— Nie mogę się doczekać, Krile.
Godzinę później ciągle trzymali się w ramionach.
— Cieszę się, że mnie tam nie było — powiedziała Eugenia Insygna.
— Ciągle o tym myślę. Biedna Marlena. Tak się bała…
— To prawda. Ale dokonała tego… Ocaliła Ziemię. Teraz nawet Pitt nic nie może zrobić. W pewnym sensie całe jego życie poszło na marne. Nie ma już nowej cywilizacji budowanej w tajemnicy przed innymi… A Pitt musi zabrać się do nadzorowania ocalenia Ziemi. Musi… Rotor nie jest już ukryty przed resztą ludzkości. Mogą dostać się do nas. kiedy tylko chcą… Wszyscy… I zwrócą się przeciwko nam, jeśli odmówimy współpracy. I pomyśleć, że dokonała tego Marlena.
Insygna nie myślała teraz o wielkich sprawach.
— Kiedy się bała… naprawdę bała… zwróciła się do ciebie, a nie do Fishera…
— Tak.
— I to ty trzymałeś ją w ramionach, a nie Krile…
— Tak, Eugenio, ale nie wyciągaj z tego żadnych mistycznych wniosków. Marlena po prostu zna mnie bardzo dobrze, a Krile był dla niej kimś nowym.
— Tak, tak… Wiem, że zaraz wyjaśnisz to bardzo rozsądnie, Sieverze. Tylko ty to potrafisz. Ale cieszę się. że zwróciła się do ciebie. Fisher nie zasługuje na to.
— Tak… chyba masz rację. Nie zasługuje na nią. Ale teraz, Eugenio, zapomnij o wszystkim. Krile odlatuje i nigdy już nie wróci. Widział swoją córkę. Widział, jak pomogła uratować Ziemię. Nie powinniśmy mu mieć niczego za złe… ty przede wszystkim. Pozwolisz więc, że zmienię temat. Wiesz, że Ranay D’Aubisson leci z nimi?
— Tak. Wszyscy o tym mówią. Jakoś nie jest mi przykro z tego powodu. Zawsze uważałam, że była nie w porządku w stosunku do Marleny.
— A czy ty zawsze byłaś w porządku? Dla Ranay to wielka szansa. Jej praca tutaj — odkąd okazało się, czym naprawdę jest tak zwana Plaga Erytro — przestała mieć sens. Natomiast na Ziemi Ranay zajmie się wprowadzaniem nowych metod badania mózgu. Będzie to jej życiowy sukces.
— W porządku. Niech ma.
— Ale Wu powróci. Bardzo błyskotliwy człowiek. To jego umysł umożliwił odkrycie. Wiesz, podejrzewam, że kiedy przyleci tu pracować nad efektem odpychania, zamieszka na Erytro. Erytro… organizm wybrał go, tak jak wybrał Marlenę. A co śmieszniejsze, wybrał także Leveretta.
— Na czym to polega, Sieverze?
— Chodzi ci o to, dlaczego wybrał Wu, a nie na przykład Krile? Leveretta, a nie mnie?
— No cóż, rozumiem, że Wu jest znacznie mądrzejszy niż Krile, ale ty, Sieverze, jesteś o wiele lepszy niż Leverett. Co nie znaczy, że chciałabym cię stracić na rzecz Erytro…
— Dziękuję. Myślę, że ten organizm stosuje jakieś własne kryteria, a czasami nawet wydaje mi się, że wiem, jakie one są.
— Naprawdę?
— Tak. Podczas tego… doświadczenia organizm sondował mój umysł, to znaczy wszedł we mnie poprzez Marlenę. Wydaje mi się, że czułem coś takiego, jak gdybym odnalazł jego… myśli. Tak mi się wydaje. Zupełnie podświadomie… Czułem, jak gdybym wiedział wszystko… Kiedy to się skończyło… Jak gdybym poznał rzeczy, o których przedtem nie miałem pojęcia. Marlena potrafi komunikować się z tym organizmem, może także wykorzystywać mój mózg jako sondę do innych mózgów, ale to jest tylko praktyczna strona tego wszystkiego. Organizm wybrał ją z innych, bardziej niezwykłych powodów.
— Cóż to za powody?
