— Krile! Nie traktuj mnie jak wroga! Dlaczego nagle przypomniało ci się, że jestem Osadniczką? Jestem Tessą. Jeśli znajdziemy jakąś planetę, zbadamy ją, obiecuję ci. Ale jeśli rzeczywiście ją znajdziemy i okaże się, że zajęli ją Rotorianie… To co wtedy? Mieszkałeś na Rotorze, Krile. Znasz Janusa Pitta.
— Nie znam go, słyszałem o nim. Nigdy go nie spotkałem, ale moja żo… moja była żona pracowała z nim. Wedle jej słów Pitt był bardzo zdolny, bardzo inteligentny i bardzo potężny.
— Bardzo potężny. My też słyszeliśmy o nim co nieco. Nie był lubiany w innych Osiedlach. I jeśli to on wymyślił plan ukrycia Rotora przed resztą ludzkości, nie mógł znaleźć lepszego miejsca niż Sąsiednia Gwiazda — tak bliska, a jednocześnie nieznana wówczas nikomu poza Rotorem. I jeśli z jakichś powodów doszedł do wniosku, że chce mieć cały system dla siebie, to będąc sobą potężnym Janusem Pittem. zabezpieczył się przed innymi, którzy mogliby ewentualnie mieć ochotę na jego gwiazdę. A jeśli znalazł planetę, którą Rotor skolonizował, to sprawa bezpieczeństwa stała się dla niego zagadnieniem o pierwszorzędnym znaczeniu.
— Do czego zmierzasz? — spytał Fisher. domyślając się, co chce powiedzieć Tessa.
— Jutro startujemy i już wkrótce znajdziemy się w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy. Jeśli jest tam planeta — a ty wydajesz się przekonany, że jest — i jeśli planetę tę zajęli Rotorianie, to nasze spotkanie z nimi nie odbędzie się według starej, dobrej zasady: „A kuku! Niespodzianka!”… Myślę, że gdy tylko nas zobaczą, ich powitanie będzie jednocześnie pożegnaniem z nami. Na zawsze.
Rozdział 29
WRÓG
Ranay D’Aubisson — jak wszyscy mieszkańcy Kopuły Erytro — odwiedzała co jakiś czas Rotora. Potrzebowała — jak wszyscy — odpoczynku, domu, powrotu do korzeni, oddechu przed kolejnym okresem wytężonej pracy.
Tym razem jednak D’Aubisson „poleciała na górę” (w ten sposób określano zazwyczaj podróż na Rotora) nieco wcześniej niż pierwotnie planowała. Wezwał ją do siebie komisarz Pitt. Siedziała teraz w biurze Janusa przyglądając się swoimi nawykłymi do obserwacji oczami postarzałej twarzy komisarza. Po raz ostatni widziała go przed kilku laty — jej obowiązki zawodowe nie wymagały oczywiście częstych kontaktów z Pittem.
Jego głos oparł się upływowi czasu — był silny i ostry jak niegdyś. Nie dostrzegała również żadnych zmian w sprawności psychicznej.
— Otrzymałem pani raport — zaczął Pitt — dotyczący incydentu, który wydarzył się poza Kopułą. Doceniam pani ostrożność w ocenie sytuacji. Teraz jednak rozmawiamy prywatnie, poza protokołem. Chciałbym dokładnie wiedzieć, co przydarzyło się Genarrowi? Ten pokój jest izolowany tarczą dźwiękochłonną, może pani mówić swobodnie.
— Mój raport — powiedziała sucho D’Aubisson — ostrożny w sformułowaniach — jak był pan łaskaw zauważyć — jest wyczerpujący i prawdziwy. Nie wiemy, co przydarzyło się dowódcy Genarrowi. Badanie mózgu wykazało, co prawda, pewne zmiany, były one jednak bardzo niewielkie i nie odpowiadały niczemu, z czym zetknęliśmy się w przeszłości. Poza tym nie były to zmiany chroniczne. Po jakimś czasie cofnęły się, szybko i zdecydowanie.
— Jednak coś się stało.
— O tak, na tym właśnie polega nasz problem. Nie możemy wyjść poza owo „coś”.
— Jakaś forma Plagi?
— Żaden z wcześniejszych zbadanych symptomów nie wystąpił w tym przypadku.
— Ale w pierwszym okresie pojawienia się Plagi metody badania mózgu byty bardzo prymitywne. W przeszłości mogliście nie zwrócić uwagi na symptomy, które zbadaliście teraz. Być może mamy więc do czynienia z lekkim przypadkiem Plagi?
— Zawsze można tak powiedzieć, nie mamy jednak żadnych dowodów, że to, co mówimy, jest prawdą, poza tym Genarr zachowuje się obecnie zupełnie normalnie.
— Wygląda normalnie, ale nie możemy mieć pewności, że nie będzie nawrotu choroby.
— Ani pewności, że będzie.
