Выбрать главу

— Rozumiem, pułkowniku. A teraz słuchaj, chłopie, znaczy: pułkowniku. Chcę, żebyś otworzył ten, no… szlag, Dixie, jak to się nazywa?

— Właz centralny.

— Otworzył właz centralny. Proszę powiedzieć głównej konsoli, żeby otworzyła. Dobrze? Zaraz u pana będziemy, pułkowniku. Wtedy porozmawiamy, jak się stąd wydostać.

Romb zniknął.

— Wiesz, mały, chyba się pogubiłem — oświadczył Płaszczak.

— Toksyny — mruknął Case. — Te cholerne toksyny. Wyłączył się.

— Trucizna? — Ponad odrapanym, błękitnym ramieniem starego Sanyo Maelcum obserwował, jak Case wyplątuje się z siatki antyprzeciążeniowej.

— Zdejmij ze mnie to paskudztwo. — Case szarpnął za teksaski cewnik. — To jak powolna trucizna, a ten dureń na górze wie, jak jej przeciwdziałać. Teraz jest obłąkany jak szczur z kanalizacji.

Grzebał przy swoim czerwonym Sanyo, nie mogąc sobie przypomnieć, jak go zahermetyzować.

— Boss cię otruł? — Maelcum poskrobał się w policzek. — Mam tu zestaw medyczny.

— Chryste, Maelcum, pomóż mi z tym cholernym skafandrem. Syjonita odbił się od różowego modułu pilota.

— Spokojnie, chłopie. Dwa razy przymierz, raz utnij, jak mówią mądrzy ludzie. Pociągniemy tutaj…

W falistym przejściu łączącym rufowy luk Marcusa Garveya z centralnym włazem jachtu Haniwa było powietrze, ale nie rozhermetyzowali skafandrów. Maelcum szedł z baletową gracją, zatrzymując się tylko, by pomóc Case’owi, który przekoziołkował niezgrabnie, gdy tylko wyszedł z Garveya. Białe plastykowe ściany rury przepuszczały ostre światło słońca. Nie rzucali cieni.

Klapa luku Garveya była połatana i wgnieciona, ozdobiona wyrytym laserem Lwem Syjonu. Właz Haniwy był jasnoszary, gładki, nie naruszony. Maelcum wsunął dłoń w wąski otwór. Case dostrzegł, jak porusza palcami. We wnęce zapłonęły czerwone LEDy, odliczające od pięćdziesięciu do zera. Maelcum cofnął rękę. Case oparł o klapę rękawicę i przez skafander i kości czuł wibracje zamka. Kolisty wycinek szarego pancerza cofnął się do wnętrza Haniwy. Maelcum jedną ręką chwycił klapę, drugą Case’a. Właz pociągnął ich za sobą.

Haniwa pochodził ze stoczni Dornier-Fujitsu, o czym świadczyło jego wnętrze, zaprojektowane według filozofii podobnej do tej, która stworzyła mercedesa, wożącego ich w Istambule. Śluzę wyłożono fornirem imitującym heban, z szarymi włoskimi kafelkami na podłodze. Case miał uczucie, że przez kabinę prysznicową włamuje się do prywatnego letniska jakiegoś bogacza. Montowany na orbicie jacht nie miał możliwości wejścia w atmosferę. Opływowy, owadzi kształt był zwykłą stylizacją. Wszystko we wnętrzu zostało dopracowane tak, by potęgować wrażenie szybkości.

Maelcum zdjął swój pogięty hełm i Case poszedł za jego przykładem. Wisieli w śluzie. Powietrze miało lekki aromat sosny, a także niepokojący odór palonej izolacji.

Maelcum pociągnął nosem.

— Są problemy, chłopie. Jeśli poczujesz coś takiego na łódce…

Obite szarym ultraskajem drzwi gładko wsunęły się w futrynę. Maelcum kopnął hebanową ścianę i w ostatniej chwili skręcił szerokie ramiona, by trafić w szczelinę. Case niezgrabnie szedł za nim, przesuwając się wolno wzdłuż wysokiej do piersi poręczy.

