Выбрать главу

Nie ma sensu o tym myśleć!

— Dlaczego tak bardzo pociąga cię Erytro, Marleno? — zapytała.

— Nie wiem. To duży świat. To chyba naturalne, że pragnie się dużego świata — zawahała się przez moment, po czym dodała trzy ostatnie słowa, które wypowiedziała przełykając — takiego jak Ziemia.

— Jak Ziemia! — Insygna nie mogła powstrzymać gniewu. -Nigdy nie byłaś na Ziemi! I nie masz najmniejszego pojęcia, jak tam jest!

— Wiele widziałam, mamo. W bibliotekach jest pełno filmów o Ziemi.

(Tak, to prawda. Jednak od jakiegoś czasu Pitt był zdania, że należy je zakwestionować lub zniszczyć. Twierdził, że zerwanie z Układem Słonecznym oznacza właśnie zerwanie. Nie można popierać sztucznie wywołanego romantyzmu i sentymentów do Ziemi. Insygna mocno oponowała, teraz jednak zrozumiała, że Pitt miał rację).

— Marleno — powiedziała — nie możesz sugerować się filmami. Filmy idealizują rzeczywistość. Poza tym w większości mówią o przeszłości, kiedy życie na Ziemi wyglądało znacznie lepiej, lecz nawet wtedy nie było takie, jak pokazują to filmy.

— Nawet wtedy?

— Tak, nawet wtedy. Chcesz wiedzieć, jak wygląda Ziemia? Jest rynsztokiem, w którym trudno żyć. Dlatego właśnie ludzie opuścili ją po to, by założyć Osiedla. Uciekli od wielkiego, okropnego świata do małych, cywilizowanych Osiedli. I jakoś nikt nie chce wracać.

— Ale na Ziemi zostały miliardy ludzi.

— Dlatego właśnie Ziemia jest rynsztokiem. Ci, którzy tam mieszkają, korzystają z pierwszej sposobności, by uciec. Dlatego zbudowano tyle Osiedli i również dlatego są one tak zatłoczone. Z te-i powodu także my opuściliśmy Układ

Słoneczny i przylecieliśmy tutaj, kochanie.

— Ojciec był Ziemianinem — powiedziała Marlena niskim głosem. — Nie opuścił Ziemi, chociaż mógł.

— Nie, nie opuścił. Został — odpowiedziała z niezadowoleniem, starając się panować nad głosem.

— Dlaczego, mamo?

— Przestań, Marleno. Rozmawiałyśmy o tym. Wielu ludzi zostało w domu. Nie chcieli porzucać znajomych miejsc. Niemal każda rodzina na Rotorze zostawiała kogoś na Ziemi. Wiesz o tym bardzo dobrze. Czy chcesz powrócić na Ziemię? O to ci chodzi?

— Nie, zupełnie nie o to, mamo.

— Nawet gdybyś chciała wrócić na Ziemię, jest to niemożliwe. jesteśmy oddaleni od niej o dwa lata świetlne — chyba zdajesz sobie z tego sprawę?

— Oczywiście, że tak. Ja chciałam jedynie pokazać ci, że mamy drugą Ziemię tuż obok. Erytro. Tam chcę pojechać, pragnę pojechać.

Insygna nie mogła się pohamować. Ku własnemu przerażeniu słyszała wypowiadane przez siebie słowa:

— Chcesz opuścić mnie, tak jak zrobił to twój ojciec. — Marlena cofnęła się, lecz po chwili oprzytomniała.

— Czy naprawdę sądzisz, że on cię opuścił? Być może stałoby się inaczej, gdybyś ty była inna — resztę wypowiedziała tak cicho, jak gdyby oznajmiała o zakończonym posiłku. — To ty go wypędziłaś, mamo.

Rozdział 4

OJCIEC

To dziwne, a raczej głupie, że po czternastu latach ciągle jeszcze raniły ją nieznośnie myśli o mężu.Krile miał 180 centymetrów wzrostu. Przeciętna na Rotorze wynosiła dla mężczyzn nieco mniej niż 170 centymetrów. Sam wzrost (podobnie jak w przypadku Janusa Pitta) sprawiał, że Krile otoczony był aurą siły i przywództwa. Dopiero znacznie później Insygna z niechęcią zdała sobie sprawę, że na sile męża nie można polegać.

Jego twarz wyrażała dumę i nieprzystępność. Miał duży nos, wystające kości policzkowe i mocną szczękę — w całości jego twarz wyglądała dziko i nosiła wyraz niezaspokojenia. Wszystko wokół niego promieniowało silną męskością. Gdy spotkała go po raz pierwszy, czuła w powietrzu ten zapach; zapach, który natychmiast ją zafascynował.

W tym czasie Insygna pisała dyplom z astronomii. Właśnie dobiegał końca jej pobyt na Ziemi i nie mogła doczekać się powrotu na Rotora, gdzie zamierzała ubiegać się o pracę przy Sondzie Dalekiego Zasięgu. Marzyła o odkryciach, które staną się możliwe dzięki Sondzie (nie przypuszczając nawet, że sama będzie odpowiedzialna za największe).

