— Nie musisz kłamać, Wu. Ona widzi nas na wylot. Spokój Wu po raz pierwszy poddany został próbie. Wzruszył ramionami i zapytał ironicznie:
— Skąd możesz wiedzieć cokolwiek o tej dziewczynie, nawet jeśli jest twoją córką? Nie widziałeś jej od czternastu lat…
— Miałem kiedyś młodszą siostrę…. — powiedział cicho Fisher. Genarr doznał nagle olśnienia:
— To jest rodzinne! Ciekawe! Widzi pan, doktorze Wu, że mamy tutaj narzędzie, które wyklucza jakikolwiek blef.
Porozmawiajmy otwarcie: po co przybyliście do nas?
— Uratować Układ Słoneczny. I niech pan zapyta tę młodą damę, która jest dla was absolutnym autorytetem, czy i tym razem kłamię.
— Oczywiście, że tym razem mówi pan prawdę, doktorze Wu. — powiedziała Marlena. — Wiemy o niebezpieczeństwie. Moja matka je odkryła.
— My również je odkryliśmy, młoda damo, bez żadnej pomocy ze strony twojej matki — powiedział Wu.
Saltade Leverett przyglądał się po kolei mówiącym i wreszcie zapytał:
— Czy mógłbym dowiedzieć się, o co tu chodzi?
— Wierz mi, Saltade — odpowiedział Genarr — że Janus Pitt wie o wszystkim. Przykro mi, że nie był łaskaw wtajemniczyć cię w szczegóły, ale zapewniam, że zrobi to, jeśli skontaktujesz się z nim teraz. Powiedz mu, że prowadzimy rozmowy z ludźmi, którzy wiedzą jak podróżować szybciej niż światło, i że być może dobijemy targu.
Cała czwórka siedziała w prywatnej kwaterze Genarra w Kopule. Siever starał się zachować przez cały czas odpowiednią, historyczną perspektywę. Po raz pierwszy w dziejach ludzkości prowadzono międzygwiezdne negocjacje. Gdyby nawet nie dane im było dokonać w życiu czegokolwiek innego, ich nazwiska przejdą do annałów historii Galaktyki.
Dwóch na dwóch.
Po stronie Układu Słonecznego (w zasadzie po stronie Ziemi — kto by przypuszczał, że dekadencka Ziemia będzie reprezentować cały Układ, i to w dodatku jako strona posiadająca statek superluminalny) siedzieli Chao-Li Wu i Krile Fisher.
Wu był rozmowny i przekonywający: prawdziwy matematyk, jednak niepozbawiony bardzo praktycznego spojrzenia. Fisher (Genarr nie mógł uwierzyć, że widzi go na własne oczy) był cichy i zagubiony we własnych myślach; niewiele wnosił do przebiegu rozmów.
Po stronie Rotora znajdował się Saltade Leverett — podejrzliwy i niespokojny ze względu na konieczność przebywania z trzema osobami na raz. Mimo to był twardy — co prawda brakowało mu światowego obycia Wu jednak nie miał kłopotów z wyrażaniem własnego zdania.
Genarr milczał, podobnie jak Fisher. Czekał na ostateczny wynik rozmów. Miał w zapasie argument, o którym pozostała trójka nie miała pojęcia.
Zapadła noc. Godziny mijały powoli. Podano lunch, a potem obiad. Podczas krótkiej przerwy Genarr wymknął się do Eugenii Insygny i Marleny.
— Nie jest tak źle — powiedział. — Obydwie strony mają wiele do zyskania.
— A Krile? — zapytała Insygna. — Czy mówił coś o Marlenie?
— Ta sprawa nie jest przedmiotem naszych rozmów, Eugenio. Krile nie poruszał tematu Marleny i wydaje mi się, że jest bardzo nieszczęśliwy z tego powodu.
— Nie dziwię mu się — powiedziała z goryczą w głosie Insygna. Genarr zawahał się:
— A ty co o tym myślisz, Marleno?
Spojrzała na niego ciemnymi, niezgłębionymi oczyma:
— Jest to poza mną, wujku Sieverze.
— Łatwo ci to przychodzi — zamruczał Genarr.
— A co powinna według ciebie zrobić? — wtrąciła się Eugenia. — Porzucił ją, gdy była dzieckiem…
— Nie chcę być niedobra dla niego — powiedziała zamyślona Marlena. — Gdybym potrafiła mu pomóc, zrobiłabym to. Ale ja nie należę do niego… Do ciebie także nie należę, mamo. Przykro mi, ale moje miejsce jest tutaj, na Erytro. Wujku Sieverze, powiesz mi, jak zakończyły się rozmowy? Bardzo proszę.
— Obiecuję.
— To niesłychanie ważne.
— Wiem.
— Powinnam być z wami, reprezentując Erytro.
— Wydaje mi się, że Erytro jest z nami. I ty również będziesz, zanim to wszystko dobiegnie końca. Nie muszę ci niczego obiecywać. Erytro dopilnuje wszystkiego.
