Выбрать главу

Rozległy się zwykłe trzaski, a potem usłyszeli jakiś dźwięk.

– Telefon zamiejscowy – stwierdził Johannes. – Nie możemy ustalić numeru.

– No, jak poszło? – zapytał nieznany głos.

Bjarne Lange odpowiedział podniecony:

– Zrobione!

– O czym ty mówisz? Dopadliście ją?

– Lepiej! Pozbyliśmy się tej wścibskiej dziennikarki, bo więcej z nią było kłopotów niż korzyści, i upozorowaliśmy tak, że Ellen Ingesvik, jak amen w pacierzu, zostanie aresztowana za zabójstwo. Upiekliśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu! Co ty na to?

Nieznajomy aż zazgrzytał zębami ze złości.

– Przeklęci idioci! – krzyknął, a potem nastąpiła seria wyzwisk pod adresem Bjarnego i jego kumpla. – Kto was prosił, żebyście działali na własną rękę? Wy tępaki! Nie jesteście w stanie nic wymyślić! Nie pojmujecie, że szukałem Ellen Ingesvik od chwili, kiedy zniknęła? Wasze porachunki nic mnie nie obchodzą. Ja muszę ją dostać w swoje ręce! Była żoną Arilda, tego głupka, któremu wydawało się, że jest geniuszem, tymczasem nie miał kompletnie pamięci nawet do numerów telefonów. Sam mi się kiedyś przyznał, że zapisał sobie mój numer. Ellen może mieć dowód na to, kim jestem. Póki żyje, grozi mi niebezpieczeństwo, że zostanę zdemaskowany!

– Ale przecież wspomniałeś o zemście – bronił się Bjarne.

– Chodziło mi o to, by was zachęcić do działania, tyle powinniście pojąć, debile! Pakujcie manatki i zwiewajcie stamtąd czym prędzej! Osobiście zajmę się tą przeklętą tkaczką!

– Goggo powiedziała, że Ellen wyjeżdża jutro na Islandię.

– Co? I dopiero teraz mi o tym mówicie?

– Nie dzwoniłeś, a nam zakazałeś telefonować do siebie. Dlatego musieliśmy działać na własną rękę. I to szybko, by zdążyć przed wyjazdem dziewczyny.

Nieznajomy znów zaklął szpetnie.

– Na pewno poleci czarterem. W takim razie zarezerwuję lot w samolocie rejsowym. A wy macie się ukryć, i to natychmiast! – dodał i cisnął słuchawką, aż huknęło.

– A więc to był Svarten – odezwał się Olaf zamyślony. – Poznajesz ten głos?

– Nie.

– Staranna wymowa… hm, moim zdaniem, pomimo używanych wulgaryzmów, ten głos należał do człowieka wykształconego.

– Masz rację. Sądzę, że to mężczyzna na wysokim stanowisku, bywały w wielkim świecie. Przekleństw używał raczej po to, by dopasować się do poziomu ludzi pokroju Bjarnego Lange.

– Bjarne Lange potrafi doskonale udawać światowca, jeśli mu na tym zależy. Ale w gruncie rzeczy jest dosyć ograniczony, żeby nie rzec prymitywny. – Olaf westchnął i dodał zdecydowanym tonem: – Masz listę pasażerów na jutrzejszy lot na Islandię?

– Tak, gdzieś schowałem kartkę z nazwiskami.

Zaczął przeszukiwać kieszenie i wreszcie znalazł kawałek papieru, na którym zanotował w pośpiechu nazwiska, przy czym większości z nich trzeba się było domyślać.

– Rozszyfruj je – rzucił Olaf z przekąsem. – A ja tymczasem przejrzę notes Arilda, może znajdę jakiś tajemniczy numer telefonu.

Po długiej chwili milczącej koncentracji Johannes stwierdził:

– Nikt stąd mi nie pasuje. W większości są tu pary i całe rodziny oraz kobiety, które zapewne dobrały się po dwie. Zostaje trzech samotnych mężczyzn, jeden z nich to sławny profesor, stanowczo za stary, pozostali dwaj są obcokrajowcami.

– Może Svarten nie zdążył jeszcze zrobić rezerwacji, kiedy dzwoniłeś na lotnisko?

– Możliwe. Albo poleciał już dziś. Wszystko zależy od tego, o której godzinie odbyła się ta rozmowa telefoniczna.

– Zdaje się, że jakiś czas temu – rzekł Olaf. – Chyba domyślasz się, co powinniśmy zrobić?

– Owszem – westchnął Johannes. – Byłeś już kiedyś na Islandii?

