— Dokładnie tak. Dostrzegaliśmy gwiazdę ósmej wielkości, tam gdzie nie powinno być żadnej gwiazdy. Spektrum wykazywało, że jest to czerwony karzeł. Gwiazdy tego rodzaju widoczne są z niewielkiej odległości, a więc nasza Gwiazda nie mogła być daleko.
— Zgoda, ale dlaczego bliżej niż Alfa Centauri?
— Zbadałam oczywiście tę część nieba, w której znajduje się Gwiazda, tutaj, na Rotorze. Nie dostrzegłam żadnej gwiazdy ósmej wielkości. Zauważyłam jednak gwiazdę dziewiętnastej wielkości, której z kolei nie było na zdjęciu przysłanym przez Sondę. Założyłam, że gwiazda ósmej wielkości i gwiazda dziewiętnastej wielkości są jednym i tym samym ciałem, pomimo przesunięcia w przestrzeni. Na obydwu zdjęciach porównawczych gwiazda jest w nieco innym miejscu, co wynika z przesunięcia paralaktycznego.
— Tak, rozumiem. Bliskie obiekty wydają się relatywnie zmieniać swoje położenie w stosunku do odległego tła, gdy obserwuje się je z różnych punktów.
— To prawda, jednak gwiazdy są tak odległe, że nawet gdyby Sondzie udało się przebyć duży ułamek roku świetlnego, zmiana pozycji nie spowodowałaby przesunięcia dalekich gwiazd, natomiast przesunęłyby się gwiazdy bliskie. Sąsiednia Gwiazda przesunęła się najbardziej, to znaczy w porównaniu z innymi. Sprawdziłam różne pozycje Sondy na niebie podczas podróży w przestrzeń. Obejrzałam trzy fotografie zrobione wtedy, gdy Sonda przebywała w zwykłej przestrzeni. Sąsiednia Gwiazda stawała się coraz jaśniejsza, co spowodowane było ruchem Sondy w kierunku krawędzi chmury. Z przesunięcia paralaktycznego wynika, że Sąsiednia Gwiazda znajduje się w odległości nieco większej od dwóch lat świetlnych. Jest to połowa dystansu, jaki dzieli nas od Alfa Centauri.
Pitt spojrzał na nią w zamyśleniu. Zapadła długa cisza, podczas której Insygna poczuła się bardzo niepewnie.
— Panie sekretarzu — powiedziała w końcu — czy chce pan teraz przejrzeć dane?
— Nie — odpowiedział. — Wystarczy mi to, co usłyszałem. Muszę teraz zadać pani kilka pytań. Jeśli dobrze zrozumiałem treść pani wywodu, istnieją bardzo niewielkie szansę, że ktoś zacznie obecnie badać gwiazdę dziewiętnastej wielkości i obliczy jej paralaksę, a co za tym idzie odległość, jaka nas od niej dzieli?
— Szansę te są niemal równe zeru.
— Czy w takim razie jest jeszcze jakiś inny sposób, by dostrzec, że nieważna gwiazda jest w rzeczywistości gwiazdą najbliższą?
— Nasza gwiazda ma prawdopodobnie dosyć dużą szybkość właściwą, to znaczy jak na gwiazdę. Chodzi o to, że jeśli obserwuje się ją w sposób ciągły, jej ruch na niebie będzie przebiegał mniej więcej po linii prostej.
— Czy w takim razie ktoś może ją dostrzec?
— Nie jest to wykluczone, ponieważ nie wszystkie gwiazdy mają dużą szybkość właściwą, nawet te bliskie.
Gwiazdy poruszają się w trzech wymiarach, my natomiast obserwujemy ich ruch w projekcji dwuwymiarowej. Mogę to wyjaśnić…
— Nie trzeba, wierzę w to, co pani mówi. Jak duża jest szybkość własna naszej gwiazdy?
— Obliczenie jej zabierze trochę czasu. Mam kilka starych zdjęć tej części nieba i na ich podstawie da się, być może, ocenić wielkość, o której mówimy. Wymaga to jednak dużo pracy.
— Czy sądzi pani, że wspomniana przed chwilą wielkość rzuci się w oczy astronomom, jeśli przez przypadek zauważą gwiazdę?
— Nie, nie sądzę.
— W takim razie jest wielce prawdopodobne, że my na Rotorze jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy wiedzą o Sąsiedniej Gwieździe, ponieważ to my właśnie wysłaliśmy Sondę Dalekiego Zasięgu. To jest pani dziedzina, pani doktor. Czy zgadza się pani ze stwierdzeniem, że jesteśmy jedynymi, którzy wysłali Sondę?
— Sonda nie jest całkowicie tajnym projektem, panie sekretarzu. Zgodziliśmy się na udział badań eksperymentalnych z innych Osiedli, a także dyskutowaliśmy na temat tej części projektu ze wszystkimi, nawet z Ziemią, która obecnie nie interesuje się za bardzo astronomią.
— Tak, Ziemianie zostawiają to Osiedlom, co jest bardzo rozsądne. Pytam jednak o to, czy inne Osiedla wysłały Sondę Dalekiego Zasięgu, o której nic nie wiemy?