— Mostek będzie tam. — Maelcum wskazał w głąb korytarza o szarych, gładkich ścianach. Wystartował, wykonawszy kolejne, niedbałe kopnięcie. Gdzieś z przodu dobiegało znajome brzęczenie pracującej drukarki. Było coraz głośniejsze. Przelecieli przez otwór drzwi, prosto w wirującą masę splątanego wydruku. Case chwycił pomiętą, papierową taśmę.

000000000
000000000
000000000

— Blokada systemu? — Syjonita machnął rękawicą, wskazując kolumnę zer.

— Nie. — Case pochwycił swój dryfujący hełm. — Płaszczak mówił, że Armitage skasował dane Hosaki, którego miał na pokładzie.

— Sądząc po zapachu, skasował laserem. — Maelcum oparł stopę na białej klatce szwajcarskiej maszyny treningowej i wystrzelił w dryfujący labirynt papieru. Odpychał sprzed twarzy wydruki.

— Case, chłopie…

Mężczyzna był niski, Japończyk, kawałkiem stalowego drutu przy wiązany za gardło do oparcia wąskiego, ergonomicznego krzesła. Drut, niewidoczny na czarnym obiciu podgłówka, głęboko rozciął mu krtań. Wisiała tam pojedyncza kula zakrzepłej krwi, jak niezwykły szlachetny kamień, czerwonoczarna perła. Case dostrzegł proste drewniane uchwyty pływające po obu końcach garoty, podobne do startych kawałków kija od szczotki.

— Ciekawe, jak dawno nosił to przy sobie — powiedział, wspominając powojenną wędrówkę Corto.

— Czy umie pilotować łódkę, Case? Znaczy, boss?

— Może. Był w Oddziałach Specjalnych.

— W każdym razie ten Japończyk raczej nie poprowadzi. Wątpię, czy sam bym dobrze umiał. Bardzo nowoczesna łódka…

— Poszukaj mostka.

Maelcum zmarszczył brwi, przekoziołkował w tył i kopnął.

Case dotarł za nim do większego pomieszczenia, drąc i gniotąc po drodze oplątujące go wydruki. W sali stało kilka ergonomicznych krzeseł, coś, co przypominało bar, i Hosaka. Solidna, szybka drukarka, wciąż plująca wąską taśmą papierową, była wmontowana we wnękę grodzi i obudowana płytą gładkiego forniru. Case podciągnął się nad kręgiem krzeseł i wdusił biały przycisk po lewej stronie zestawu. Brzęczenie ucichło. Odwrócił się i spojrzał na Hosakę. Płyta czołowa została przebita przynajmniej z dziesięć razy. Otworki były małe, okrągłe, o poczerniałych krawędziach. Maleńkie kulki lśniącego stopu orbitowały wokół martwego komputera.

— Zgadłeś — mruknął do Maelcuma.

— Mostek zablokowany, chłopie — oznajmił Maelcum, stojący po przeciwnej stronie sali.

Światła przygasły, rozbłysły, przygasły znowu. Case wyrwał z drukarki papier. Kolejne zera.

— Wintermute? — Rozejrzał się po beżowo-brązowym holu. Dryfujące krzywe papieru zygzakami kreśliły przestrzeń. — Te światła to ty, Wintermute?

Panel przy głowie Maelcuma otworzył się, odsłaniając nieduży monitor. Maelcum odskoczył przestraszony, łatą gąbki na czarnej rękawicy otarł z czoła pot i okręcił się, by spojrzeć na ekran.

— Znasz japoński, chłopie?

Case widział przebiegające po ekranie znaki.

— Nie — powiedział.

— Mostek to kapsuła ratunkowa, szalupa. Wygląda na to, że odlicza. Załóż skafander. — Dokręcił hełm i zacisnął uszczelki.

— Co? On startuje? Szlag! — Case odskoczył od grodzi i przemknął przez plątaninę wydruków. — Człowieku, musimy otworzyć te drzwi!

Maelcum jednak tylko stuknął w hełm. Case widział, jak porusza wargami za lexanową szybą. Dostrzegł kroplę potu, opadającą spod tęczowego brzegu fioletowej siatki, którą Syjonita spiął włosy. Maelcum wyrwał mu hełm i dokręcił sprawnie, uderzeniami dłoni zatrzaskując uszczelki. Gdy tylko zamknęły się połączenia w tylnej części pierścienia hełmu, po lewej stronie szyby zapłonęły mikroLEDy czujników.