Выбрать главу

— Tak. dyrektorze?

— Mam na oku pewnego fizyka, T. A. Wendel. Mówią mi, że to najlepszy hiperspecjalista w całym Układzie Słonecznym…

— Hiperspecjaliści odkryli na Rotorze hiperwspomaganie — Fisher nie mógł powstrzymać się przed nadaniem swojemu głosowi pewnej oschłości.

Tanayama zignorował to.

— Odkrycia dokonywane są dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności — powiedział. — Mniej zdolni mogą wyrwać się do przodu, podczas gdy geniusze ciągle badają podstawy. Często zdarzało się tak w historii. Poza tym, jak się w końcu okazało. Rotor dysponował jedynie hiperwspomaganiem, napędem dającym szybkość światła. A ja chcę mieć napęd przewyższający szybkość światła, znacznie przewyższający szybkość światła. I chcę Wendel.

— Chce pan, żebym go sprowadził?

— Ją. To kobieta. Tessa Anita Wendel z Adelii.

— Ach tak?

— Dlatego chcemy, żebyś ty wykonał to zadanie. Kobiety… — Tanayama wydawał się rozbawiony, chociaż nie świadczył o tym jego wyraz twarzy —…nie potrafią ci się oprzeć.

Fisher przyjął to z kamienną twarzą.

— Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią, dyrektorze. Nigdy ni się tak nie wydawało i nadal mi się tak nie wydaje.

— Raporty twierdzą coś innego, a zresztą to nie ma znaczenia. Wendel jest kobietą w średnim wieku, ma ponad czterdzieści lat. dwukrotnie rozwiedziona. Nie powinieneś mieć z nią kłopotów.

— Mówiąc szczerze, panie dyrektorze, zadanie to jest dla mnie niesmaczne. Czy w tych warunkach mógłby przyjąć je jakiś inny agent?

— Ale ja chcę ciebie. Jeśli obawiasz się, że straciłeś swój nieodparty urok i umiejętności nawiązywania romansów, i że odejdziesz ją z odrazą na twarzy i skrzywionym nosem, to pozwól, że coś ci przypomnę, agencie Fisher. Zawiodłeś nas na Rotorze, lecz twoja praca po powrocie częściowo zrekompensowała te straty. Masz szansę zrekompensować je całkowicie. Jeśli jednak nie sprowadzisz tej kobiety, zawiedziesz nas o wiele bardziej niż na rotorze i nic nie zdoła zrekompensować tej porażki. Nie chcę byś w swych poczynaniach kierował się wyłącznie strachem, powiem ci więc coś jeszcze: sprowadź nam Wendel, a kiedy zbudujemy statek superluminarny i wyruszymy ku Sąsiedniej Gwieździe, ty znajdziesz się na jego pokładzie, jeśli będziesz sobie życzył.

— Postaram się nie zawieść — powiedział Fisher. — I zrobiłbym tak bez względu na strach czy spodziewaną nagrodę.

— Wspaniała odpowiedź! — powiedział Tanayama, pozwalając sobie na lekki uśmiech. — Potrafisz się znaleźć.

Fisher wyszedł zdając sobie sprawę, że wysłano go na najważniejszy połów w jego życiu.

Rozdział 15

PLAGA

Eugenia Insygna uśmiechnęła się do Genarra przy deserze.

— Prowadzicie tu przyjemne życie.

Genarr odwzajemnił uśmiech.

— Przyjemne, lecz nieco klaustrofobiczne. Mieszkamy na olbrzymim świecie, lecz nasze życie ogranicza się do Kopuły. A ludzie nie zdążają wrosnąć. Gdy spotykam kogoś interesującego, żegnamy się już po kilku miesiącach. A w ogóle to wszyscy tutaj w Kopule nudzą się przez większą część czasu, chociaż prawdopodobnie to ja jestem największym nudziarzem. Wasz przylot nadaje się na czołówkę dzienników holowizyjnych, nawet gdybyście nie były sobą. Ale ponieważ to właśnie wy…

— Pochlebca — przerwała mu smutnym głosem Insygna. Genarr chrząknął.

— Marlena zwróciła ml uwagę, dla mojego własnego dobra, że nie uporałaś się jeszcze całkiem… Insygna nagle zmieniła temat.

— Nie zauważyłam wiwatów na naszą cześć w holowizji. Genarr poddał się.

— To była taka figura słowna. Planujemy jednak małe przyjęcie na jutrzejszy wieczór, na którym zostaniesz formalnie przedstawiona i każdy będzie miał okazję cię poznać.

— I oplotkować mój wygląd, ubiór i każdy drobiazg znany na mój temat.

— Jestem tego pewny. Lecz zaprosiliśmy także Marlenę, a to oznacza, jak przypuszczam, że będziesz wiedziała o nas wiele więcej niż my o tobie. Poza tym twoje informacje będą bardziej wiarygodne.

Insygna wyglądała na zaniepokojoną.

— Czy Marlena wygłupiała się?

— Chodzi ci o to, czy odczytywała język mojego ciała? Tak. pszepani.