— Wyobraź sobie, że jesteś kawałkiem sznurka, Eugenio. Jak byś się czuła gdybyś nagle i nieoczekiwanie zdała sobie sprawę z istnienia sznurówki? Albo wyobraź sobie, że jesteś okręgiem. Jak byś się czuła gdybyś nagle spotkała kulę? Erytro znała tylko jeden rodzaj umysłu — swój własny. Jest to olbrzymi umysł, lecz jakże przyziemny. Jest tym, czym jest, ponieważ składa się z trylionów trylionów komórek połączonych ze sobą w bardzo luźny sposób. I nagle Erytro spotyka ludzi, ich umysły zbudowane ze stosunkowo niewielkiej liczby komórek, lecz z nieskończoną niemal ilością połączeń, wzajemnych powiązań, które tworzą coś o niepojętej złożoności. Sznurowadło zamiast sznurka. Dla Erytro było to coś niesamowicie pięknego… A umysł Marleny był najpiękniejszy ze wszystkich. Dlatego właśnie Erytro wybrała ją. Czy ty odmówiłabyś przyjęcia Rembrandta albo Van Gogha? I dlatego Erytro broniła jej tak zaciekle. Czy ty nie broniłabyś prawdziwego dzieła sztuki? A jednak zdecydowała się zaryzykować umysłem Marleny dla dobra ludzkości. Było to ciężkie przeżycie dla Marleny, lecz jakże szlachetne ze strony Erytro.
Tak czy inaczej, to jest moja teoria na temat organizmu Erytro. Uważam, że Erytro jest koneserem sztuki, kolekcjonerem pięknych umysłów.
Insygna roześmiała się.
— W takim razie Wu i Leverett także mają piękne umysły.
— Erytro prawdopodobnie tak uważa. Zobaczysz, co się stanie, gdy przybędą naukowcy z Ziemi. Erytro zbierze tutaj grupę ludzi zupełnie innych od tak zwanej przeciętnej. Grupę Erytro. Pomoże im znaleźć nowy dom w kosmosie. Być może kiedyś w Galaktyce toędą istniały dwa rodzaje światów: świat Ziemian i świat pionierów, prawdziwych ludzi kosmosu. Ciekaw jestem, jak to będzie wyglądało. Przyszłość należy do nich. do ludzi kosmosu… i jakoś mi żal.
— Nie myśl o tym — powiedziała szybko Insygna. — Niech przyszłe pokolenia zajmują się sobą i przyszłością. A teraz… pozostańmy sobą i traktujmy się według własnych standardów.
Genarr uśmiechnął się radośnie, jego twarz rozjaśnił blask.
— Masz rację, Eugenio. Uważam, że twój umysł jest piękny i mam nadzieję, że ty podobnie myślisz o moim.
— Och, Sieverze, zawsze tak myślałam… Zawsze. Uśmiech Genarra przygasł lekko.
— Lecz są inne rodzaje piękna… Wiem…
— Nie dla mnie… Już nie teraz… Ty jesteś moim jedynym pięknem, Sieverze. Straciliśmy poranek, ty i ja, ale popołudnie należy do nas.
— Czegóż mógłbym więcej żądać, Eugenio? Zapomnijmy o poranku i cieszmy się popołudniem. Ich dłonie zetknęły się.
EPILOG
I znów Janus Pitt siedział samotny, odgrodzony od świata.
Czerwony karzeł nie był już gwiazdą zagłady. Był zwykłym czerwonym karłem, którym pomiatała arogancka ludzkość, rosnąca w siłę.
Ale istniała Nemezis, chociaż nie była już gwiazdą.
Przez miliardy lat życie na Ziemi było odgrodzone od reszty Wszechświata. Podejmowało swoje samotne eksperymenty to wznosząc się, to opadając, kwitnąc lub ulegając masowej zagładzie. I gdzieś tam istniały inne światy, na których było życie, każdy odgrodzony od reszty przez miliardy lat.
Wszystkie eksperymenty, wszystkie lub prawie wszystkie, zakończyły się niepowodzeniem. Przetrwał jeden lub dwa, które okazały się więcej warte niż cała reszta.
I działo się tak wtedy, gdy Wszechświat był wystarczająco duży, by izolować od siebie owe eksperymenty. Gdyby Rotor — ich arka — był odizolowany tak jak Ziemia i Układ Słoneczny, być może powiodło by mu się.
Lecz teraz…
Pitt gniewnie zacisnął pięści… Czuł rozpacz. Wiedział, że wkrótce ludzkość będzie skakała z gwiazdy na gwiazdę z taką łatwością, jak kiedyś przenosiła się z kontynentu na kontynent, czy z jednego regionu do drugiego. Zniknie odizolowanie, znikną zwarte eksperymenty. Jego eksperyment został odkryty i skazany na zagładę.
Ta sama anarchia, to samo zdegenerowanie. bezmyślność, krótkowzroczność, te same rozbieżności kulturowe i społeczne zdominują życie w skali pangalaktycznej.
I co się stanie? Powstaną Galaktyczne Imperia? Wszystkie grzechy i słabości przenoszone z jednego świata na drugi! Każda niedola, każde nieszczęście rozdęte do niepojętych granic!
Kto nada sens istnieniu Galaktyki, jeśli nikt nie zdołał nadać sensu istnieniu jednego świata? Kto spojrzy śmiało w przyszłość, odnajdzie porządek w Galaktyce rojącej się od ludzi?
Nemezis rzeczywiście nadeszła.