— Siebie mi nie żal — powiedziała. — Mam przecież Jimmy'ego. Ale Tom został oszukany.
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest dziecko i że powinien przytulić do siebie swego wnuka i myśleć o życiu, które przyniesie przyszłość. Ale czuł zbyt wielką pustkę.
— Tom chciał, żebym dała mu twoje imię — powiedziała. A ty, Lauro? — zastanawiał się. A na głos:
— Co będziesz teraz robić?
Zmusił się, by spojrzeć na nią. Zachód słońca płonął na liściach wierzby i na jej twarzy, teraz zwróconej ku dziecku, którego nie widział.
— Wróć do Nakamury — rzekł.
— Nie. Wszędzie, tylko nie tam.
— Zawsze kochałaś góry — próbował na ślepo. — Może…
— Nie. — Spojrzała mu w oczy. — To nie o ciebie chodzi, tato. Nigdy. Ale Jimmy nie zostanie żołnierzem. — Zawahała się. — Jestem pewna, że jacyś Esperzy będą wciąż działać, na nowych zasadach, ale z tymi samymi celami. Myślę, że powinniśmy pójść do nich. Jimmy powinien wierzyć w coś innego niż to, co zabiło jego ojca, i starać się, by stało się to rzeczywistością. Nie mam racji?
Mackenzie wstał mocując się z twardym przyciąganiem Ziemi.
— Nie wiem — odrzekł. — Nigdy za dużo nie myślałem… Mogę go zobaczyć?
— Och, tato…
Podszedł do kołyski i schylił się nad maleńką śpiącą istotką.
— Jeśli kiedyś znowu wyjdziesz za mąż — powiedział do Laury — i będziesz miała córkę, dasz jej imię jej matki? — Zobaczył, jak głowa Laury pochyla się w dół, a jej pięści się zaciskają. Szybko zakończył: — Pójdę już. Chciałbym odwiedzić cię jeszcze, jutro czy kiedyś, jeśli mnie przyjmiesz.
I wtedy padła mu w ramiona i zapłakała. Gładził ją po włosach i szeptał, tak jak wtedy, gdy była dzieckiem.
— Przecież chcesz wrócić w góry, prawda? To twój, kraj, twoi rodacy; tam jest twoje miejsce.
— D-dobrze wiesz, jak bardzo chcę.
— To czemu nie wrócisz?! — wykrzyknął. Jego córka wyprostowała się.
— Nie mogę — powiedziała. — Twoja wojna się skończyła. Moja dopiero się zaczęła.
Ponieważ sam wyćwiczył w niej tę wolę, mógł tylko powiedzieć: — Ufam, że zwyciężysz w niej.
— Może za tysiąc lat.:. — nie mogła dokończyć.
Noc już zapadła, gdy wyszedł od Laury. Elektryczność w mieście wciąż nie działała, toteż lampy uliczne były ciemne i tylko gwiazdy stały wysoko nad dachami. Oddział, który oczekiwał swego pułkownika, by odprowadzić go do koszar, wyglądał w świetle latarń jak stado wilków. Zasalutowali mu i jechali z tyłu trzymając broń w pogotowiu, ale jedynym dźwiękiem, jaki zmącił tę ciszę, był stalowy stuk podków końskich.