Dla Marteny było całkiem jasne, że matka nie chce rozmawiać i zniszczeniu Ziemi. Jakaś wewnętrzna sprzeczność powstrzymywała ją przed mówieniem. Gdyby Marlena przestała nalegać, matka. przestałaby mówić. Cały jej wygląd — to, że odsunęła się od Marleny, jak gdyby chciała wyjść, sposób, w jaki oblizywała wargi, świadczący o tym, że nie jest zadowolona z własnych słów — poprzedzał przypuszczenie Marteny. Chciała jednak, żeby matka mówiła dalej. Musiała wiedzieć więcej.
— Jeśli Nemezis nie zderzy się z Układem Słonecznym — powiedziała spokojnie — w jaki sposób zniszczy Ziemię?
— Pozwól, że ci wyjaśnię. Ziemia obraca się wokół Słońca tak jak Rotor wokół Erytro. Gdyby w Układzie Słonecznym była tylko Ziemia i Słońce, Ziemia poruszałaby się po tej samej drodze niemal w nieskończoność. Powiedziałam „niemal”, ponieważ podczas obrotu Ziemi fale grawitacyjne zmniejszają ziemski moment pędu, co powoduje ciągłe, lecz bardzo powolne zbliżanie się Ziemi do Słońca. Możemy to zresztą pominąć. Istnieją bowiem inne, bardziej skomplikowane czynniki, ponieważ Ziemia nie jest sama. Księżyc, Mars, Wenus, Jowisz, każde ciało w sąsiedztwie Ziemi wywiera na nią swój wpływ. Przyciąganie planet jest niewielkie w porównaniu z przyciąganiem słonecznym, tak więc Ziemia nie zmienia raczej swojej orbity. Jednakże te mniejsze przyciągania, zmieniające często kierunki i natężenia ze względu na poruszanie się obiektów, które ją wywołują, powodują drobne zmiany w orbicie ziemskiej. Ziemia porusza się w przód i w tył, nachylenie osi zmienia się co jakiś czas, ruch ma charakter mimośrodkowy i tak dalej. Można udowodnić — i zostało to udowodnione — że wszystkie te drobne zmiany mają charakter cykliczny. Nie nasilają się w jednym kierunku, lecz powstają i cofają się, i tak bez przerwy. Sprowadza się to do tego, że Ziemia poruszając się wokół Słońca trzęsie się na swojej orbicie na dziesiątki sposobów. Wszystkie ciała w Układzie Słonecznym robią dokładnie to samo. To, że Ziemia trzęsie się nieznacznie, nie przeszkadza w istnieniu życia. W najgorszym wypadku powodowało to zlodowacenia i podnoszenie się poziomu wód, jednak życie przetrwało wszystko przez ponad trzy miliardy lat.
Przypuśćmy teraz, że Nemezis zbliża się do Układu Słonecznego na odległość nie mniejszą niż jeden miesiąc świetlny. Jest to mniej niż trylion kilometrów. Podczas mijania układu — a samo mijanie zajmie kilka ładnych lat — Nemezis wzbudzi siły grawitacyjne systemu. Zwiększy się i nasili ruch, o którym mówiłam, trzęsienie, jednak później Nemezis oddali się i wszystko wróci do normy.
— Twój pogląd, mamo — powiedziała Martena — świadczy o tym, że wszystko to będzie wyglądało znacznie gorzej od tego, co przed chwilą usłyszałam. Jaki będzie efekt tego dodatkowego trzęsienia, jeśli przyjąć, że później wszystko wróci do normy?
— No cóż, powstaje pytanie czy wszystko wróci do normy w tym samym miejscu? Na tym polega problem. Jeśli Ziemia zmieni swoją pozycję — przybliży lub oddali od Słońca, zacznie poruszać się po orbicie ekscentrycznej, nachyli lub odchyli oś — jak wpłynie to na ziemski klimat? — Nawet niewielka zmiana może wywołać tragiczne dla życia skutki.
— Czy można je przewidzieć?
— Nie. Rotor nie jest dobrym miejscem do prowadzenia takich badań. Rotor także się trzęsie, i to nawet bardzo. Obserwacje, a następnie dokładne wyliczenie rzeczywistej drogi Nemezis zajęłoby wiele czasu i wysiłku, a poza tym i tak nie mielibyśmy pewności Póki Nemezis nie zbliży się do Układu Słonecznego, a wtedy nie już nie będzie wśród żywych.
— To znaczy, że nie możesz przewidzieć, w jakiej odległości Nemezis minie Układ Słoneczny?
