— Wytłumacz, Case. — Riviera uniósł dziurkowany wylot lufy strzałkowca.
Coś zatrzeszczało za jego plecami, raz, potem znowu. 3Jane wytoczyła z mroku Molly w ozdobnym, wiktoriańskim fotelu inwalidzkim. Wielkie, wąskie koła skrzypiały lekko. Molly siedziała owinięta w pasiasty, czerwono-czarny pled, a nad jej głową wznosiło się wąskie, ażurowe oparcie. Wydawała się bardzo mała. Załamana. Opatrunek lśniąco białego mikroporowego plastra zakrywał strzaskane szkło; drugie połyskiwało pustką, gdy jej głowa podskakiwała w rytmie jazdy fotela.
— Znajoma twarz — odezwała się 3Jane. — Widziałam cię w nocy po przedstawieniu Petera. A to kto?
— Maelcum — odparł Case.
— Hideo, wyjmij strzałę i opatrz ranę pana Maelcuma. Case patrzył na bladą twarz Molly.
Ninja podszedł do siedzącego Maelcuma, po drodze kładąc łuk i strzelbę poza zasięgiem rannego. Wyjął coś z kieszeni: obcęgi.
— Muszę przeciąć drzewce — wyjaśnił. — Jest zbyt blisko tętnicy.
Maelcum kiwnął głową. Twarz miał poszarzałą, lśniącą od potu. Case spojrzał na 3Jane.
— Nie zostało wiele czasu — powiedział.
— Komu, dokładnie?
— Każdemu z nas.
Rozległ się trzask — Hideo rozciął metalowe drzewce strzały. Maelcum jęknął.
— Jestem przekonany — wtrącił Riviera — że nie rozbawi cię ostatnia, rozpaczliwa próba tego nieudanego artysty-naciągacza. Mogę cię zapewnić, że będzie wyjątkowo niesmaczna. Padnie na kolana, zechce ci sprzedać własną matkę, wykonywać najnudniejsze usługi seksualne…
3Jane roześmiała się, odchylając głowę.
— Może ja sama, Peter?
— Duchy zechcą dzisiaj namieszać, lady — rzekł Case. — Wintermute wychodzi przeciwko temu drugiemu, Neuromancerowi. Na ostro. Wiesz o tym?
3Jane uniosła brwi.
— Peter sugerował coś takiego. Ale wyjaśnij.
— Spotkałem Neuromancera. Mówił o twojej matce. Sądzę, że jest gigantycznym konstruktem ROM, zapisem osobowości, ale cały w RAM. Konstrukty myślą, że są tam naprawdę, że to rzeczywistość, ale ona trwa wiecznie.
3Jane wyszła zza fotela Molly.
— Gdzie? Opisz to miejsce, ten konstrukt.
— Plaża. Szary piasek jak pociemniałe srebro. I betonowy dom, rodzaj bunkra… — Zawahał się. — Nic rewelacyjnego. Po prostu stary. Rozpada się. Jeśli przejść dostatecznie daleko, wraca się do punktu wyjścia.
— Tak — szepnęła. — Maroko. Kiedy Marie-France była młodą dziewczyną, na długo przed ślubem z Ashpoolem, samotnie spędziła na tej plaży całe lato. Mieszkała w opuszczonym blokhauzie. Tam sformułowała podstawy swojej filozofii.
Hideo wsunął obcęgi do kieszeni. Wyprostował się. W obu dłoniach trzymał połówki strzały. Maelcum zamknął oczy i mocno zaciskał palce na bicepsie.
— Zabandażuję ranę — powiedział Hideo.
Case zdążył upaść, nim Riviera wymierzył broń. Strzałki przemknęły mu nad karkiem niby naddźwiękowe komary. Przetoczył się. Widział, jak Hideo zawirował w kolejnej figurze swego tańca, obrócił grot strzały, drzewce przylegało do dłoni i wyciągniętych sztywno palców. Cisnął ją z dołu błyskawicznym ruchem nadgarstka, prosto w rękę Riviery. Strzałkowiec upadł na ziemię o metr za jego plecami.
Riviera wrzasnął. Ale nie z bólu. To był ryk wściekłości, tak czystej i wyrafinowanej, że zabrakło w niej śladu człowieczeństwa.
Podwójne, wąskie promienie światła jak rubinowoczerwone igły wystrzeliły z okolic mostka Riviery.
Ninja jęknął, zatoczył się, uniósł dłonie do oczu, odzyskał równowagę.
— Peter — zawołała 3Jane. — Peter, coś ty zrobił?