I wtedy spotkała Krile. Ku własnemu zdumieniu stwierdziła nagle, że zakochała się do szaleństwa w Ziemianinie — Ziemianinie! Z dnia na dzień porzuciła marzenia o Sondzie i była gotowa pozostać na Ziemi tylko po to, by być z nim.

Ciągle pamiętała zaskoczenie, z jakim spojrzał na nią, gdy obwieściła mu swoje postanowienie.

— Chcesz zostać tutaj ze mną? — powiedział. — Nie, to raczej ja pojadę z tobą na Rotora.

Nie marzyła nawet o tym, że on zechce porzucić swój świat po to, by być z nią.

Jakim sposobem Krile załatwił sobie pozwolenie na przyjazd a Rotora, Insygna nie dowiedziała się nigdy. Przepisy imigracyjne były przecież bardzo surowe. W momencie gdy jakiekolwiek Osiedle dorobiło się własnej populacji, zakazywano przyjazdów w celu zostania, po pierwsze dlatego, że liczba mieszkańców nie mogła przekraczać pewnej, wyraźnie określonej granicy, wyznaczającej liczbę ludzi, którym Osiedle mogło zapewnić wygodne życie; a po drugie, że każde Osiedle nieustannie starało się utrzymać równowagę ekologiczną. Ludzie przyjeżdżający z Ziemi w interesach — a także mieszkańcy innych Osiedli przechodzili po przylocie szczegółową dekontaminację. Przez cały czas pobytu byli w pewnym sensie odizolowani i zmuszano ich o powrotu, gdy tylko to było możliwe.

Lecz oto pojawił się Krile z Ziemi. Później uskarżał się jej na długie tygodnie oczekiwania, które były częścią procesu dekontaminacji, a ona w skrytości ducha cieszyła się jego wolą wytrwania. Widać było, jak bardzo jej pragnie, jeśli zdecydował się a ten krok.

Jednak z czasem zdarzały się okresy, gdy Krile wydawał się odległy i niedostępny dla niej. Insygna zastanawiała się wtedy, czy rzeczywiście była jedynym powodem, dla którego zdecydował się na pokonanie wszystkich przeszkód w drodze na Rotora. Może nie chodziło o nią, tylko o potrzebę ucieczki z Ziemi? Może popełnił zbrodnię? Może ścigał go śmiertelny wróg? Uciekł od kobiety, która go znudziła? Nigdy nie odważyła się zapytać.

A on nigdy niczego nie wyjaśnił.

Gdy wpuszczono go na Rotora, pozostawało pytanie, jak długo pozwolą mu zostać. Było dalece nieprawdopodobne, że Biuro Imigracyjne wyda specjalne zezwolenie na naturalizację i pełne obywatelstwo.

Wszystko, co odpychało Rotorian od Krile Fishera, stanowiło dodatkowy powód fascynacji dla Insygny. Stwierdziła, że podziwia go już za sam fakt, iż urodził się na Ziemi i był po prostu inny. prawdziwi Rotorianie pogardzali nim jako obcym — bez względu a to, czy miał obywatelstwo, czy nie — lecz dla niej nawet ten fakt stanowił źródło erotycznego podniecenia. Postanowiła walczyć o niego i wygrać, wbrew temu, co sądził świat.

Gdy próbował znaleźć jakąś pracę, która dałaby mu utrzymanie i pozwoliła na zajęcie pozycji w nowym społeczeństwie, to właśnie ona powiedziała mu, że jeśli poślubi kobietę z Rotora — Rotoriankę od trzech pokoleń — będzie to mocnym argumentem na jego korzyść w przypadku ubiegania się o obywatelstwo.

Krile wydawał się zaskoczony, tak jak gdyby nigdy o tym nie myślał, lecz jej propozycja wyraźnie go zadowoliła. Insygna była rozczarowana. Wolałaby wziąć ślub z powodu miłości, a nie obywatelstwa, lecz później powiedziała sobie: no cóż, miłość wymaga poświęceń…

I po typowym dla Rotora długim okresie narzeczeńskim pobrali się.

Życie toczyło się normalnie. Krile nie był zmysłowym kochankiem, ale przecież wiedziała o tym wcześniej. Jego miłość była jak gdyby odległa, lecz okazjonalne pieszczoty i ciepło dawały jej niemal całkowite szczęście. Nigdy nie był okrutny czy nieuprzejmy i to przecież on poświęcił dla niej swój świat i zdecydował się na wszystkie niedogodności tylko po to, by być z nią. Wszystko to przemawiało na jego korzyść, przynajmniej w oczach Insygny.

Lecz nawet, gdy otrzymał już obywatelstwo, wkrótce po ich ślubie, czuła, że jest wewnętrznie skłócony. Nie winiła go za to. Był obywatelem, jednak nie urodził się na Rotorze, co automatycznie wykluczało go z wielu interesujących dziedzin życia. Insygna nie miała pojęcia, jakie wykształcenie odebrał, sam zresztą nigdy o tym nie mówił. Nie mówił jak osoba wykształcona pobieżnie, a nawet gdyby był samoukiem, nie musiał się tego wstydzić.