— Jest to prawie niemożliwe do obliczenia. Należałoby wziąć uwagę pole grawitacyjne każdej gwiazdy w promieniu kilkudziesięciu lat świetlnych. Najmniejszy błąd może urosnąć do takiej dewiacji podczas dwóch lat świetlnych, że coś, co obliczyło jako niemal zderzenie, okaże się przelotem w odległości miliardów kilometrów i odwrotnie.
— Komisarz Pitt powiedział, że wszyscy zdołają opuścić Układ Słoneczny zanim nadleci Nemezis, czy to prawda?
— Być może. Skąd mamy wiedzieć, co stanie się za pięć tysięcy? Jakie procesy historyczne będą miały miejsce i w jaki sposób wpłyną na całą sprawę? Możemy mieć jedynie nadzieję, że wszystkim uda się uciec w bezpieczne miejsce.
— Nawet, jeśli nie zostaną ostrzeżeni? — powiedziała Marlena. Potem przyszło jej do głowy, żeby pochwalić się znajomością astronomicznych truizmów: — No tak, przecież sami w końcu odnajdą Nemezis. Będą musieli. Nemezis będzie coraz bliżej i wszystko stanie się jasne, gdy obliczą jej drogę, a zrobią to znacznie dokładniej wtedy, gdy zmniejszy się ich wzajemna odległość.
— Zabierze im to trochę czasu potrzebnego na przygotowanie ucieczki, jeśli taka okaże się konieczna. — Marlena spoglądała na swoje stopy.
— Mamo — powiedziała — nie złość się na mnie, ale wydaje mi się że ty nie byłabyś zadowolona nawet wtedy, gdyby wszystkim udało się bezpiecznie uciec z Układu Słonecznego. Jest jeszcze oś, co cię martwi. Powiedz mi, proszę.
— Nie podoba mi się pomysł opuszczenia Ziemi — powiedziała Insygna. — Nawet, jeśli wszystko przebiegnie bardzo spokojnie, z dużym wyprzedzeniem i bez żadnych ofiar, nie podoba mi się Nie chcę, żeby porzucili Ziemię.
— A jeśli to będzie konieczne?
— To tak się stanie. Muszę ugiąć się przed koniecznością, ale to wcale nie znaczy, że musi mi się ona podobać.
— Czujesz się związana z Ziemią? Studiowałaś tam, prawda?
— Robiłam tam pracę dyplomową z astronomii. Nie lubiłam Ziemi, ale to nie ma żadnego znaczenia. Tam przecież narodziła się rasa ludzka. Rozumiesz, o co mi chodzi, Marleno? Nawet, jeśli mam mieszane uczucia, co do Ziemi ze względu na mój pobyt, to jest to świat, na którym powstawało życie przez miliony lat. Dla mnie nie jest to tylko świat, lecz idea, abstrakcja. Chcę, żeby istniała przez to, co stało się w przeszłości. Nie wiem, czy wyrażam się jasno…
— Ojciec był Ziemianinem — powiedziała Marlena. Insygna zacisnęła wargi.
— Tak. Był.
— I wrócił na Ziemię.
— Tak przynajmniej mówią dokumenty. Sądzę, że wrócił.
— Czyli ja także jestem w połowie Ziemianką, prawda? — Insygna wzruszyła ramionami.
— Wszyscy jesteśmy Ziemianami, Marleno. Moi prapradziadkowie mieszkali na Ziemi przez całe życie. Moja prababka urodziła się na Ziemi. Wszyscy bez wyjątku pochodzimy od Ziemian. Dotyczy to nie tylko ludzi. Każda drobina życia w każdym Osiedlu, od wirusa do drzewa, pochodzi z Ziemi.
— Ale tylko ludzie o tym wiedzą — powiedziała Marlena — i tylko do nich tęsknimy. Myślisz czasami o ojcu, nawet teraz?
Marlena rzuciła szybko spojrzenie na matkę i skrzywiła się.
— To nie mój interes — właśnie to chcesz mi powiedzieć.
— Tak właśnie wydawało mi się przed chwilą, ale nie muszę kierować się własnymi wrażeniami. Jesteś przecież jego córką. Tak, czasami zdarza mi się myśleć o nim.
Kolejne wzruszenie ramion.
— A czy ty także o nim myślisz, Marleno?
— W zasadzie nie mam o czym myśleć. Nie pamiętam go. Nigdy nie widziałam żadnych hologramów ani niczego…
— Tak, nie było sensu… — głos Insygny załamał się.
— Kiedy byłam mniejsza, często zastanawiałam się, dlaczego niektórzy ojcowie zostali z dziećmi po Odjeździe, a niektórzy nie. Wydawało mi się, że ci, którzy odeszli, nie lubili swoich dzieci, i że ojciec także mnie nie lubił.