– Więc Ryan pobiegł ratować Allana? – zapytała Rose.
– Teraz zaczyna się najgorsze – mruknął Roy. – Do starej części domu dobudowano nową, z cegły, w której były dwie sypialnie: gospodyni i zarządcy. Sarah wpadła w histerię i trudno z niej było cokolwiek wydobyć, a Ada dostała ataku astmy i dopiero po chwili powiedziała, że Allan trochę popił i mógł się nie zbudzić. Ryan z dwoma robotnikami stracili dziesięć minut na przeszukiwaniu nowej części. Wyszli z pustymi rękami, ale Adzie tymczasem zaczęło coś świtać. Rozumiesz, to nie było łatwe: sama ledwo oddychała, a kiedy wykrztusiła pierwsze słowa, Sarah zaczęła na nią wrzeszczeć, że chyba pomieszało się jej w głowie, że to od dymu, że nieprawda… Tak czy owak, Ada zasugerowała, żeby poszukać w sypialni Sarah. Tyle że teraz cała drewniana część była jednym żywym ogniem.
– Ale Ryan…
– Wszyscy starali się go powstrzymać, ale się wyrwał i skoczył do środka. Nie wiem, jak mu się to udało, ale wydostał chłopaka, chociaż w chwili kiedy wyciągał go przez okno, na tamtego zwaliła się wielka belka sufitowa… Obaj wyglądali okropnie, ale Allan… A wystarczyło, żeby Sarah powiedziała prawdę dziesięć minut wcześniej! Ale nie, wolała, żeby Allan umarł, niż miałaby się przyznać.
– O Boże!
– Ale to jeszcze nie koniec. Ryan całymi tygodniami leżał w szpitalu i rozmyślał nad wszystkim, a Sarah się u niego nie pokazywała. Twierdziła, że nawdychała się dymu i jest bardzo słaba. Wreszcie Ryan napisał w liście, że nie ma do niej pretensji, bo na pewno czuła się samotna, trudno, zdarza się, w każdym razie Allan bardzo jej teraz potrzebuje, więc on, Ryan, bez żadnych trudności udzieli jej rozwodu, żeby tylko zaopiekowała się chłopakiem. O liście wiem coś dlatego, że Ryan sam nie mógł go napisać, bo miał obandażowane ręce, podyktował więc wszystko pielęgniarce. Jak się domyślasz, pięć minut później wiedział o tym cały szpital.
– I co?
– I nic. Sarah ani myślała opiekować się Allanem, do Ryana natomiast przyszła i poprosiła o przebaczenie – ale nie za to, że omal nie zabiła chłopaka, lecz za to, że się „zapomniała”. Powiedziała, że żal jej Allana, ale nie może z nim być, bo przeraża ją jego wygląd, a co do Ryana, to lekarze są dobrej myśli i ona oczywiście go kocha, i nigdy już go nie zdradzi… I tak dalej. Tego Ryan już nie wytrzymał. Usiadł na łóżku i pokazał jej drzwi. Zapadła martwa cisza.
– Sarah postanowiła zatroszczyć się o swoją przyszłość i zatrudniła najlepszych adwokatów – ciągnął ponuro Roy.
– Naciągnęła Ryana strasznie, ale zapłacił wszystko bez szemrania, żeby tylko pozbyć się jej raz na zawsze. Ciągle odgrywa rolę wielkiej damy w towarzystwie, ale Ryan… Nigdy już nie pojawił się w Bindenalong i nic mi nie wiadomo, żeby kiedykolwiek potem spojrzał uważniej na jakąś kobietę. Do czasu, kiedy poznał ciebie…
– Och, Ryan… – westchnęła Rose.
– Może nie mów mu, że ci to wszystko opowiedziałem – poprosił z wahaniem. – Nie za to mi płaci.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Ryan zjawił się dwie godziny później.
Rose właśnie wzięła prysznic i teraz stała przed lustrem, ubrana w nową suknię. Starała się przyzwyczaić do widoku nie znanej jej Rose. Ryan zamienił kilka słów z Royem, po czym poszedł się umyć i przebrać. Po chwili zastukał do jej drzwi.
– Gotowa?
Rose stanęła w progu.
