Gdy doszło do odkrycia Sąsiedniej Gwiazdy i zatajenia tego faktu przed opinią publiczną, jej sytuacja okazała się zbawienna. Przecież naturalną koleją rzeczy powinna podzielić się z mężem wiadomością o wielkim odkryciu, które zapisze jej imię na wieki w annałach astronomicznych. Mogła powiedzieć mu o tym, zanim zwróciła się do Pitta. Mogła przecież wpaść do domu któregoś dnia krzycząc od progu: „Zgadnij, zgadnij, co się stało! Nigdy nie zgadniesz…”
Nie zrobiła tego jednak. Nie przyszło jej do głowy, że Fisher może podzielić jej radość. Z innymi rozmawiał o ich pracy: rozmawiał z farmerami, nawet z robotnikami w warsztatach… Ale nie z nią.
Nic jej więc nie kosztowało zatajenie przed nim wiadomości o Nemezis. Nigdy nie poruszyła tej sprawy, sprawa ta nie istniała, nie było jej aż do tego potwornego dnia, gdy ich małżeństwo dobiegło końca. Kiedy całym sercem opowiedziała się po stronie Pitta.
Początkowo przerażała ją myśl o zatajeniu istnienia Sąsiedniej Gwiazdy. Czuła głęboki niepokój perspektywą opuszczenia Układu Słonecznego i udania się w miejsce, o którym nic nie było wiadomo oprócz jego lokalizacji.
Zdawała sobie sprawę, jak bardzo nieetyczne, a nawet niemoralne jest budowanie skrycie nowej cywilizacji; cywilizacji, która wykluczała udział całej ludzkości.
Poddała się w kwestii bezpieczeństwa Osiedla, zamierzała jednak prywatnie walczyć z Pittem, zgłaszać obiekcje.
Powtarzała je wielokrotnie w samotności: jej argumenty były bezbłędne, nie do odrzucenia — lecz jakoś nigdy nie mogła zdobyć się na przedstawienie ich Pittowi. Zawsze przejmował inicjatywę. Kiedyś na początku powiedział jej:
— Pamiętaj Eugenio, że odkryłaś Sąsiednią Gwiazdę niemal przypadkowo i w związku z tym ktoś z twoich współpracowników także może to zrobić.
— To nie jest… — zaczęła.
— Nie, Eugenio, nie będziemy polegać na nieprawdopodobieństwach. My chcemy mieć pewność. Przypilnujesz, aby nikt nie spoglądał w interesującym nas kierunku, aby nikomu nie zachciało się zaglądać w wydruki komputerowe opisujące umiejscowienie Nemezis.
— Ale jak ja mogę to zrobić?
— Bardzo łatwo. Rozmawiałem z komisarzem i od tej chwili jesteś całkowicie odpowiedzialna za badania związane z Sondą.
— Ale to oznacza przesunięcie mnie na stanowisko zajmowane przez…
— Tak. To oznacza zwiększoną odpowiedzialność, zwiększone prace i wyższą pozycję społeczną. Czy masz coś przeciwko temu?
— Nie, absolutnie nie — odpowiedziała, a jej serce zaczęło żywiej bić.
— Jestem pewny, że poradzisz sobie na stanowisku naczelnego astronoma, jednak twoim głównym zadaniem będzie dopilnowanie, aby pracowano pilnie i sumiennie nad wszystkim, co nie dotyczy Nemezis.
— Nie możesz jednak trzymać tego w sekrecie przez wieczność.
— Nie mam najmniejszego zamiaru. Gdy tylko wyruszymy w drogę, wszyscy dowiedzą się, dokąd lecimy. Do tego momentu o istnieniu Nemezis dowie się bardzo niewielu i to możliwie najpóźniej jak tylko się da.
Insygna zauważyła ze wstydem, że jej awans ostudził chęć zgłaszania obiekcji. Przy innej okazji Pitt powiedział:
— A co z twoim mężem?
— Co z moim mężem? — Insygna natychmiast przyjęła pozycję defensywną.
— Słyszałem, że jest Ziemianinem. — Zacisnęła wargi.
— Pochodzi z Ziemi, ale posiada nasze obywatelstwo. — Rozumiem. Zakładam, że nie powiedziałaś mu niczego o Nemezis.
— Absolutnie niczego.
— Czy ten twój mąż mówił ci kiedykolwiek, dlaczego opuścił Ziemię i tak bardzo starał się, by zostać obywatelem Rotora?
— Nie, nigdy go o to nie pytałam. t — Ale czy nie zastanawiałaś się nad tym?; Insygna zawahała się, a potem odpowiedziała zgodnie z prawdą:
. — Tak, czasami…
Pitt uśmiechnął się.
