wskazując na Maksimusa.
Rzeczywiście kolejne smoki wystawiały już głowy ponad drzewami, by zobaczyć, co się dzieje, czemu towarzyszył trzask łamanych gałęzi. Ziemia zatrzęsła się, gdy zawstydzony Maksimus opadł na ziemię, by ukryć nieco swoje wścibstwo. Barham spojrzał niepewnie na licznych natrętnych widzów: normalnie zaraz po bitwie smoki się pożywiały, dlatego teraz w wielu ociekających krwią pyskach trzeszczały miażdżone kości.
Keynes nie dał mu czasu na dojście do siebie.
— Natychmiast wynoście się stąd. Nie mogę pracować w takim cyrku, a ty — warknął do Laurence’a — połóż się z powrotem. Wydałem rozkaz, żeby cię zabrali prosto do lekarza. Bóg jeden wie, jak maltretujesz tę biedną nogę, kicając na niej. Gdzie jest Baylesworth z noszami?
Barham bez przekonania skorzystał z okazji.
— Laurence jest aresztowany i zamierzam też zakuć w łańcuchy resztę tych zbuntowanych psów — odezwał się, lecz w tej samej chwili Keynes obrócił się na pięcie.
— Możesz go aresztować rano, kiedy już opatrzą mu nogę, a także rany jego smoka. Co za łajdacki, barbarzyński zwyczaj, napadać na rannych ludzi i smoki…
Keynes pogroził pięścią Barhamowi; niepokojąca perspektywa, jako że w dłoni trzymał zakrzywiony dziesięciocalowy hak chirurgiczny, poza tym z moralnego punktu widzenia trudno było odeprzeć jego argument. Barham cofnął się niechętnie. Żołnierze piechoty morskiej z ulgą uznali to za sygnał do odwrotu i odtoczyli armatkę. Zdumiony i osamotniony Barham musiał ustąpić.
Zyskali tylko trochę czasu. Lekarze drapali się po głowach, badając nogę Laurence’a. Kość była cała, pomimo przeszywającego bólu, jaki poczuł Laurence, gdy zaczęli ją obmacywać, i nie było też widocznych ran z wyjątkiem rozległych siniaków na większości kończyny. Straszliwie bolała go głowa, na co mogli mu tylko zaproponować laudanum, ale go nie przyjął, i polecili, żeby nie obciążał nogi: porada równie praktyczna, jak niepotrzebna, bo nie zdołałby stanąć na tej nodze nawet na chwilę, nie ryzykując upadku.
Kiedy zaszyto rany Temeraire’a, na szczęście niegroźne, Laurence’owi udało się namówić zdenerwowanego smoka do zjedzenia czegoś. Rano okazało się, że Temeraire czuje się dobrze i nie gorączkuje, więc nie było powodów do odwlekania sprawy. Nadeszła oficjalna nota od admirała Lentona z rozkazem stawienia się w dowództwie. Laurence musiał wyruszyć tam w lektyce i rozstać się z niespokojnym Temeraire’em.
— Jeśli nie wrócisz do jutra rana, to cię odszukam — obiecał smok i nie miał zamiaru od tego odstąpić.
Laurence nie potrafił mu uczciwie dodać otuchy: najprawdopodobniej zostanie aresztowany, jeśli Lenton nie znalazł jakiegoś cudownego, przekonującego argumentu, a po tych licznych wykroczeniach sąd wojenny może go skazać na śmierć. W normalnych okolicznościach awiator musiałby się dopuścić zdrady, żeby iść na szubienicę, lecz Barham z pewnością postawi go przed sądem złożonym z oficerów Królewskiej Marynarki, który okaże większą surowość i nie będzie w ogóle rozważał ewentualności przedłużenia służby smoka, bo Temeraire, z powodu żądań Chińczyków, już przestał być walczącym po stronie Anglii smokiem bojowym.
Całą tę i tak niełatwą sytuację pogarszała jeszcze świadomość, że naraził na niebezpieczeństwo swoich ludzi. Granby będzie musiał odpowiedzieć za nieposłuszeństwo, podobnie jak pozostali oficerowie, Evans, Ferris i Riggs; każdy z nich może zostać usunięty ze służby: straszny wyrok dla awiatora, przygotowywanego do tego zajęcia od wczesnego dzieciństwa. Nawet skrzydłowych, których nie awansowano na porucznika, zazwyczaj wypędzano. Znajdowano im jakąś pracę w stacjach hodowlanych albo kryjówkach, żeby mogli pozostać w swojej społeczności.
