Выбрать главу

Lecz kto będzie w stanie to przewidzieć, przygotować się do tego, gdy zabraknie Pitta?

No i jeszcze Erytro. Planeta, wokół której krążył Rotor tworząc skomplikowany układ z olbrzymim Megasem i gniewną Nemezis. Erytro! Znak zapytania od samego początku.

Pitt dobrze pamiętał pierwsze dni ich pobytu w Systemie Nemezis. Krok po kroku odkrywali wewnętrzną strukturę rodziny Nemezis, podczas gdy Rotor zbliżał się do czerwonego karła.

Megas został odkryty w odległości czterech milionów kilometrów od Nemezis — była to jedna piętnasta odległości Merkurego od Słońca. Megas otrzymywał podobną ilość energii co Ziemia od swojego Słońca, lecz mniej było tu widzialnego światła, a więcej podczerwieni.

Megas nie nadawał się do zasiedlenia — widać to było na pierwszy rzut oka. Był gazowym gigantem, odwróconym jedną stroną w kierunku Nemezis. Jego obrót wokół gwiazdy jak i wokół osi trwał dwadzieścia dni.

Wieczna noc panująca na jednej połowie Megasa chłodziła go w nieznacznym stopniu. Wieczny dzień goszczący na drugiej połowie był nieznośnie gorący. Megas mimo tego posiadał atmosferę, a wynikało to z faktu, że jego masa była większa, a promień mniejszy niż odpowiednie wartości Jowisza. Ciążenie na powierzchni było piętnaście razy większe niż na Jowiszu i czterdzieści razy większe niż na Ziemi.

I była to jedyna planeta wokół Nemezis.

Lecz wkrótce potem, gdy Rotor zbliżył się do Megasa i widziano go w całej okazałości, sytuacja ponownie się zmieniła.

Pierwsza pojawiła się z wiadomością Eugenia Insygna. Nie oznaczało to, że sama dokonała odkrycia. Wszyscy widzieli komputerowo powiększoną fotografię, którą przyniesiono do niej, jako że pełniła funkcję naczelnego astronoma. I to właśnie ona — z wiecznym podnieceniem — dostarczyła zdjęcie Pittowi w jego biurze komisarza.

Zaczęła mówić bardzo zrozumiale, starając się panować nad drżącym z emocji głosem.

— Megas ma satelitę — powiedziała. Pitt uniósł lekko brwi i powiedział:

— Czyż nie oczekiwaliśmy tego? Gazowe giganty w Układzie Słonecznym mają po kilkanaście satelitów.

— Oczywiście, Janus. Ale to nie jest zwykły satelita. Jest duży. Pitt starał się zachować powściągliwość.

— Jowisz ma cztery duże satelity.

— Ale ten jest naprawdę duży. Jest niemal tych samych rozmiarów i masy co Ziemia.

— Rozumiem. Brzmi to interesująco.

— To coś znacznie więcej. O wiele więcej, Janus. Gdyby ten satelita obracał się bezpośrednio wokół Nemezis, ruchy pływów sprawiłyby, że tylko jedna strona satelity zwrócona byłaby do Nemezis. W takiej sytuacji nie nadawałby się do zamieszkania. Ten jednak zwrócony jest w kierunku Megasa — znacznie chłodniejszego niż Nemezis. Co więcej jego orbita jest mocno odchylona od równika Megasa. Oznacza to, że na niebie satelity Megas widoczny jest tylko na jednej półkuli. Porusza się z północy na południe w cyklu trwającym około jednego dnia, podczas gdy Nemezis porusza się przez całe niebo, wschodzi i zachodzi, i to nów w ciągu jednego dnia. Jedna półkula ma dwanaście godzin ciemności i dwanaście godzin dnia. Druga półkula tak samo, lecz podczas dnia widać na niej zaciemnienie Nemezis, trwające do pół godziny za każdym razem. Ewentualne ochłodzenia podczas zaciemnień nadrabia Megas swoim ciepłem. Podczas zaciemnień na półkuli, o której mowa, ciemności rozprasza odbite światło Megasa.

— Czyli satelita ma bardzo ciekawe niebo. Jakże to fascynujące dla astronomów.

— Janus, to nie jest zabawka dla astronomów. Jest to bardzo możliwe, że satelita posiada zrównoważoną temperaturę w skali odpowiedniej dla ludzi. To może być nadający się do zamieszkania świat.

Pitt uśmiechnął się.

— To także brzmi interesująco. Ale podejrzewam, że nie ma tam odpowiedniego dla nas światła, czyż nie tak?

Insygna kiwnęła głową.