— Chyba powinienem ci powiedzieć. I zrobił to krok po kroku. Nigdy natrętnie, nigdy na siłę, sączył kropla po kropli to, co chciał powiedzieć podczas ich kolejnych rozmów. Rozbił jej intelektualną skorupę. A przecież tak łatwo było żyć na Rotorze i nie dostrzegać tego, co dzieje się wokół.
Lecz dzięki Pittowi, dzięki temu co jej powiedział, filmom, które wskazał, zdała sobie sprawę, jak wygląda życie miliardów ludzi na Ziemi, czym jest endemiczny głód i przemoc, narkotyki i wyobcowanie. Zaczęła rozumieć, że ucieczka jest jedynym ratunkiem przed tą piekielną otchłanią rozpaczy. Przestała dziwić ją decyzja Krile Fishera, zastanawiała się jedynie, dlaczego tak niewielu Ziemian idzie za jego przykładem.
Życie w Osiedlach nie wyglądało lepiej. Osiedla izolowały się od siebie, ograniczały swobodny przepływ ludności z jednego miejsca do drugiego. Żadne z nich nie życzyło sobie mikroskopijnej flory i fauny innych. Powoli zamierał handel, który prowadzono za pomocą automatycznych pojazdów z dokładnie wysterylizowanymi ładunkami.
Osiedla kłóciły się i wzrastała pomiędzy nimi wzajemna nienawiść. Dotyczyło to także Osad wokół Marsa.
Jedynie w pasie asteroidów rodziło się nieskrępowanie nowe osadnictwo, lecz nawet tam wzrastała podejrzliwość do wszystkich wewnętrznych Osiedli. Insygna zaczęła zgadzać się z Pittem, czuła, jak powiększa się jej entuzjazm do projektu ucieczki ze świata nieznośnej rozpaczy i rozpoczęcia nowego życia tam, gdzie nie posiano jeszcze ziaren cierpienia. Nowy początek, nowe możliwości.
A potem stwierdziła, że spodziewa się dziecka i jej entuzjazm zaczął się zmniejszać. Ryzykowanie życiem własnym i Krile wydawało się łatwe. Jednak dziecko, niemowlę…
Pitt był nieporuszony. Pogratulował jej.
— Urodzi się tutaj, a ty będziesz miała niewiele czasu, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Dziecko będzie miało przynajmniej półtora roku, zanim odlecimy. Do tego czasu przekonasz się, że los uśmiechnął się do ciebie nie każąc ci czekać dłużej. Dziecko nie będzie miało wspomnień ze zrujnowanej planety, nie dowie się o rozpaczliwie podzielonej ludzkości. Pozna nowy świat, świat kultury i zrozumienia pomiędzy jego mieszkańcami. Szczęśliwe dziecko! Mój syn i córka są już dorośli, już naznaczeni…
I znów zgodziła się z Pittem. Gdy na świat przyszła Martena, Insygna nie mogła doczekać się odlotu, zaczęła obawiać się, że zanim wyruszą, dziecko zostanie naznaczone pomyłką, jaką okazał się pełen ludzi Układ Słoneczny. Wtedy była już po stronie Pitta.
Martena zafascynowała Fishera — co sprawiło wielką ulgę Insygnie. Nie spodziewała się, że Krile okaże się dobrym ojcem. Jednak Fisher krzątał się wokół Marteny i wziął na siebie ojcowski obowiązek wychowania dziecka. Widać było. że sprawia mu to radość. Gdy zbliżała się pierwsza rocznica przyjścia Marleny na świat, w Układzie Słonecznym rozeszła się plotka, że Rotor ma zamiar uciec. Spowodowało to niemal ogólnosystemowy kryzys, a Pitt który wyraźnie zabiegał o stanowisko komisarza — wydawał się zadowolony.
— No cóż, co mogą zrobić? — mówił. — Nie ma sposobu na to, żeby nas zatrzymać, a wszystkie te oskarżenia o nielojalności razem z ich systemowym szowinizmem przeszkodzą jedynie ich badaniom nad hiperwspomaganiem, co w efekcie obróci się na naszą korzyść.
— Ale skąd się dowiedzieli, Janus? — pytała Insygna.
— Ja sam dopilnowałem tego — uśmiechnął się. — W tym momencie nie mam nic przeciwko temu, aby zdali sobie sprawę z faktu naszego odlotu. Wszystko jest w porządku, dopóki nie wiedzą, dokąd lecimy. Pozą tym nie mogliśmy dłużej ukrywać naszych zamiarów. Musimy przeprowadzić referendum, jak wiesz, gdy o naszych planach dowiedzą się Rotorianie, nie mą sensu dalsze utrzymywanie tajemnicy.