Następnie wrócił do sali obrad.
Chao-Li Wu siedział wygodnie oparty w fotelu. Jego twarz pozbawiona była wszelkiego wyrazu.
— Podsumujmy więc — powiedział. — W sytuacji, gdy nikt nie posiadał lotów superiuminalnych. Sąsiednia Gwiazda — będę nazywał ją teraz Nemezis — była najbliższym ciałem swojego rodzaju w stosunku do Układu Słonecznego. Każdy statek lecący ku gwiazdom właśnie tutaj musiał zatrzymać się po raz pierwszy. Sytuacja diametralnie zmieniła się wraz z opanowaniem technik superluminalnych. Odległość przestała być czynnikiem decydującym. Ludzie nie muszą szukać w tej chwili najbliższej gwiazdy, a mogą skoncentrować się na wyborze najbardziej odpowiedniego i wygodnego dla nich ciała. Nasze poszukiwania obejmą teraz gwiazdy o cechach zbliżonych do Słońca, posiadające przynajmniej jedną podobną do Ziemi planetę. Nemezis znajdzie się na marginesie naszych zainteresowań.
Rotor, który do tej pory kładł tak olbrzymi nacisk na zachowanie w tajemnicy miejsca swojego pobytu po to, by inni nie przyszli jego śladem, nie musi w tej chwili niczego się obawiać. Inne Osiedla nie chcą tego Systemu, a zresztą sam Rotor może w przyszłości zrezygnować z pobytu tutaj. Może wyruszyć na poszukiwanie innych, bardziej odpowiednich gwiazd. Miliardy gwiazd znajdują się w spiralnych ramionach Galaktyki.
Lecz do tego potrzebne są Rotorowi techniki superiuminalne. Być może wydaje się wam, panowie, że wystarczy skierować na mnie broń i siłą wymusić wszystko, co wiem. Jestem matematykiem, teoretykiem — moja wiedza jest bardzo ograniczona. A nawet gdyby przyszło wam do głowy, że przejmiecie statek, zapewniani, iż nie dowiecie się więcej. Jedyną rozsądną rzeczą, jaką możecie zrobić, jest wysłanie swoich naukowców i inżynierów na Ziemię, gdzie zostaną odpowiednio przeszkoleni.
W zamian za to Ziemia domaga się prawa do świata, który nazywacie Erytro. Rozumiem, że nie zamieszkujecie go i nie wykorzystujecie w żaden sposób, wyłączywszy istnienie Kopuły, w której przebywamy, a której rola ogranicza się do prowadzenia badań naukowych i obserwacji astronomicznych. Mieszkacie w Osiedlu.
Przechodząc do sedna sprawy: Osiedla Układu Słonecznego bez kłopotów odlecą w poszukiwaniu innych słońc. Ziemia nie może tego zrobić. Jest nas osiem miliardów; osiem miliardów, które muszą zostać ewakuowane w przeciągu kilku tysięcy lat, które pozostały nam do czasu nadejścia Nemezis. Erytro potrzebna jest nam jako stacja przeładunkowa, dopóki nie znajdziemy innych, bardziej odpowiednich planet, na których umieścimy mieszkańców Ziemi.
Naszym zamiarem obecnie jest powrót na Ziemię z jednym z waszych ludzi — na dowód, że byliśmy tutaj. Po powrocie zbudujemy następne statki i wrócimy tutaj, możecie być pewni, że wrócimy tutaj, ponieważ musimy mieć Erytro. I wtedy zabierzemy waszych naukowców, którzy zostaną przeszkoleni w technikach superluminalnych. Inne Osiedla również otrzymają wgląd w naszą technologię. Czy moje podsumowanie oddaje istotę naszych ustaleń?
— Nie wszystko jest takie proste, jak pan mówi — powiedział Leveratt. — Erytro nie jest przygotowana na przyjęcie aż tylu mieszkańców Ziemi. Należy stworzyć tu odpowiednie ekosystemy.
— Zgadzam się z panem. Pominąłem szczegóły, którymi zajmą się inni — odpowiedział Wu.
— Tak… komisarz Pitt i Rada podejmą ostateczną decyzję co do stanowiska Rotora.
— Kongres Globalny podejmie odpowiednie decyzje, co do stanowiska Ziemi, ale nie sądzę, aby odbiegało ono od naszego. Gra idzie o zbyt dużą stawkę.
— Konieczne będą pewne zabezpieczenia. Na ile możemy ufać Ziemi?
— Na tyle, na ile Ziemia może ufać Rotorowi. Praca nad odpowiednimi zabezpieczeniami może zająć rok lub pięć lat, a może nawet dziesięć. Budowa statków również potrwa lata, mamy jednak program, który obejmuje tysiąclecia, program koniecznej ewakuacji Ziemi i rozpoczęcia kolonizacji Galaktyki.
— Zakładając, że nie będziemy musieli dzielić się nią z innymi inteligencjami — powiedział Leverett.