— Denerwuje? Dlaczego? — spojrzała na niego zaskoczona. -Sądzisz, że powinnam być zazdrosna?
— No, nie wiem. Ale jeśli Chao-Li Wu zostanie okrzyknięty prawdziwym odkrywcą lotów superluminalnych. a tobie przypiszą tylko pewne podwaliny i w końcu zapomną cię…
— Och, Krile, to ładnie z twojej strony, że martwisz się o moją sławę, ale zapewniam cię. że nic jej nie grozi. Moja praca jest udokumentowana w najdrobniejszym szczególe. Podstawowe założenia matematyczne lotów superluminalnych są moje. Przyczyniłam się także do opracowania szczegółów technicznych, chociaż to inni zaprojektowali statek i im należy się chwała. Wu wprowadził poprawkę do podstawowych równań. Bardzo istotną poprawkę, bez której loty superluminalne byłyby praktycznie niemożliwe, ale jest to jedynie ostatni szlif na brylancie — a brylant jest mój.
— W porządku. Jeśli jesteś o tym przekonana, to nic mi więcej nie trzeba.
— Mówiąc szczerze, Krile, mam nadzieję, że Wu obejmie teraz kierownictwo nad całym projektem. Ja… mam już swoje najlepsze lata — w pracy naukowej, oczywiście — za sobą. Podkreślam, że dotyczy to wyłącznie pracy naukowej, Krile.
— Wiem — uśmiechnął się.
— Tak, w pracy naukowej jestem już z górki. Moja praca opierała się na drążeniu pomysłów, które miałam na studiach podyplomowych. Przez dwadzieścia pięć lat wyciągałam wnioski, i to już chyba koniec. Teraz potrzeba nam nowych pomysłów, całkowicie nowych myśli, zdobywania nowych terytoriów. A ja już się do tego nie nadaję.
— Nie doceniasz się, Tesso.
— To akurat nie było nigdy moim grzechem, Krile. Młodzi mają nowe pomysły, po to zresztą są na świecie. Cała rzecz nie polega wyłącznie na tym, że młodzi mają młode mózgi, ich mózgi są nowe. Wu posiada genom, który nigdy dotąd nie pojawił się w rasie ludzkiej. Posiada absolutnie nowe doświadczenia, które należą wyłącznie do niego. Może mieć nowe pomysły. Oczywiście opiera się na tym, co ja zrobiłam już wcześniej, i wiele zawdzięcza moim naukom. Jest moim uczniem, Krile, dzieckiem mojego intelektu. Wszystko, co zrobi, będzie dobrze świadczyło o mnie. Mam być zazdrosna? Jego zasługi są moimi zasługami… O co chodzi, Krile, nie wyglądasz na uszczęśliwionego?
— Cieszę się, gdy ty się cieszysz, Tesso, a mój wygląd nie ma tutaj nic do rzeczy. Problem polega na tym. że wydaje mi się, iż przedstawiasz mi teorię postępu naukowego, a przecież w historii nauki — i w ogóle w historii — zdarzały się przypadki zazdrości, nienawiści nauczycieli do uczniów za to, że byli od nich lepsi.
— Owszem. Mogłabym ci zacytować dziesiątki takich przykładów na dobry początek, ale są to wyjątki, a ja nie sądzę, by można było mnie do nich zaliczyć. Co nie znaczy, że kiedyś w przyszłości nie mogę zmienić zdania co do Wu i Wszechświata, ale na razie jest tak jak mówię i cieszę się z tego… Co to znowu?
Nacisnęła przełącznik odbioru na konsolecie. Natychmiast pojawiła się przed nimi trójwymiarowa, młoda twarz Merry Blankowitz.
— Kapitanie — powiedziała z wahaniem w głosie — prowadzimy tutaj pewną dyskusję, chcielibyśmy coś skonsultować.
— Coś nie w porządku ze statkiem?
— Nie. Dyskutujemy o strategii.
— Rozumiem. Nie musicie się tutaj meldować. Przejdę do sterowni.
Tessa wyłączyła odbiór.
— Blankowitz zazwyczaj nie mówi tak ponurym głosem — szepnął Fisher. — O co im chodzi?
— Nie ma zamiaru rozważać tego tutaj. Chodźmy, przekonamy się — gestem wskazała mu wyjście.
Cała trójka znajdowała się w sterowni. Siedzieli na fotelach, pomimo braku ciążenia. Zazwyczaj w takiej sytuacji zajmowali wygodne pozycje na ścianach, teraz widocznie chcieli nadać powagę własnym słowom. Nie chcieli również obrażać kapitana. Dobre obyczaje obowiązują także w stanie nieważkości.
Tessa nie lubiła braku ciążenia. Gdyby rzeczywiście chciała wymuszać swoją kapitańską wolę, rozkazałaby wprowadzenie statku w obrót wywołujący siłę odśrodkową, która daje przynajmniej złudzenie ciążenia. Wiedziała jednak, że obliczanie drogi statku było znacznie łatwiejsze, gdy nie brało się pod uwagę obrotów w stosunku do reszty Wszechświata, chociaż stała zmiana położenia obiektu wokół osi nie podnosiła poziomu trudności obliczeń do niebotycznych rozmiarów.
