— Też chciałbym tak myśleć — odparł Staunton. — Jeśli podejmie taką próbę, znajdziemy się w samym środku wojny domowej i poniesiemy klęskę bez względu na jej wynik.
— Do tego nie dojdzie — powiedział śmiało Hammond. — Książę Mianning nie jest głupcem, podobnie jak cesarz. Yongxing przyprowadził chłopca do nas nie bez powodu, co oni z pewnością zrozumieją, tak jak i to, że pasuje to do reszty jego poczynań, których nie omieszkam przedstawić księciu Mianningowi. Najpierw próbuje cię przekupić, proponując warunki, których zapewne nie miał prawa oferować, potem jego sługa atakuje cię na okręcie. I jeszcze gang hunhun, który napadł na nas zaraz po tym, jak nie pozwoliłeś zbliżyć się chłopcu do Temeraire’a. Wszystko to układa się w jednoznaczny obraz.
Mówił w radosnym uniesieniu, całkiem głośno, i zadrżał, gdy Temeraire, który usłyszał ich rozmowę, odezwał się z gniewem:
— Chcesz powiedzieć, że teraz mamy dowody? Że to Yongxing stał za tym wszystkim, że nastawał na życie Laurence’a i że przez niego zginął Willoughby?
Temeraire uniósł ogromny łeb i obrócił go w stronę Yongxinga, a jego źrenice zwęziły się do wąskich czarnych szparek.
— Nie tutaj, Temeraire — rzucił pospiesznie Laurence i położył dłoń na jego boku. — Nie rób teraz nic, proszę.
— Nie, nie — powiedział zaniepokojony Hammond. — Oczywiście nie mam na razie pewności. To przypuszczenia, poza tym nie możemy podejmować jakichkolwiek działań przeciw niemu… musimy to zostawić w ich rękach…
Aktorzy wrócili na scenę, więc trzeba było skończyć rozmowę. Mimo to Laurence czuł pod palcami gniewny rezonans w piersi Temeraire’a, niemal niesłyszalny warkot. Temeraire zacisnął pazury na krawędzi kamiennych płyt, podniósł krezę i wydął nozdrza. Nie zwracał już uwagi na przedstawienie, skupił się wyłącznie na Yongxingu.
Laurence pogłaskał Temeraire’a, by go uspokoić. Cały plac wypełniała scena i przybyli goście, więc nie chciał nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby Temeraire ruszył do ataku i dał upust wściekłości na Yongxinga. Co więcej, Laurence nie miał pojęcia, co można zrobić księciu. Yongxing był przecież bratem cesarza, a spisek, odkryty przez Hammonda i Stauntona, wydawał się zbyt niewiarygodny.
Gdzieś za sceną zabrzmiały cymbały i dzwonki, z góry opuściły się dwa ozdobne smoki z ryżowego papieru, z których nozdrzy strzeliły iskry, pod nimi zaś, na najniższym poziomie, pojawiła się niemal cała trupa aktorów, którzy zaczęli biegać z mieczami i nożami ozdobionymi sztucznymi klejnotami, pozorując wielką bitwę. Znowu rozległy się grzmoty bębnów, potężny huk, niemal jak uderzenie, wydusił powietrze z jego płuc. Laurence zaczerpnął tchu, a potem sięgnął powoli do barku i namacał rękojeść krótkiego sztyletu, który tkwił pod obojczykiem.
— Laurence! — powiedział Hammond, podtrzymując go. Granby wrzeszczał do ludzi i roztrącał krzesła. Po chwili wraz z Blythe’em osłonił Laurence’a. Temeraire odwrócił łeb, by spojrzeć na niego.
— Nie jestem ranny — powiedział oszołomiony Laurence: o dziwo, początkowo nie czuł bólu, więc spróbował wstać, po czym pomacał ranę. Plama krwi rozszerzała się wokół noża.
Temeraire przeraźliwie ryknął, zagłuszając hałas i muzykę. Wszystkie smoki stanęły na tylnych łapach, spoglądając w jego stronę, a bębny nagle umilkły. W ciszy Roland zawołała:
— To on rzucił nóż, ten tam, widziałam! — I wskazała jednego z aktorów.
Mężczyzna stał z pustymi rękami, podczas gdy pozostali aktorzy ściskali atrapy mieczy, i miał skromniejszy strój. Zorientował się, że jego próba ukrycia się między grającymi nie powiodła się, i rzucił się do ucieczki, lecz za późno. Aktorzy rozpierzchli się w jednej chwili na wszystkie strony, a Temeraire skoczył niezgrabnie na scenę.