— To prawda. Czerwone słońce i ciemne niebo, ponieważ nie ma tam rozproszonych krótkich fal świetlnych. Krajobraz będzie czerwony.

— W takim razie, ponieważ to ty nazwałaś Nemezis, a jeden z twoich ludzi dał nazwę Megasowi, rezerwuję sobie przywilej wyboru nazwy dla satelity. Nazwę go „Erytro" — co. jeśli dobrze pamiętam, jest greckim słowem oznaczającym „czerwony”.

Dobre wiadomości nadchodziły jeszcze przez jakiś czas. Zlokalizowano pas asteroidów pokaźnych rozmiarów za orbitami systemu Megasa-Erytro. Asteroidy były idealnym źródłem surowców potrzebnych do budowy nowych Osiedli.

Gdy zbliżali się do Erytro, warunki jej zasiedlenia wydawały się coraz bardziej korzystne. Na planecie odkryli lądy i morza. Ze wstępnych badań pokrywy chmur nad morzami, przeprowadzonych w świetle widzialnym i w podczerwieni, wynikało, że oceany Erytro są płytsze od ziemskich. Na lądzie nie było wiele naprawdę wysokich gór.

Insygna — po kolejnych obliczeniach — utrzymywała, że klimat planety jest absolutnie odpowiedni dla ludzi. Gdy zbliżali się na odległość, z której możliwe było badanie atmosfery Erytro za pomocą precyzyjnych urządzeń spektroskopowych, Insygna powiedziała Pittowi:

— Atmosfera planety jest nieco bardziej gęsta niż na Ziemi i zawiera wolny tlen — 16 procent — plus 5 procent argonu, reszta to azot. Musi być także dwutlenek węgla w niewielkich ilościach, chociaż jeszcze go nie odkryliśmy.

Najważniejsze jest to, że na Erytro można oddychać.

— Brzmi to coraz lepiej — powiedział Pitt. — Kto by się tego spodziewał, gdy po raz pierwszy przyszłaś do mnie z informacją o Nemezis…

— Lepiej dla biologów. Dla Rotora niezbyt dobrze. Wolny tlen w atmosferze wskazuje na obecność życia.

— Życia? — zapytał Pitt ogłuszony taką możliwością.

— Życia — odpowiedziała Insygna, czerpiąc oczywistą przyjemność z zaskoczenia Pitta. — A jeśli jest tam życie, to może być również inteligencja, a to nie wyklucza istnienia wyższej cywilizacji.

Dla Pitta nastał koszmarny okres. Miał kolejny powód do zmartwień.

Oprócz Ziemian, którzy przewyższali ich liczebnie i być może technologicznie, bał się teraz nieznanego. Istniała możliwość, że zbliżają się do zaawansowanej technicznie cywilizacji, a ta — Jeśli naruszą jej spokój — zniszczy ich niczym natrętnego komara, który ginie od jednego ruchu ręką.

Byli coraz bliżej Nemezis, gdy Pitt zwrócił się do Insygny z zakłopotaną miną:

— Czy wolny tlen rzeczywiście oznacza istnienie życia?

— To jest termodynamiczna konieczność, Janus. Na planecie podobnej do Ziemi — a o ile wiemy, Erytro jest taką planetą — wolny tlen nie powinien w ogóle istnieć. Na takiej samej zasadzie mógłbyś zawiesić w powietrzu kamień w polu grawitacyjnym ciała podobnego do Ziemi. Jest to niewykonalne. Tlen — jeśli występuje atmosferze — łączy się natychmiast z innymi pierwiastkami, na przykład w glebie, produkując przy okazji energię. Może istnieć w atmosferze w stanie wolnym, jeśli jakiś proces zapewni mu odpowiednią energię do stałej regeneracji.

— Rozumiem to Eugenio, lecz dlaczego ten proces koniecznie musi oznaczać istnienie życia?

— Ponieważ w naturze nie spotkano żadnego innego procesu, dzięki któremu powstaje tlen. Pierwiastek ten zawdzięczamy fotosyntezie roślin zielonych, które korzystają z pomocy energii słonecznej.

— Gdy mówisz, że „w naturze nie spotkano żadnego innego procesu”, masz na myśli Układ Słoneczny. Tutaj jesteśmy w innym systemie, z innym słońcem, innymi planetami i całkowicie różnymi warunkami. Prawa termodynamiki rzeczywiście obowiązują wszędzie, jednak nie możesz wykluczyć istnienia jakiegoś procesu chemicznego, który jest całkowicie niespotykany w Układzie Słonecznym, a który tutaj generuje tlen?