Mogła jednak obrazić w ten sposób osobę zajmującą się komputerem. Znów dobre obyczaje. Tessa zajęła miejsce. Fisher zauważył (z wewnętrznym uśmiechem), że siadając zakołysała się lekko. Pomimo swojej osiedlowej przeszłości, Tessa nie czuła się najlepiej w kosmosie. On sam (i tutaj znów uśmiechnął się wewnętrznie — tym razem z zadowoleniem), pomimo ziemskiego pochodzenia, poruszał się w stanie nieważkości tak, jak gdyby urodził się w nim.
Chao-Li Wu wziął głęboki oddech. Miał szeroką twarz, która pasowałaby do osoby o niskim wzroście, jednak Wu był wzrostu więcej niż przeciętnego, gdy stał. Miał ciemne, proste włosy, a jego oczy były niezwykle wąskie.
— Kapitanie — powiedział miękko.
— O co chodzi, Chao-Li? — zapytała Wendel. — Jeśli chcesz mi powiedzieć, że powstał jakiś błąd w programie komputerowym, to chyba cię uduszę.
— Nie, nie mamy żadnych problemów, kapitanie. Absolutnie żadnych. W rzeczy samej wszystko przebiega tak bezproblemowo. że czasami wydaje mi się, iż nasza misja dobiegła końca i powinniśmy wrócić na Ziemię. Chciałbym to zaproponować.
— Na Ziemię? — Tessa przerwała na chwilę, chciała pokazać jak bardzo jest zaskoczona. — Dlaczego? Nie wykonaliśmy jeszcze zadania.
— Wykonaliśmy, kapitanie — jego twarz pozbawiona była wyrazu. — Po pierwsze nie przedstawiono nam żadnego zadania. Opracowaliśmy praktycznie lot superluminalny a o to przecież chodziło, gdy opuszczaliśmy Ziemię.
— Wiem o tym. I co z tego?
— Nie mamy żadnych środków łączności z Ziemią. Jeśli polecimy teraz do Sąsiedniej Gwiazdy i coś nam się stanie, coś stanie się statkowi. Ziemia zostanie pozbawiona lotów superluminalnych, kto wie na jak długo. Może to poważnie wpłynąć na ewakuację ludności Ziemi w związku ze zbliżaniem się Sąsiedniej Gwiazdy. Wydaje mi się, że powinniśmy wrócić i wyjaśnić to. czego dokonaliśmy.
Wendel słuchała z ponurą miną.
— Rozumiem. A pan, Jarlow, jaki jest pański punkt widzenia? Henry Jarlow był wysokim blondynem o wiecznie skwaszonej twarzy. Widok jego melancholijnych oczu sprawiał, że wszyscy niewłaściwie oceniali jego charakter. Jarlow obdarzony był także długimi palcami (wcale nie delikatnymi), które potrafiły czynić cuda, pracując nad obwodami scalonymi komputerów i wszystkich innych urządzeń na pokładzie.
— Wydaje mi się, że Wu ma rację — powiedział Jarlow. — Gdybyśmy posiadali superluminalne środki łączności, przekazalibyśmy niezbędne informacje na Ziemię i polecieli dalej. To, co stałoby się z nami potem, nie miałoby już żadnego znaczenia dla ludzi, oprócz nas samych. Lecz jest jak jest i nie wolno nam siedzieć bezczynnie nad poprawką grawitacyjną.
— A pani, Blankowitz? — powiedziała cicho Tessa. Merry Blankowitz poruszyła się niespokojnie. Była niewielką, młodą kobietą o długich, ciemnych włosach, z grzywką obciętą równo tuż nad brwiami. Ze względu na fryzurę i delikatne kształty, a także szybkość ruchów, przypominała miniaturową Kleopatrę.
— Prawdę mówiąc, nie wiem — odrzekła. — Nie mam jednoznacznego zdania na ten temat. Mężczyźni przekonali mnie swoimi argumentami i chyba też uważam, że najbardziej istotną obecnie rzeczą jest przekazanie naszych informacji na Ziemię. Odkryliśmy coś naprawdę ważnego podczas tej podróży, a na Ziemi potrzeba lepszych statków, których komputery wezmą pod uwagę poprawkę grawitacyjną. Dzięki temu będziemy mogli wykonywać tylko jedno przejście pomiędzy Słońcem a Sąsiednią Gwiazdą, i to w dodatku pod działaniem silniejszych pół grawitacyjnych, a to oznacza starty bliżej Słońca i lądowanie bliżej Sąsiedniej Gwiazdy — unikniemy całych tygodni dryfowania na początku i końcu drogi. Wydaje mi się, że Ziemia powinna o tym wiedzieć.
— Rozumiem — powiedziała Tessa. — Cały problem polega na tym, że mądrze byłoby przekazać już w tej chwili poprawkę grawitacyjną na Ziemię. Wu, czy rzeczywiście jest to aż takie ważne, jak usiłujesz nam pokazać? Pomysł wprowadzenia poprawki nie przyszedł ci do głowy tutaj, na statku. Mówiłeś mi o nim kilka miesięcy temu — zastanowiła się przez chwilę — prawie rok temu.