Выбрать главу

Udało się! Przetarła oczy szczypiące od dymu i oparów i zorientowała się, że stoją na wysepce, jeszcze bardziej odizolowanej niż poprzednia. Chociaż nie… w stronę zasnutego mgłą terenu prowadził wąski przesmyk przedzielony w wielu miejscach grząskim gruntem.

– Widzi pani tę seledynową poświatę po drugiej stronie? – zawołał Pedersen tuż przy twarzy dziewczyny. Ostry zapach wody po goleniu kontrastował z wonią siarki.

Ellen wytężyła wzrok. Oczy szczypały ją od nasyconego siarką powietrza.

– Nie.

– Musimy przedostać się tędy – wskazał przesmyk. – Wówczas zobaczy pani lepiej. Chodźmy!

– Nie, dajmy spokój. Nie chcę iść dalej! – zaprotestowała z całych sił, by ją usłyszał wśród głośnego syku pary buchającej z wąskiej szczeliny po ich prawej stronie.

– Idziemy – przekonywał Pedersen. – Jeśli pani uważa, że nieprzyjemnie jest mieć za plecami ten kocioł parowy, może pani pójść przodem.

– A potem z powrotem tą samą drogą? O nie, dziękuję! Wolę zrezygnować z tej wątpliwej przyjemności.

– Po tym jak dotarła pani tak daleko? Szkoda!

Ellen, która zawsze była miękka i łatwo ulegała wszelkiej perswazji, westchnęła tylko zrezygnowana. Ostrożnie weszła na wąski przesmyk utworzony z zastygłej lawy. Mniej więcej w jego połowie, kiedy zamierzała już uklęknąć i przesuwać się dalej na czworakach, poczuła nagle zaciskające się wokół szyi ramię.

Krzyknęła i zachwiała się, usiłując się odwrócić.

Jedyne, co zdążyła dostrzec, to spojrzenie Pedersena, z którego znikła naiwna nieporadność, ustępując miejsca fanatycznemu obłędowi. W jego oczach pojawiły się triumfalne błyski.

Błyskawicznie opróżnił małe pudełko, które trzymał w dłoni, i sypnął prosto w twarz dziewczyny garść proszku.

Poczuła piekący ból w oczach i zasłoniła je rękami. Krzyczała zdesperowana, z trudem łapiąc równowagę. Bała się przesunąć nawet o milimetr. Nic przecież nie widziała! Na dodatek zaczęła się dusić, bo proszek wywołał silny atak kaszlu.

W ogłuszającym huku wody usłyszała głos Pedersena:

– Wreszcie cię znalazłem, Ellen Ingesvik. Przez trzy długie lata cię szukałem!

– Svarten? – zadrżała.

– Właśnie! Zapamiętaj sobie jednak: Svarten nigdy nie zabija. W każdym razie nie własnymi rękami. Zadbałem tylko, abyś nie miała szans wyjść z tego cało. To nie jest morderstwo, jedynie zgoda na to, by zadecydowała natura.

Głos oddalił się nieco, bowiem jego właściciel wracał na bezpieczną wyspę. Dziewczyna została sama na wąskim przesmyku utworzonym przez lawę. Żeby się stąd wydostać, musiałaby widzieć!

Do siódmej Johannes zdążył wiele razy wejść i wyjść z hotelu. Kiedy przysiadł na chwilę na mokrej od rosy ławce w ogrodzie, zauważył przez przeszklone drzwi, że w recepcji rozpoczęła pracę nowa zmiana. Pracownik, który pełnił dyżur w nocy, pożegnał się i za ladą usiadła młoda recepcjonistka. Kilku turystów, wypoczętych i pełnych energii, wyruszało na wyprawę. Policjantowi zdawało się, że to Holendrzy.

Znowu zszedł nad brzeg jeziora. No cóż, musi spacerować na niewielkiej przestrzeni, bo przecież nie wolno mu spuścić z oczu głównego wejścia do hotelu. Starał się jednak jak najmniej przebywać w holu. Rozległ się warkot silnika i drogą od strony gór nadjechał samochód. Johannes nie zainteresował się nim bliżej, bo przecież miał inne zadanie. Trzasnęły drzwiczki, a potem z piskiem otworzyły się przeszklone drzwi i kierowca zniknął w budynku. Policjant odwrócił głowę, by sprawdzić, czy czasem równocześnie na zewnątrz nie wyszła Ellen. Ale nie, nie zobaczył dziewczyny.

Zaczynał się niecierpliwić. I to się nazywa wczesnym wstawaniem? Jeszcze trochę, a pojawi się ostatnia!

Kwadrans przed ósmą zeszła na dół współlokatorka Ellen. Johannes wstał z kanapy w holu i podszedł do niej.