– Nie… Zapewne ten wyjazd, notabene dość kosztowny, dostarczy nam niezwykłych wrażeń!

– W takim razie lecimy jutro samolotem rejsowym. Miejmy nadzieję, że Svarten będzie na pokładzie. Musimy go aresztować, nim zdąży wcielić w życie plan zemsty. Zapowiada się dosyć pracowity wieczór. Najpierw ruszamy do Oslo, tam załatwiamy wszelkie formalności związane z wyjazdem, no a jutro wylot. Co tak śmierdzi?

– O rany, nasza pizza!

W drodze do stolicy uderzyła Johannesa nagła myśl.

– Słuchaj, jedno z nazwisk na liście Arilda… należy do dziewczyny, która przed rokiem wyprowadziła się do Oslo. Mam adres tej rodziny, moglibyśmy ich wieczorem odwiedzić.

– Świetnie! Chętnie zamienię parę słów z tą małolatą.

Kiedy więc załatwili wszystkie sprawy ze swymi przełożonymi, zarezerwowali bilety i spakowali walizki, wybrali się do rodziny, która przeniosła się z Siljar do stolicy. Wcześniej zatelefonowali, prosząc dziewczynę, aby oczekiwała ich w domu.

Teraz miała osiemnaście lat, beztrosko pewna siebie, ubrana dość niedbale, jak to często u młodzieży w tym wieku.

– Ależ to pan inspektor Hallar – powitała ich wesoło. – To znaczy, że więcej nas wyjechało z Siljar?

– Tak, przeniosłem się do Oslo przed kilkoma miesiącami – odrzekł surowo Johannes.

– Wcale się nie dziwię, Siljar to taka dziura! Mamy i taty nie ma w domu, ale proszę, wejdźcie do środka! – Spojrzawszy na Olafa, zapytała: – Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali?

Olaf wyjaśnił, kim jest.

– Ach, tak, teraz już pamiętam. Szłam do pierwszej klasy, gdy pan wyjechał z naszej wsi. Ale o co chodzi, czego chcielibyście się dowiedzieć?

Johannes wyjaśnił.

– Ech, chodzi o tę starą historię? – roześmiała się dziewczyna.

– Więc to prawda, że Arild dostarczał wam narkotyków?

– Cii… – odrzekła rozbawiona, ale naraz spoważniała: – Czy mogę mieć w związku z tym jakieś nieprzyjemności?

Zapewnili ją, że z całą pewnością nic jej nie grozi.

– To dobrze, bo nie mam ochoty się w coś pakować. Minęło już tyle czasu od tamtej sprawy, że chyba mogę opowiedzieć, jak to było naprawdę. Oczywiście, że Arild dawał nam prochy! To znaczy, dawał na początku, później musieliśmy płacić, i to coraz więcej. Ale ja z tym skończyłam, na zawsze.

Olaf poczuł, jak ze złości krew uderza mu do głowy.

– Dlaczego nic nie wspomniałaś o tym w czasie procesu? Dlaczego nikt z was nic nie powiedział?

– Zwariował pan? Było jasne jak słońce, że nie możemy pisnąć ani słowa na ten temat. Wyobrażacie sobie, jaki mielibyśmy raban w domu? Jak by to przyjęło nasze prowincjonalne środowisko? Nasi rodzice nie mogli się o niczym dowiedzieć, chyba rozumiecie. Tylko jedna dziewczyna powiedziała o tym swojej matce.

– Ta, która wybierała się do szkoły pomaturalnej? – Johannes podał zapamiętane nazwisko.

– Właśnie. Jej matka napisała list do Ellen i poprosiła ją, żeby zachowała dyskrecję. Lepiej się stało, że Ellen wzięła to na siebie, niż gdyby wciągnęła w to bagno całą osadę.

Olaf z trudem powstrzymywał się, by nie wybuchnąć.

– A więc wiedzieliście, że Ellen ma listę z waszymi nazwiskami?

– Oczywiście. Była u każdego z nas…

– Szantażowała was? – wtrącił Johannes.

Dziewczyna, odwróciwszy się do niego, rzekła:

– Skąd, Ellen? Prosiła nas ze łzami w oczach, żebyśmy przestali brać narkotyki. Straszna naiwniaczka.

– I co? Przestaliście? – spytał Olaf.

– Właściwie tak, przestraszyliśmy się tego procesu i w ogóle. Tylko kilkoro z nas zdążyło się uzależnić. Zresztą nie mieliśmy skąd brać, bo wszyscy handlarze trafili za kratki. Ale oczywiście gdybyśmy naprawdę chcieli zażywać narkotyki, nic by nas nie powstrzymało!