Mężczyzna krzyknął przeraźliwie, gdy rozpłatały go pazury Temeraire’a. Smok cisnął zakrwawione ciało na ziemię, a potem znieruchomiał nad nim na moment, by się upewnić, że zamachowiec nie żyje, po czym uniósł głowę i spojrzał na Yongxinga. Wyszczerzył zęby, syknął i ruszył na księcia. W jednej chwili Lien skoczyła do przodu i osłoniła Yongxinga. Odtrąciła przednią łapą wystawione pazury Temeraire’a i warknęła.
W odpowiedzi Temeraire wydął pierś, a jego kreza dziwnie się wyciągnęła: jak nigdy wcześniej, wąskie rogi się wydłużyły rozciągając łączącą je błonę. Lien nawet nie drgnęła, tylko prychnęła niemal pogardliwie, podnosząc bladą jak pergamin krezę. Podeszła do niego, a naczynia krwionośne w jej oczach upiornie nabrzmiały.
Wszyscy natychmiast zaczęli uciekać z dziedzińca. Bębny, dzwony i instrumenty strunowe przeraźliwie brzęczały, gdy aktorzy ewakuowali się ze sceny, taszcząc dobytek. Widzowie zadarli szaty i umykali w popłochu, niezbyt dostojnie, choć bardzo szybko.
— Temeraire, nie! — zawołał Laurence, który zbyt późno zrozumiał zamiary smoka. Każda opowieść o walczących w pojedynku smokach kończyła się śmiercią któregoś z nich, a biała smoczyca była bez wątpienia starsza i większa. — John, wyciągnij mi to cholerstwo — zwrócił się Laurence do Granby’ego, próbując jednocześnie odwiązać chustę zdrową ręką.
— Blythe, Martin, przytrzymajcie go za ramiona — rozkazał Granby, po czym chwycił za rękojeść noża i pociągnął: ostrze zazgrzytało o kość i chlusnęła krew, lecz tylko na moment, bo zaraz zatamowano ranę chustami i obwiązano ją mocno.
Temeraire i Lien stali naprzeciwko siebie, lekko się przesuwając. Nie mieli zbyt dużo miejsca, jako że scena wypełniała w dużej części plac, a jego brzegi ograniczały rzędy pustych krzeseł. Smoki nie spuszczały z siebie wzroku.
— Nie ma sensu się wtrącać — powiedział cicho Granby, chwytając Laurence’a i pomagając mu wstać. — Skoro już zaczęły pojedynek, to prędzej zginiesz niż je rozdzielisz czy choćby odwrócisz ich uwagę.
— Dobrze — odparł Laurence, odtrącając dłonie towarzyszy. Stał pewnie na nogach, choć czuł ucisk w żołądku. Wierzył, że potrafi zapanować nad bólem. — Odsuńcie się — rozkazał załodze. — Granby, weź kilku ludzi i przynieście z rezydencji broń, na wypadek gdyby Yongxing nasłał na niego strażników.
Granby, Martin i Riggs ruszyli biegiem, a pozostali przeszli pospiesznie przez krzesła i oddalili się od pola walki. Na placu pozostało tylko kilku ciekawskich gapiów, których odwaga wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, oraz najbardziej zainteresowani: Qian, obserwująca pojedynek z niepokojem i dezaprobatą, oraz stojąca za nią Mei, która początkowo wycofała się razem z innymi, a potem podpełzła bliżej.
Książę Mianning także pozostał na placu, choć trzymał się w rozsądnej odległości: mimo to Chuan był wyraźnie niespokojny. Mianning uspokajająco położył dłoń na jego boku i powiedział coś do swoich strażników: ci chwycili młodego księcia Miankaia i zaprowadzili go w bezpieczne miejsce pomimo jego głośnych protestów. Yongxing obserwował całą scenę i kiwnął głową z aprobatą do Mianninga, nie ruszając się z miejsca.
Biały smok niespodziewanie syknął i zaatakował: Laurence drgnął, lecz Temeraire błyskawicznie odchylił się do tyłu, tak że czerwone pazury minęły jego gardło zaledwie o kilka cali. Stojący na silnych tylnych łapach Temeraire odbił się i skoczył, wyciągając pazury, i Lien musiała się cofnąć. Niezdarnie odskoczyła, tracąc równowagę. Rozłożyła nieco skrzydła, by nie upaść, a gdy Temeraire zaatakował ponownie, wzbiła się w powietrze. Temeraire natychmiast poszedł w jej ślady.