Выбрать главу

– A więc Ellen uratowała wam życie?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Życie? To brzmi tak melodramatycznie. Przecież od kilku prochów czy paru działek człowiek nie umiera! Wcale nie jest trudno z tym skończyć, jeśli się chce.

Mężczyźni przybrali surowe miny.

– Zdarzało nam się widzieć coś całkiem innego – rzekł Olaf. – Powiedz mi jednak, z zapisków Arilda wynika, że wykorzystywał dziewczyny…

– No cóż, Arild był bardzo przystojnym facetem – uśmiechnęła się. – Był dorosły, jasne, że żadna z nas nie chciała zmarnować takiej szansy. Ale żeby zaraz wykorzystywał…

Johannes przymknął oczy.

– Przecież byłyście wtedy niepełnoletnie!

– Nie przesadzajmy! Proszę jednak, nie powtarzajcie nikomu tego, co wam mówiłam. Nie chciałabym, żeby mnie wzięli za szpicla.

– Ellen nikomu nic nie powiedziała! – zapewnił Olaf.

– Ale doniosła na swojego męża! Dostała za swoje. Dobrze jej tak!

Wyglądało na to, że za moment Olaf uderzy dziewczynę, Johannes poderwał się więc i odciągnąwszy go, rzucił na pożegnanie:

– Dziękujemy, chyba już się dowiedzieliśmy wszystkiego. Aha, jeszcze jedno: Czy Arild nigdy nie wspominał, skąd bierze narkotyki?

– Nie – zdziwiła się dziewczyna. – Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy.

Kiedy wyszli na ulicę, złapali głęboki oddech, jakby brakowało im świeżego powietrza. Bez słowa wymienili spojrzenia. Olaf najwyraźniej doznał szoku, natomiast twarz Johannesa stężała jeszcze bardziej.

– Jedźmy czym prędzej na Islandię! – powiedział tylko.

ROZDZIAŁ V

Ellen podniosła wyżej oparcie fotela i popatrzyła przez okienko w dół na ziejące ogniem wieże platform wiertniczych na Morzu Północnym. Mimo późnej godziny słońce znajdowało się jeszcze dosyć wysoko nad horyzontem. Kiedy samolot wystartował z Oslo, słońce właśnie zachodziło. Teraz lecieli z nim jakby na wyścigi.

– Strasznie się cieszę – powiedziała do Ellinor.

– Ja też – uśmiechnęła się przyjaciółka. – Twoje oczy przepełnione są radością. Jeszcze nigdy nie widziałam ciebie takiej radosnej i odprężonej. Czy to zew przygody wywołuje w tobie takie podniecenie, czy ucieczka z miejsca, gdzie nie czułaś się bezpieczna? A może spotkanie z przyjacielem z lat dziecinnych tak cię odmieniło?

– Myślę, że wszystko po trochu.

Jest śliczna, pomyślała Ellinor, patrząc na przyjaciółkę. Właściwie nie dostrzegłam tego dotąd, bo zawsze była taka zamknięta w sobie, jakby przytłoczona jakimś ciężarem.

– Jesteś w nim… zakochana?

Ellen przez chwilę milczała.

– Zakochana? To chyba niewłaściwe słowo. Prawdą jest jednak, że nikt w moim życiu nie znaczył tyle co Olaf Brink, i choć od naszego rozstania minęło jedenaście lat, w dalszym ciągu fascynuje mnie swą otwartością i serdecznością, a przede wszystkim niezwykłą prawością. Ale czy to znaczy, że jestem w nim zakochana? Nie wiem… Chyba nie, raczej nadal czuję coś na kształt dziecięcego podziwu dla silnej osobowości.

Ellinor pokiwała głową na znak, że rozumie. Ellen nie powiedziała nic więcej, nie wyznała, że łudzi się nieśmiałą nadzieją, iż z czasem przyjaźń z Olafem przerodzi się w coś poważniejszego.

Obok przyjaciółek na sąsiednim fotelu siedział korpulentny mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat, który zerkał nieśmiało, wyraźnie zainteresowany Ellinor. Ona, niezbyt tym zachwycona, dyskretnie zamieniła się miejscem z Ellen, żeby odgrodzić się od przypadkowego wielbiciela.

Mężczyzna miał jasną oprawę oczu, a łysinę na czubku głowy otaczał wianuszek rzadkich włosów koloru blond. Nieznajomy przedstawił się uprzejmie. Okazało się, że nazywa się Magnus Pedersen i z zawodu jest geologiem. Wyjawił, że leci na Islandię już po raz ósmy, jak zwykle w celach naukowych.

– A panie, jak się domyślam, wybierają się na wycieczkę? – zagadnął. – Tak, to fascynujący kraj, za każdym razem odkrywam go na nowo.