— Mówiłam jej, żeby tego nie robiła.

— Nie sądzę, aby mogła nad tym zapanować.

— Masz rację. Nie może. Ale prosiłam ją, by nie mówiła ci o tym. Rozumiem jednak, że poinformowała cię.

— O tak. Wydałem jej taki rozkaz. Jako dowódca.

— No cóż. Przykro mi. Wiem, że jest to denerwujące.

— Wcale nie. Nie dla mnie. Musisz to zrozumieć, Eugenio. Lubię twoją córkę. Bardzo ją lubię. Wydaje mi się, że miała okropne życie będąc kimś, kto za dużo wie i kogo nikt nie lubi. To, że posiada owe wszystkie wspomniane przez ciebie trudne do kochania cechy, jest niemal cudem.

— Ostrzegam cię. Genarr: ona cię wykończy. A ma dopiero piętnaście lat.

— Jest chyba taka prawidłowość — powiedział Genarr — która sprawia, że matki nigdy nie pamiętają swoich własnych piętnastu lat. Zdaje się, że Marlena wspomniała coś o jakimś chłopcu, a wiesz przecież, że ból nie spełnionej miłości jest taki sam w wieku piętnastu lat, jak i wtedy gdy ma się tych lat dwadzieścia pięć, a może nawet więcej. Chociaż biorąc pod uwagę twój wygląd, na pewno nigdy nie miałaś takich problemów w jej wieku.

Pamiętaj także, że Marlena jest w szczególnie złej sytuacji. Wie, że jest brzydka i wie, że jest inteligentna. Czuje, że inteligencja to znacznie więcej niż zwykła uroda, a z drugiej strony wie, że tak nie jest, miota się więc i wścieka, chociaż zdaje sobie sprawę, że to niczego nie zmieni.

— No, Sieverze — powiedziała Insygna. starając się zachować lekki ton — wyrosłeś na niezłego psychologa.

— Wcale nie. Jest to jedyna rzecz, jaką rozumiem. Sam przez to przeszedłem.

— Ach tak… — Insygna wydawała się zagubiona.

— W porządku, Eugenio. Wcale nie mam zamiaru litować się nad sobą. Nie chcę także, abyś ty litowała się nad biednym, złamanym sercem, którym nie jestem. Mam czterdzieści dziewięć lat, a nie piętnaście, i pogodziłem się z sobą. Gdybym był przystojny i głupi, kiedy miałem piętnaście lat czy dwadzieścia jeden — a wtedy bardzo mi na tym zależało — to teraz z pewnością nie byłbym już przystojny, natomiast głupi w dalszym ciągu. W efekcie wyszedłem na swoje i tak samo będzie z Marleną, jeśli… jeśli nic się nie stanie.

— Co to ma znaczyć, Sieverze?

— Marleną powiedziała mi, że rozmawiała z naszym przyjacielem Pittem. I że celowo wyprowadziła go z równowagi po to, by wysłał cię na Erytro i ją razem z tobą.

— Nie podoba mi się to — powiedziała Insygna. — Nie chodzi mi o manipulowanie Pittem, ponieważ nie sądzę, aby można było nim tak łatwo manipulować, ale o sam zamiar. Marleną zbliża się do punktu, w którym — wedle jej mniemania — można kierować ludźmi niczym lalkami pociąganymi za sznurki, a to sprowadzi a nią poważne kłopoty.

— Eugenio, nie chciałbym cię straszyć, ale wydaje mi się, że Marlena już w tej chwili ma poważne kłopoty. A przynajmniej tak się wydaje Pittowi.

— Co ty mówisz Sieverze? To niemożliwe. Pitt ma swoje uprzedzenia i niekiedy bywa nieznośny, ale nie jest mściwy. Jakże mógłby skrzywdzić nastoletnią dziewczynę tylko dlatego, że prowadziła z nim swoje głupie gierki.

Obiad dobiegł końca, lecz światło w eleganckiej kwaterze Gearra w dalszym ciągu było przyciemnione. Ku zaskoczeniu Insygny, Genarr pochylił się i przekręcił kontakt uruchamiający tarczę dźwiękochłonną.

— Sekrety, Sieverze? — zapytała z wymuszonym śmiechem.

— Tak, Eugenio. Muszę znowu zabawić się w psychologa. Nie znasz Pitta tak dobrze jak ja. Wyobraź sobie, że kiedyś ośmieliłem się współzawodniczyć z nim i dlatego jestem tu, gdzie jestem. Chciał się mnie pozbyć. Jednak w moim przypadku zadowolił się zesłaniem. W przypadku Marleny może być inaczej.

Jeszcze jeden wymuszony śmiech.

— Przestań Sieverze. Co ty opowiadasz?

— Posłuchaj i postaraj się zrozumieć. Pitt jest tajemniczy. Czuje awersję do tych, którzy przejrzeli jego zamiary. Posuwa się tajemnymi szlakami ciągnąc innych, nieświadomych za sobą — daje mu to poczucie władzy.