Mackenzie i Speyer ściągnęli cugle. Pułkownik uniósł dłoń w pozdrowieniu. — Filozof Gaines? — spytał. — Nazywam się Mackenzie, a oto major Speyer. — Zaklął na siebie w duchu, że tak niezgrabnie mu to wyszło, i zastanawiał się, co ma zrobić z rękami. Postawę pięciu młodych rozumiał mniej więcej: obserwowali go z ledwie skrywaną wrogością. Miał jednak problem ze spojrzeniem w oczy Gainesowi. Przywódca osady pochylił głowę.
— Witajcie, panowie. Nie zechcecie wejść?
Mackenzie zsiadł z konia, przywiązał go do słupka i zdjął hełm. W tym otoczeniu jego znoszony czerwonobrunatny mundur zdawał mu się jeszcze bardziej obszarpany. — Dziękuję. Hm… nie mamy zbyt wiele czasu.
— Oczywiście. Proszę za mną.
Krocząc sztywno młodzi ludzie ruszyli za starszymi, przez przedsionek, a potem krótkim korytarzem. Speyer podziwiał zdobiącą go mozaikę.
— To cudowne — mruknął.
— Dziękuję panu — odrzekł Gaines. — Oto mój gabinet. — Otworzył drzwi wykonane z najwyższej jakości orzecha i gestem zaprosił przybyłych do środka. Kiedy zamknął drzwi za sobą, akolici pozostali na zewnątrz.
Pokój był urządzony skromnie; pobielone ściany zawierały niewiele ponad biurko, półkę z książkami i kilka taboretów. Otwarte okno wychodziło na ogród. Gaines usiadł. Mackenzie i Speyer poszli w jego ślady; było im niewygodnie na tego rodzaju meblach.
— Przejdźmy od razu do rzeczy — wyrzucił z siebie pułkownik. Gaines nie odezwał się. W końcu Mackenzie musiał brnąć dalej:
— Sytuacja jest taka: nasze siły rozlokowane po obu stronach wzgórz mają zająć Calistogę. W ten sposób będziemy mieli pod kontrolą zarówno dolinę Napa, jak i Księżycową… przynajmniej od północnej strony. Najlepsze miejsce dla skrzydła wschodniego jest tutaj. Planujemy wybudować umocniony obóz na tamtym polu. Przykro mi z powodu zniszczeń, jakim ulegną plony, ale otrzymacie odszkodowanie, kiedy tylko zostanie przywrócona prawowita władza. Potrzebujemy też żywności i lekarstw… rozumie pan, że musimy rekwirować takie rzeczy, ale nie dopuścimy, by ktoś z tego powodu nadmiernie ucierpiał, i będziemy wydawać pokwitowania. I, hm, w ramach środków ostrożności musimy umieścić kilku ludzi w tej osadzie, aby, że tak powiem, mieli na wszystko oko. Będą się starali jak najmniej przeszkadzać: W porządku?
— Statut naszego Bractwa gwarantuje nam wyłączenie z obowiązków wobec wojska — oświadczył spokojnym głosem Gaines. — Mówiąc szczerze, żaden uzbrojony człowiek nie ma prawa przekroczyć granicy ziemi należącej do którejkolwiek z osad Esperów. Nie mogę przyczynić się do łamania prawa, pułkowniku.
— Jeśli mamy już dzielić ów prawny włos na czworo, Filozofie — odezwał się Speyer — chciałem przypomnieć, że zarówno Fallon, jak i sędzia Brodsky ogłosili stan wojenny. Tym samym normalne prawa zostały zawieszone.
Gaines uśmiechnął się.
— Ponieważ tylko jeden rząd może być legalny — powiedział — proklamacje drugiego są z konieczności bezprawne i nie obowiązują. Postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że uprawnienia sędziego Fallona są silniejsze, szczególnie że jego strona ma pod kontrolą raczej większy jednolity obszar niż kilka pojedynczych szefostw.
— Już nie — warknął Mackenzie. Speyer powstrzymał go gestem.