– Zapewne – przytaknęła Ellinor. – Mamy nadzieję wiele zwiedzić. Moja przyjaciółka poza tym zamierza poznać bliżej rękodzieło artystyczne Islandii: zapoznać się z różnymi technikami tkania gobelinów, farbowania wełny naturalnymi barwnikami i tak dalej.

– Ach, tak? – rzekł na to geolog i oderwawszy na chwilę wzrok od Ellinor, skierował swą uwagę na Ellen. – To bardzo ciekawe. Właściwie mógłbym pani trochę pomóc, wskazać odpowiednie miejsca. Wiem na przykład, że w pobliżu Mývatn jest pozyskiwany…

Na twarzy Ellen pojawił się wymuszony uśmiech.

– Dziękuję za propozycję, ale mamy już i tak bardzo napięty program.

– A więc panie są na zorganizowanej wycieczce, rozumiem. Ja tymczasem w Rejkiawiku przesiadam się do samolotu lecącego bezpośrednio do Mývatn. Proszę mi wybaczyć, nie chciałbym się narzucać.

Ellen uznała, że zachowała się niezbyt uprzejmie, przerywając mu w pół słowa, więc dodała pośpiesznie:

– Ależ my również mamy w planie pobyt w Mývatn! Spędzimy tam trzy dni.

– Wspaniale! Tam jest naprawdę pięknie. Może mógłbym… Nie, lepiej nie uprzedzajmy faktów. Mam nadzieję, że się po prostu spotkamy.

– Ja również – odpowiedziała Ellen uprzejmie i poczuła, jak Ellinor kopnęła ją w kostkę.

– Jeśli ktoś chce dotrzymać kroku Ellen, musi być rannym ptaszkiem – rzekła Ellinor w nadziei, że zniechęci natręta. – Nie spotkałam dotąd nikogo, kto zrywałby się o tak wczesnej porze. Na przykład godzina czwarta to dla niej wcale nie jest wcześnie.

Pan Pedersen wyraźnie się stropił. Przez resztę podróży sprawiał wrażenie, że usilnie rozmyśla, jakby tu spotkać Ellinor samą o jakiejś ludzkiej porze.

Dzień później w samolocie lecącym w tym samym kierunku siedział Olaf i Johannes.

– Jesteśmy spóźnieni o cały dzień – mruknął Johannes. – Tylko dlatego, że nasi szefowie nie mogli pojąć, w jakim celu jedziemy na Islandię.

– Tak, to denerwujące – przyznał Olaf.

– Ale przynajmniej ustaliliśmy, że Svartena nie było na liście pasażerów ani wczoraj, ani przedwczoraj. Sprawdziliśmy dokładnie. Należy przypuszczać, że leci teraz z nami. Zastanawiam się, czy to nie facet, na którego zwróciłem uwagę w kolejce do odprawy.

Johannes spojrzał pytająco.

– Wydaje mi się, że to ten, który siedzi pięć rzędów za nami na fotelu z lewej strony tuż przy przejściu. Idź do toalety, to go sobie obejrzysz!

– Ale ja nie muszę… No dobrze już, pójdę. Na pewno jest kolejka, jak zwykle – dodał ponuro.

Nie wracał dość długo.

– Była kolejka – stwierdził kwaśno po powrocie. – Następnym razem wymyśl inny pretekst, kiedy będziesz mi chciał coś pokazać.

– A jaki pretekst może być lepszy?

– Dobrze już, dobrze! Widziałem go. Trudno ocenić człowieka na pierwszy rzut oka, ale wydaje mi się, że tym razem masz rację.

– Podróżuje sam, czarne włosy, ciemny zarost, przesadnie elegancko ubrany i rażąco pewny siebie.

– Tak – potwierdził Johannes. – Mina światowca, przekonanie, że ma nad wszystkimi władzę. Przestępcy jego formatu mają w sobie coś takiego. Proponuję, żebyśmy mieli tego faceta na oku.

– Przyjrzymy się jednak także innym pasażerom. Być może na miejscu będziemy musieli się rozdzielić. Jeden będzie trzymał się w pobliżu Ellen, a drugi śledził tego faceta.

– Wiesz, gdzie jest teraz… Ellen?

Wydawało się, że Johannes z niechęcią wymawia imię dziewczyny.

– Sprawdziłem w biurze podróży u organizatora wycieczki. Na dzisiaj lub jutro został zaplanowany wyjazd do Thingvellir i w rejony występowania gejzerów, mam zanotowane nazwy miejscowości. Potem lecą samolotem do Akureyri i Mývatn, gdzie spędzą trzy dni. Przyłączymy się do grupy.