– Czy moja… – zaczął, ale zaraz poprawił się: – Czy Ellen Ingesvik jeszcze nie wstała? – zapytał pośpiesznie, zapominając o „dzień dobry”.

Kobieta zdziwiona uniosła brwi.

– Panna Ingesvik? Wstała dziś przed wschodem słońca! Kiedy przebudziłam się około wpół do szóstej, już jej nie było w pokoju – odpowiedziała i skierowała się w stronę restauracji.

Johannes poczuł wzbierającą złość, po części na Ellen, a po części na siebie, że jej nie upilnował. Zaklął szpetnie pod nosem.

Gdzie ona poszła? Nie ma jej już od trzech godzin. Czyżby wyruszyła na spacer wokół jeziora? Nie zdziwiłoby go to ani trochę, ta dziewczyna zawsze była oryginalna.

Pośpiesznie podszedł do recepcji, żeby spytać o możliwość wypożyczenia samochodu. Był wzburzony, chociaż nie przypuszczał, by mogło jej tu grozić jakieś niebezpieczeństwo. Wściekał się raczej na siebie, że popełnił taki błąd, że jednak zdołała mu się wymknąć spod kontroli.

Co prawda nie miała pojęcia, że moim zadaniem jest zapewnienie jej ochrony, próbował oddać dziewczynie sprawiedliwość. Przecież nie nakazałem jej każdorazowo meldować, dokąd idzie.

Ale mimo wszystko wydało mu się to irytujące.

Recepcjonistka popatrzyła na niego badawczo, a potem spojrzała na półkę znajdującą się za jej plecami. Wzięła do ręki kartkę i zapytała:

– Czy pan mieszka może w pokoju numer siedemnaście?

– Tak.

– Jest tu jakaś wiadomość dla pana, zostawiona przez nocną zmianę.

Johannes wziął do ręki kartkę i w miarę jak czytał, twarz coraz bardziej mu tężała:

„Telefonował Olaf Brink z Rejkiawiku. Waldemar Gran jest niewinny. Svarten prawdopodobnie przebywa w okolicy Mývatn. Miej się na baczności, nie spuszczaj z oczu Ellen! Przyjeżdżamy możliwie najszybciej”.

– Czy ktoś opuszczał dziś hotel? Chodzi o mężczyznę – spytał recepcjonistkę.

– Nie umiem panu odpowiedzieć, dopiero przyszłam na dyżur.

– Czy mogę porozmawiać z osobą, która dyżurowała w nocy?

– Kolega pojechał już do domu, do Einarstadir.

– Ma telefon?

– Niestety, nie.

Na twarzy Johannesa pojawił się grymas zniecierpliwienia i bezsilności.

– Ale… – zawahała się dziewczyna i dodała: – Któryś z gości wybrał się dość wcześnie na przejażdżkę samochodem. Słyszałam, jak wrócił do hotelu i poszedł na pierwsze piętro. Nie widziałam go jednak, gdyż właśnie byłam na zapleczu. Pomyślałam tylko, że trafił się jakiś ranny ptaszek.

Samochód! Johannes wstrzymał oddech, przypomniawszy sobie ten moment, kiedy usłyszał warkot silnika. Kiedy wracał znad jeziora, zerknął na parking przed hotelem, gdzie stały głównie białe jeepy. Turyści, zwiedzając dzikie wnętrze Islandii, najchętniej korzystali z samochodów terenowych, bo tylko takie nie zawodziły na drogach, zniszczonych przez lawiny czy rzeki ciągle zmieniające swe koryta. Johannes nie wiedział jednak, który samochód wjechał na parking ostatni.

Miał ochotę zwymyślać recepcjonistkę za to, że nie uważała lepiej, ale zdawał sobie sprawę, że byłoby to ze wszech miar niesprawiedliwe. Sam przecież dopuścił się karygodnego zaniedbania. Zaczął od nowa przeklinać siebie w duchu.

Samochód jednak stanowił jakiś trop!

Co prawda policjant wiedział jedynie, że nadjechał od strony gór Námafjell.

W pół godziny później Johannes Hallar wyruszył w góry starą ciężarówką. Wszystkie samochody były zarezerwowane, zabrał się więc z młodym Islandczykiem, który pracował w pobliżu hotelu.

Wcześniej powiadomił miejscową policję i poprosił o przyjazd do hotelu funkcjonariuszy, którzy dopilnowaliby, aby do chwili odnalezienia Ellen żaden z gości płci męskiej nie opuścił budynku. Poza tym policja miała przeczesać teren wokół jeziora na wypadek, gdyby dziewczyna całkiem po prostu wybrała się na poranny spacer.