— Oślepił twojego klona — odparta zimno Molly.
Hideo opuścił ręce. Znieruchomiały na białych kafelkach Case widział strużki dymu, sączące się z wypalonych oczu.
Riviera uśmiechnął się.
Hideo znów zatańczył, wracając po własnych śladach. Kiedy się zatrzymał nad hikiem, strzałą i Remingtonem, uśmiech Riviery zbladł. Ninja pochylił się — skłonił, wydawało się Case’owi — i odnalazł łuk.
— Jesteś ślepy. — Riviera cofnął się o krok.
— Peter — westchnęła 3Jane. — Nie wiedziałeś, że on to robi po ciemku? To Zen. Zawsze tak ćwiczy. Hideo założył strzałę.
— Czy teraz odwrócisz moją uwagę hologramami?
Riviera wycofywał się w ciemność za basenem. Zaczepił o białe krzesło, które zgrzytnęło na kafelkach. Strzała Hideo drgnęła.
Riviera odskoczył, podbiegł i padł na podłogę za niskim wyszczerbionym murem. Zachwycona twarz ninji promieniowała spokojem i ekstazą. Uśmiechnięty, z gotową do strzału bronią, wszedł w cień muru.
— Jane-lady — szepnął Maelcum. Case obejrzał się. Syjonita podniósł Remingtona, chlapiąc krwią na białe kafelki. Potrząsnął lokami i ułożył szeroką lufę w zgięciu zranionej ręki. — Ta zabawka rozwali ci głowę i żaden babiloński doktor jej nie poskłada.
3Jane patrzyła w otwór lufy. Molly uwolniła ręce z fałd pasiastego koca i uniosła czarną kulę, krępującą jej dłonie.
— Zdejmij — powiedziała. — Natychmiast. Case wstał i otrząsnął się.
— Hideo go dorwie? — zapytał SJane. — Nawet oślepiony?
— Kiedy byłam dzieckiem — odparła — uwielbialiśmy zawiązywać mu oczy. Na dziesięć metrów trafiał w kartę.
— Peter i tak jest już trupem — wtrąciła Molly. — Za dwanaście godzin zacznie zamarzać. Nie zdoła się poruszyć. Tylko oczy.
— Dlaczego? — Case spojrzał na nią zdziwiony.
— Zatrułam mu prochy — wyjaśniła. — Objawy mniej więcej jak przy chorobie Parkinsona. 3Jane przytaknęła.
— To prawda. Zanim tu wszedł, zrobiliśmy normalny skan medyczny. — W szczególny sposób dotknęła czarnej kuli, a ta zeskoczyła z rąk Molly. — Selektywne zniszczenie komórek substantia nigra. Oznaki formowania ciała Lewy’ego. Bardzo się poci przez sen.
— Ali — oświadczyła Molly. Dziesięć ostrzy błysnęło, wysuniętych na ułamek sekundy. Zrzuciła pled z kolan, odsłaniając pneumatyczną szynę. — To ta meperydyna. Kazałam Alemu przygotować specjalną mieszankę. Przyspiesza czas reakcji w wyższych temperaturach. N-metyl-4-fenyl-1236 — śpiewała jak dziecko recytujące słowa wyliczanki — tetra-hydro-piryden.
— Niezły strzał — mruknął Case.
— Tak. Bardzo powolny strzał.
— To przerażające — stwierdziła 3Jane i zachichotała.
W windzie było ciasno. Case przyciskał brzuch do brzucha 3Jane, trzymając jej pod brodą lufę Remingtona. Uśmiechała się i ocierała o niego.
— Przestań — burknął w poczuciu całkowitej bezradności. Zabezpieczył broń, ale i tak się bał, że ją zrani. A ona o tym wiedziała. Projektowana dla jednego pasażera winda była stalowym cylindrem średnicy poniżej metra. Maelcum trzymał Molly na rękach. Zabandażowała mu ranę, ale i tak wyraźnie cierpiał, dźwigając jej ciężar. Biodro Molly wbijało dek i konstrukt w nerki Case’a.
Wznosili się od grawitacji, w stronę osi, ku rdzeniom.
Wejście do windy ukryto za schodami na korytarz — jeszcze jeden element wystroju pirackiej jaskini 3Jane.
— Chyba nie powinnam wam tego mówić — 3Jane wyciągnęła szyję, by uwolnić brodę od ucisku lufy — ale nie mam klucza do tego pokoju, gdzie chcecie się dostać. Nigdy nie miałam. To jeden z wiktoriańskich kaprysów ojca. Zamek jest mechaniczny i wyjątkowo skomplikowany.