— Bardzo wątpię, panie sekretarzu. Potrzebowaliby do tego hiperwspomagania, a wiemy, że technologia ta objęta jest u nas całkowitą tajemnicą. Gdyby posiadali ten rodzaj napędu, z pewnością wiedzielibyśmy o tym. Musieliby prowadzić badania w przestrzeni, a to nie uszłoby naszej uwagi.
— Zgodnie z Konwencją o Powszechnej Dostępności Nauki, wszystkie dane zdobyte przez Sondę muszą być opublikowane.ogólnie. Czy znaczy to, że poinformowała już pani… — Insygna przerwała mu natychmiast.
— Oczywiście, że nie. Zanim opublikuję cokolwiek, muszę jeszcze dużo się dowiedzieć. To, o czym mówimy, jest tylko wstępnym rezultatem badań powierzonym panu w zaufaniu.
— Jednak nie jest pani jedynym astronomem pracującym nad danymi z Sondy. Przypuszczam, że pokazała pani wyniki badań innym?
Insygna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. A następnie zaczęła mówić i w jej głosie dało się wyczuć napięcie.
— Nie, nie zrobiłam tego. Sama prowadziłam obserwacje. Sama wyciągałam wnioski. Sama odkryłam znaczenie wyników. Sama. I chcę mieć pewność, że sama odbiorę zaszczyty z tych faktów płynące. Jest tylko jedna gwiazda najbliższa Słońcu i chcę figurować w annałach jako jej odkrywczyni.
— A co stanie się, jeśli ktoś odkryje gwiazdę jeszcze bliższą? -Pitt po raz pierwszy pozwolił sobie na mały żart.
— Niemożliwe, wiedzielibyśmy o niej wcześniej. Podobnie byłoby z moją gwiazdą, gdyby nie owa niezwykła mała chmurka. Inna, bliższa gwiazda po prostu nie istnieje.
— A więc nasza dyskusja sprowadza się do stwierdzenia, że pani i ja jesteśmy jedynymi osobami, które wiedzą o Sąsiedniej Gwieździe. Czyż nie tak? Nikt inny nie wie o niej?
— Zgadza się. Jak na razie wiemy o niej tylko my dwoje.
— Co to znaczy „na razie”? Cała rzecz musi pozostać w tajemnicy do momentu, kiedy będę gotów wyjawić ją kilku wybranym osobom.
— Ale Konwencja… Konwencja o Powszechnej Dostępności Nauki…
— Musi zostać zignorowana. Zawsze istnieją wyjątki od reguł. Pani odkrycie wiąże się z bezpieczeństwem Osiedla. A jeśli mówimy o bezpieczeństwie, to trudno wymagać od nas ogłaszania odkrycia. Podobnie uczyniliśmy w przypadku hiperwspomagania, nieprawdaż?
— Ale przecież istnienie Sąsiedniej Gwiazdy nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem Osiedla?
— Przeciwnie, pani doktor. Ma, i to wiele. Być może nie zdaje sobie pani z tego sprawy, ale odkryła pani coś, co może całkowicie zmienić losy rodzaju ludzkiego.
, Stała osłupiała, wpatrując się w niego.
— Proszę usiąść. Pani i ja jesteśmy konspiratorami i powinniśmy zachować się po przyjacielsku w stosunku do siebie. Od tego momentu jesteś dla mnie Eugenią, a ja dla ciebie Janusem, oczywiście wtedy, gdy będziemy sami. — Insygna postanowiła sprzeciwić się.
— Nie sądzę, aby było to właściwe.
— Będzie właściwe, Eugenio. Nie można uprawiać konspiracji zachowując zbędne formalności.
— Lecz ja nie chcę konspirować z kimkolwiek przeciwko czemukolwiek, i to wszystko. I nie widzę potrzeby zachowania w tajemnicy faktu istnienia Sąsiedniej Gwiazdy.
— Obawiasz się o zaszczyty…
Insygna zawahała się przez moment, a potem odpowiedziała:
— Możesz się założyć o swój ostatni procesor komputerowy, że tak. Chcę zaszczytów, Janus.
— Zapomnij przez chwilę — powiedział — o istnieniu Sąsiedniej Gwiazdy. Wiesz, że od jakiegoś czasu toczą się boje o to, by Rotor opuścił Układ Słoneczny. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Czy chciałabyś odlecieć stąd?
Wzruszyła ramionami.
— Nie jestem pewna. Sądzę, że przyjemnie byłoby zobaczyć z bliska jakiś obiekt astronomiczny, z drugiej strony jednak to trochę przerażające…
— Myślisz o opuszczeniu domu…?
— Tak.
— Ale my przecież nie opuścimy domu. To jest nasz dom: Rotor. Jego ramię zatoczyło duży łuk.
— Dom poleci z nami.
— Nawet jeśli tak będzie, panie sek…, Janus, Rotor to nie wszystko. Mamy sąsiadów, inne Osiedla, Ziemię, cały Układ Słoneczny.