— Zapewne nie śledził pan uważnie wydarzeń ostatnich paru tygodni, Filozofie — rzekł. — Niech pan pozwoli, że zrekapituluję. Dowództwo Sierry wyprzedziło Fallonitów i sprowadziło wojsko z gór. W środkowej Kalifornii nie napotkano prawie żadnego oporu, toteż szybko ją zajęliśmy. Mając Sacramento opanowaliśmy szlaki wodne i kolejowe. Nasze bazy sięgają na południe poza Bakersfield, zaś leżące nie opodal Yosemite i King's Canyon stanowią niezwykle silne punkty. Kiedy umocnimy ten północny kraniec zajętych przez nas terenów, siły Fallonitów znajdą się w pułapce między nami a potężnymi szefami, którzy nadal trzymają się w rejonie Trinity, Shasta i Lassen. Samo już to, że znaleźliśmy się tutaj, zmusiło wroga do ewakuacji Doliny Kolumbii, aby można było bronić San Francisco. Można mieć poważne wątpliwości co do tego, która strona obecnie przeważa pod względem rozległości zajętych terenów.
— A co z tą armią, która wyruszyła do Sierry przeciwko wam? — zagadnął bystrze Gaines. — Powstrzymaliście ją?
Mackenzie zmarszczył brwi.
— Nie. To nie żadna tajemnica. Przedostali się przez okolice Mother Lode i ominęli nas. Teraz są w San Diego i Los Angeles.
— To potężne siły. Czy macie zamiar bez końca ich unikać?
— W każdym razie spróbujemy — odrzekł Mackenzie. — Tu, gdzie się znajdujemy, mamy przewagę w łączności wewnętrznej. A i wielu wolnych rolników chętnie szepnie nam słówko o tym, co zaobserwują. Możemy skoncentrować siły w dowolnym punkcie, który wróg zaatakuje.
— Szkoda, że taki bogaty kraj jest również rozdzierany wojną.
— Taak… to prawda.
— Nasz cel strategiczny jest oczywisty — rzekł Speyer. — Przerwaliśmy trasy komunikacyjne wroga pośrodku, pozostała im jedynie droga morska, która nie jest zbyt przydatna dla jednostek działających wewnątrz lądu. Odcięliśmy mu dostęp do znacznej części jego zasobów żywności i sprzętu, a szczególnie do większości spirytusu napędowego. Szkielet naszej strony stanowią szefostwa, które są prawie samowystarczalnymi jednostkami gospodarczymi i społecznymi. Wkrótce będzie im się powodzić lepiej niż pozbawionej zaplecza armii, której mają stawić czoło. Myślę, że sędzia Brodsky wróci do San Francisco przed jesienią.
— O ile wasze plany się powiodą — rzekł Gaines.
— To nasze zmartwienie. — Mackenzie pochylił się opierając zwiniętą w kułak dłoń na kolanie. — No, dobrze, Filozofie. Wiem, że wolałby pan widzieć Fallona u steru, ale sądzę, że ma pan dość rozsądku na to, by nie upierać się przy przegranej sprawie. Możemy liczyć na waszą współpracę?
— Bractwo nie uczestniczy w sprawach politycznych, pułkowniku, chyba że zagrożone jest jego własne istnienie.
— A, daj pan spokój. Przez „współpracę" rozumiem jedynie to, byście się nie plątali nam pod nogami.
— Obawiam się, że to również trzeba zakwalifikować jako współpracę. Nie możemy tolerować żadnych urządzeń wojskowych na naszych terenach. Mackenzie uważnie przyjrzał się twarzy Gainesa, która pozostała niewzruszona, jakby była wykuta z granitu, i zadał sobie pytanie, czy aby dobrze słyszał. — To znaczy, że nas wyrzucacie? — zapytał obcym głosem.
— Tak — odrzekł Filozof.
— Kiedy nasze działa są wycelowane w waszą osadę?
— Czy naprawdę strzelałby pan do kobiet i dzieci, pułkowniku?
Och, Noro…
— Nie musimy. Nasi ludzie, mogą tu w jednej chwili wmaszerować.
— Przeciwko uderzeniom psychicznym? Błagam pana, by nie wysyłał pan tych chłopców na zagładę.
Gaines zamilkł na chwilę, po czym podjął: — Mógłbym także dodać, że tracąc swój pułk naraża pan całą waszą sprawę. Pozwalamy wam obejść nasze tereny i skierować się do Calistogi.
Pozostawiając za sobą gniazdo Fallonitów, dokładnie na przecięciu mojej linii najuroczyściej ostrzec, że wszelkie siły zbrojne, które tu wejdą, zostaną zniszczone. Chyba jednak lepiej pojadę po chłopców. Phil nie może za długo trzymać tamtych pod strażą.