Na twarzy komisarza pojawił się wyraz zniecierpliwienia.
— Stara się pani przegadać mnie, D’Aubisson? Obydwoje wiemy doskonale, że funkcja, jaką sprawuje Genarr, ma olbrzymie znaczenie. Sytuacja w Kopule jest zawsze niepewna, ponieważ nigdy nie. wiemy, czy Plaga uderzy, a jeśli tak, to kiedy? Wartość Genarra polegała na tym, że wydawał się odporny na Plagę, teraz natomiast trudno mówić o jakiejkolwiek odporności. Coś się stało i musimy być przygotowani do zmiany na stanowisku dowódcy.
— Ta decyzja zależy od pana, komisarzu. Zmiana na stanowisku dowódcy nie może być jednak podyktowana względami medycznymi.
— Obserwuje go pani, mam nadzieję? Proszę pamiętać, że zmiana może okazać się konieczna.
— Nie zapominam o swoich obowiązkach.
— To dobrze. Tym bardziej, że w przypadku zmiany, pani kandydatura brana jest pod uwagę.
— Moja kandydatura? — na twarzy D’Aubisson pojawił się błysk podniecenia, którego nie potrafiła ukryć w porę.
— Tak, dlaczego nie? Powszechnie wiadomo, że nigdy nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony do projektu kolonizacji Erytro. Zawsze uważałem, że ludzkość powinna zachować jak największą zdolność do przemieszczania się, zamiast dawać się schwytać w pułapkę i niewolę dużej planety. Niemniej jednak doszedłem do wniosku, że postąpimy mądrze kolonizując planetę nie jako przyszłą siedzibę dla naszej populacji, lecz jako potencjalne źródło surowców, zaplecze materialne dla Rotora… Coś takiego jak Księżyc w Układzie Słonecznym. Ale moje plany na nic się nie zdadzą, jeśli nad naszymi głowami ciągle będzie wisiała groźba Plagi, prawda?
— Zgadza się, komisarzu.
— Naszym podstawowym zadaniem na początku jest rozwiązanie tego problemu. Nigdy nam się to nie udało. Plaga co prawda cofnęła się i my zaakceptowaliśmy ten fakt, jednak ostatnie wydarzenia świadczą o tym, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło. Bez względu na to, czy Genarr zapadł na Plagę, czy nie, chcę, żeby ta sprawa stała się dla nas kwestią największej uwagi. Pani naturalnie stanie na czele całego projektu.
— Chętnie podejmę się tego zadania. Będę oczywiście robiła to, co robię do tej pory, jednak ze znacznie poszerzonymi uprawnieniami. Natomiast nie jestem przekonana, co do tego, czy powinnam zostać dowódcą Kopuły Erytro.
— Jak. słusznie pani zauważyła wcześniej, ta decyzja należy do mnie. Rozumiem, że nie odmówiłaby pani przyjęcia tego stanowiska, gdyby zostało ono pani zaproponowane?
— Nie, komisarzu, byłby to dla mnie zaszczyt.
— Tak, jestem pewny — powiedział sucho Pitt. — A co stało się z dziewczyną?
D’Aubisson zdziwiła się tą nagłą zmianą tematu.
— Dziewczyną? — wyjąkała.
— Tak, z dziewczyną, która była z Genarrem poza Kopułą, tą, która zdjęła skafander ochronny.
— Z Marleną Fisher?
— Tak, tak się nazywa. Co się z nią stało? D’Aubisson zawahała się.
— Nic, dlaczego komisarzu?
— Ja teraz zadaję pytania. Czytałem pani raport i nic, absolutnie nic?
— Nic, tak przynajmniej wykazało badanie mózgu i wszystkie inne badania.
— Chce pani powiedzieć, że Genarr ubrany w skafander ochronny stracił przytomność, a dziewczyna, ta Marlena Fisher, która zdjęła skafander, wyszła z tego bez szwanku?
— Tak, o ile wiem, to tak — powiedziała oburzona D’Aubisson.
— Czy nie sądzi pani, że jest to nieco dziwne?
— Ona w ogóle jest dziwną dziewczyną. Jej badanie mózgu…
— Znam wyniki jej badania mózgu. Wiem także, że posiada dosyć specyficzne zdolności. Zauważyła je pani?
— O tak, oczywiście.
— I co pani o nich sądzi? Czyta myśli czy coś w tym rodzaju…
— Nie, komisarzu. To jest niemożliwe. Telepatia to wymysł fantastów. Chociaż z drugiej strony, cała sprawa byłaby znacznie prostsza, gdyby chodziło tu o odczytywanie myśli. Myśli można kontrolować.
— Jakie w takim razie niebezpieczeństwo kryje się w tym wszystkim?
— Ona bez wątpienia odczytuje język ciała, który nie poddaje się żadnej kontroli. Ruchy mówią same za siebie — powiedziała to gorzkim tonem, który Pitt natychmiast zauważył.