Roy wydał z siebie przeciągły gwizd i natychmiast z przestrachem spojrzał na szefa. Kiedy Rose nieśmiało podniosła oczy, zobaczyła, że Ryan znieruchomiał ze szklanką uniesioną do ust, a jego oczy przybrały kamienny wyraz. Przez chwilę miała wrażenie, że sama też znalazła się na nieruchomej fotografii, ale potem obraz ożył. Ryan odstawił szklankę i głosem jakby pełnym pretensji zapytał:
– No to jak, pani doktor, idziemy?
Rose zaczerpnęła powietrza i skinęła głową. Ryan miał na sobie ciemny wieczorowy garnitur i wyglądał wspaniale. Wyglądał także na człowieka samotnego i silnego, który niczego od nikogo nie chce. Poczuła, jak ściska się jej serce.
– Jestem gotowa – szepnęła.
– Zamówiłem taksówkę. Bawcie się dobrze – powiedział z ożywieniem Roy i uśmiechem usiłował dodać Rose otuchy. Ona tymczasem nie mogła się uwolnić od wrażenia, że jest postacią z przerobionej bajki, w której królewicz z konieczności zabiera Kopciuszka na bal i z niecierpliwością wyczekuje chwili, gdy będzie mógł się pozbyć kłopotu.
Wieczór ciągnął się w nieskończoność. Ledwie znaleźli się w sali bankietowej, Ryan zniknął gdzieś w tłumie i Rose sama musiała stawić czoło dziesiątkom pytań. Ci, którzy kilka godzin temu byli jej egzaminatorami, teraz rozmawiali z nią na inne tematy. Rose opowiadała o Kora Bay z udanym ożywieniem, usiłowała śmiać się z dowcipów, miała jednak wrażenie, że jedna część jej serca jest martwa.
Która? Ta, która kochała Ryana.
– Doprawdy? Chce się pani pogrzebać za życia w Kora Bay?
Odwróciła się i zobaczyła przed sobą przewodniczącego komisji, w której gestii leżała rejestracja szpitala.
– Ja nigdy bym tego tak nie nazwała – odparła z przekonaniem. – Kora Bay to jedna z najładniejszych miejscowości północnego Queenslandu i w pełni zasługuje na to, żeby mieć własny szpital.
– W Batarrze jest dobry szpital.
– To prawda – zgodziła się Rose – ale jechać do niego trzeba dwie godziny, a nie zawsze można czekać. Niedawno musieliśmy, na przykład, dwukrotnie operować na jachcie należącym do doktora Connelia. Za pierwszym razem była to dziewczynka z zaawansowaną przepukliną…
I sama nie wiedząc kiedy, Rose opowiedziała o obu przypadkach, udanym i nieudanym. Zorientowała się szybko, że coraz więcej osób zaczyna słuchać jej słów, zdołała jednak pokonać chwilowe zdenerwowanie i opowiedziała swą historię do końca.
– No cóż, doktor O’Meara – westchnął przewodniczący – wzmocniła pani argumenty wytoczone przez doktora Connella. Zazdroszczę mu wspólniczki, która z takim zapałem broni wspólnej sprawy. Za tydzień przyjedziemy do was na inspekcję, ale z góry już zgaduję, że nasza decyzja będzie pozytywna.
– Dziękuję… Dziękujemy – wybąkała Rose i w tej samej chwili zobaczyła, że Ryan przerywa prowadzoną rozmowę i zmierza w ich kierunku.
– Czy to znaczy, że mamy już szpital? – zapytał, a przewodniczący wybuchnął śmiechem.
– Ryanie, jesteś niecierpliwy jak zawsze. Oficjalnie niczego nie wolno mi orzekać, zanim nie dokonamy kontroli, a komisja nie podejmie wspólnej decyzji, nieoficjalnie jednak i zupełnie prywatnie przyznam, że nie mam żadnych wątpliwości. Ile pieniędzy już zainwestowałeś? Sporo, hę? Nie robiłbyś tego, gdybyś nie był pewien naszej opinii.
– To prawda – przyznał Ryan z uśmiechem.
– Skoro zaś wyciągnąłeś mnie na prywatne wyznania, to powiem jeszcze jedno. Przez cały czas zachodziłem w głowę, dlaczego taki lekarz jak ty chce się zaszyć w takiej dziurze jak Kora Bay. – Tu zerknął na Rose. – Ale teraz chyba już rozumiem.
Rose nie wiedziała, co ma ze sobą począć. Ryan uśmiechnął się uprzejmie, wziął ją pod rękę i powiedział:
– Miło mi to usłyszeć. A teraz, jeśli pan pozwoli…