Mimo iż stan jego nogi poprawił się przez noc, Laurence wciąż był blady i spocił się nawet po krótkim marszu po schodach do budynku. Ostry ból przyprawił go o zawrót głowy, więc musiał na chwilę przystanąć i złapać oddech, zanim wszedł do niewielkiego gabinetu.
— Dobry Boże. Myślałem, że lekarze już cię wypuścili. Siadaj, Laurence, zanim się przewrócisz, i weź to — powiedział Lenton, ignorując gniewną minę zniecierpliwionego Barhama, i podał Laurence’owi szklaneczkę brandy.
— Dziękuję, sir. Tak, nie myli się pan, wypuścili mnie — odparł Laurence i wypił tylko jeden łyk z uprzejmości, bo był wystarczająco odurzony bólem.
— Dość tego. Nie mamy go tutaj niańczyć — rzucił Barham. — Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś, i to oficer, tak skandalicznie się zachowywał. Na Boga, Laurence, nigdy nie bawiło mnie wieszanie ludzi, lecz w tym wypadku dałbym krzyżyk na drogę. Niemniej Lenton zarzeka się, że wtedy pańska bestia byłaby nie do opanowania; jakby teraz było inaczej.
Lenton zacisnął usta na te pogardliwe słowa; Laurence mógł sobie jedynie wyobrazić, ile poniżeń musiał znosić jego dowódca, aby wyjaśnić to Barhamowi. Chociaż Lenton był admirałem i dopiero co odniósł kolejne wielkie zwycięstwo, nie miało to większego znaczenia w skali ogólnej. Barham mógł go bezkarnie obrażać, podczas gdy każdy admirał floty miałby dość wpływów politycznych albo przyjaciół, aby wymusić dla siebie więcej szacunku.
— Odejdziesz pan ze służby, nie ma wątpliwości — ciągnął Barham. — A zwierzak musi wrócić do Chin. Niestety, do tego potrzebna nam jest pańska współpraca. Znajdź pan sposób, żeby go przekonać, a zakończymy całą sprawę. Będziesz pan dalej wierzgał, to jak mi Bóg miły, w końcu pana powieszę, tak, a zwierzaka każę zastrzelić, i do diabła z tymi Chińczykami.
Pomimo rany Laurence omal się nie zerwał z krzesła, usłyszawszy ostatnie słowa Barhama, lecz Lenton położył mu dłoń na ramieniu, stanowczo go powstrzymując.
— Posuwa się pan za daleko — rzekł Lenton. — W Anglii nigdy nie zabijano smoków, chyba że za ludożerstwo, i teraz nie zaczniemy tego robić. Doszłoby do buntu.
Barham nachmurzył się i burknął coś pod nosem na temat braku dyscypliny, co zabrzmiało pięknie w ustach człowieka, który, jak Laurence dobrze wiedział, służył we flocie podczas wielkich buntów w dziewięćdziesiątym siódmym roku, kiedy to powstała połowa Królewskiej Marynarki.
— No cóż, miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. W Spithead stoi rezerwowy transportowiec, Allegiance, który może wypłynąć w morze w ciągu tygodnia. Tylko w jaki sposób mamy umieścić tego zwierzaka na pokładzie, skoro on stawia opór?
Laurence nie potrafił wydusić z siebie odpowiedzi; uznał, że tydzień jest przeraźliwie krótkim okresem, i w popłochu przez chwilę rozważał nawet możliwość ucieczki. Temeraire z łatwością doleciałby na kontynent z Dover, a gdzieniegdzie w niemieckich lasach wciąż jeszcze żyły dzikie smoki, choć tylko mniejszych ras.
— Trzeba się będzie nad tym zastanowić — rzekł Lenton. — Bez skrupułów powiem, że cała ta sprawa została źle poprowadzona od samego początku. Wytrącono Temeraire’a z równowagi, a nie jest łatwo namówić jakiegokolwiek smoka do zrobienia czegoś, czego nie chce zrobić.